Będzie śledztwo prokuratury w sprawie wypadku z ubiegłego tygodnia. Na Ursynowie kierowca bmw wjechał w stojącego na przystanku 18-latka. Chłopak był operowany, jego stan nadal określany jest jako ciężki i wciąż leży na oddziale intensywnej terapii. - Na tym przystanku stały jeszcze trzy inne osoby, w tym 16-latka, która cudem uniknęła miazgi. Mówili, że ten człowiek urządził sobie na ulicy zabawę - drifty kontrolowane, a po wszystkim wyszedł z auta i odkręcił tablice rejestracyjne. Moim synem się nie interesował - relacjonuje ojciec poszkodowanego w wypadku Igora.
W ubiegły poniedziałek na ulicy Gandhi, w rejonie skrzyżowania z aleją Komisji Edukacji Narodowej, kierowca bmw wjechał w przystanek autobusowy i uderzył w czekającego na przyjazd autobusu 18-letniego Igora. Kilka innych osób, które stały obok chłopaka, cudem uniknęły rozjechania.
Początkowo policja zdawkowo informowała o "jednej osobie odwiezionej do szpitala". W weekend na facebookowej grupie "Obywatele Ursynowa" pojawił się rozpaczliwy apel ojca poszkodowanego chłopaka. "Bardzo proszę o kontakt świadków wypadku. Sytuacja zdrowia mojego syna jest bardzo ciężka znajduje się na Intensywnej Terapii. Lekarze walczą o jego życie. Sprawca wypadku do tej pory nie podjął próby kontaktu z nami, a policja już na etapie postępowania przygotowawczego skierowała sprawę na Komisariatu przy Wita Stwosza 31, który miał rozpatrywać sprawę jako wykroczenie. Dopiero po mojej interwencji i głośnym upominaniu się sprawa została przekazana na Komendę Rejonową II przy Malczewskiego i będzie rozpatrywana jako wypadek" - pisał pan Dariusz.
Skontaktowaliśmy się z autorem wpisu. Jak powiedział, jego syn tydzień po wypadku nadal przebywa na Oddziale Intensywnej Opieki Medycznej w szpitalu przy Wołoskiej. - Igor miał między innymi rozerwany pęcherz moczowy i złamaną miednicę. Przeszedł operację i wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej, bo miał silne wewnętrzne krwawienie. Po operacji lekarze powiedzieli wprost: stan życia pana syna jest ciężki, ledwo go uratowaliśmy, potrzebował trzech dawek krwi - relacjonuje w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
We wtorek stan chłopaka zaczął się poprawiać, a w środę podjęto decyzję o stopniowym wybudzaniu ze śpiączki. - Syn już samodzielnie oddycha i je, jest w miarę kontaktowy. Nadal jednak lekarze określają jego stan jako ciężki. Miał złamaną miednicę, więc czeka go długa rehabilitacja. Mówią, że będzie musiał leżeć na płasko nawet 18 tygodni, żeby to wszystko się zrosło. On jest teraz w klasie maturalnej, także pod tym kątem ten wypadek wszystko komplikuje - opowiada.
Na komendzie chaos i brak empatii
Zdaniem naszego rozmówcy, policja początkowo bagatelizowała sprawę, a jemu samemu trudno było uzyskać jakiekolwiek informacje. - W środę, gdy minął już pierwszy szok, zadzwoniłem do policjanta, który kontaktował się z moją żoną po wypadku. Zapytałem o numer sprawy i gdzie ją przekazano. Od tego człowieka usłyszałem tylko, że "kierował młody człowiek autem z tylnym napędem, nie opanował samochodu i wjechał w przystanek". Skierował mnie na komendę przy Malczewskiego, ale tam też nic nie wiedzieli. Kazali dzwonić do wydziału dochodzeniowo-śledczego, a tam usłyszałem z kolei, że dokumenty znajdują się na Wita Stwosza - relacjonuje nam pan Dariusz.
Dodaje, że - jak usłyszał przez telefon - na Wita Stwosza działa mały komisariat obsługujący wykroczenia i niewielkie zdarzenia, natomiast większe sprawy, jak na przykład wypadek, powinny być kierowane na komendę przy Malczewskiego. - Dopiero w piątek zadzwonili do mnie z Wydziału dochodzeniowo-śledczego komendy na Malczewskiego informując, że sprawa jest u nich. Już wiedziałam, że panuje tam duży chaos i zero empatii. Jako ojciec powinienem mieć wgląd w sprawę - zauważa ojciec poszkodowanego chłopaka.
Policja nie mogła dać mu namiarów do świadków zdarzenia, więc postanowił szukać ich sam. Dlatego zamieścił wpis na ursynowskiej grupie. Skontaktowało się z nim kilka osób, w tym również te, które stały na przystanku, kiedy doszło do wypadku. - Tam były jeszcze trzy inne osoby: obok stała para młodych ludzi, a w rogu przystanku 16-latka, która cudem uniknęła miazgi. Z ich relacji wynikało, że ten człowiek urządził sobie na ulicy zabawę - drifty kontrolowane. Jeden raz skontrował, drugi raz skontrował, ale za trzecim mu się nie udało, bo było mokro, a on miał letnie opony. I uderzył centralnie w przystanek, w mojego syna i potem auto się odkręciło i wpadło w słupek - opisuje nasz rozmówca.
"Wyszedł z auta i odkręcił tablicę rejestracyjną"
Z relacji świadków wynika też, że Igor po wypadku był w szoku, chciał biec przed siebie, ale powstrzymali go inni ludzie. Adrenalina działała. A co w tym czasie robił kierowca? - Świadkowie twierdzą, że wyszedł z auta, obszedł je i gdzieś zadzwonił. Potem odkręcił tablicę rejestracyjną. Prawdopodobnie taką instrukcję dostał od kogoś przez telefon. Druga tablica ponoć odpadła sama. Ten człowiek w ogóle nie był zainteresowany moim synem, interesowało go tylko auto - relacjonuje pan Dariusz.
- Do tego wypadku doszło w centralnym miejscu Ursynowa. To oblegany przystanek, obok ludzie wychodzą z metra i przesiadają się tam do różnych autobusów. To było kilka minut po godzinie 14, kiedy dzieci wracały do szkoły. Tam naprawdę mogło dojść do tragedii. To mógł być każdy - podsumowuje ojciec.
Jest śledztwo. Na razie nikogo nie zatrzymano
- W tej sprawie w Komendzie Rejonowej Policji Warszawa II prowadzone jest postępowanie pod nadzorem Prokuratury Rejonowej Warszawa Ursynów - powiedział nam rzecznik ursynowskiej policji Robert Koniuszy. Zaznaczył, że bezpośrednio po zdarzeniu wykonano "szereg czynności zmierzających do ustalenia okoliczności oraz jego przebiegu". - Zabezpieczono miejsce wypadku, przeprowadzono oględziny, ustalono obrażenia pokrzywdzonego, zabezpieczono ślady i pojazd biorący udział w wypadku drogowym, ustalono kierującego samochodem oraz świadków zdarzenia - wyliczał policjant.
Jako że sprawą zajmuje się już prokuratura, policja nie może odpowiedzieć, czy jest monitoring z przebiegu zdarzenia, czy kierowcy zostało odebrane prawo jazdy i czy sprawdzono go pod kątem obecności środków odurzających w organizmie. Rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz doprecyzowała z kolei, że nikt w tej sprawie nie został zatrzymany.
- Po zebraniu materiału dowodowego sprawa została przekazana do prokuratury celem wszczęcia śledztwa. Prokuratura będzie decydowała o dalszych czynnościach w tej sprawie - podsumował Koniuszy.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl