Skrzyżowanie Górczewskiej z Płocką na Woli - tu nawet wieczorem kręci się mnóstwo osób. W pobliżu są stacja metra, przystanki autobusowe, sporo sklepów czynnych do późna. 17 czerwca, o godzinie 22.20 Magda wracała do domu po pracy. Wtedy podbiegł do niej mężczyzna i zaczął ją dotykać w okolicy miejsc intymnych.
Zdarzenie, jeszcze trzęsącym się z emocji głosem, Magda opisała na Tik Toku, wskazując na mapce dokładne miejsce ataku. "W momencie, kiedy odebrałam hulajnogę właśnie z tego miejsca, na tym wielkim skrzyżowaniu, oświetlonym skrzyżowaniu, powiedzmy bezpiecznym skrzyżowaniu, odwróciłam się na sekundę, aby wziąć hulajnogę. I w tym samym momencie pewien mężczyzna podbiegł do mnie, obmacał mnie po tyłku i pobiegł sobie dalej na czerwonych światłach (...) Jak, gdyby nigdy nic".
Policjantka nie przyjęła zawiadomienia
To była pierwsza sytuacja w życiu, w której doświadczyła molestowania w miejscu publicznym. Odruchowa reakcja to telefon pod numer alarmowy. Zapytała, co może z tym zrobić. Była w szoku, bała się iść na komisariat o tej porze. Policjant poinformował ją przez telefon, że to molestowanie i że powinna udać się na komendę. Poszła więc na najbliższą - przy ulicy Żytniej 36. To Komenda Rejonowa Policji Warszawa IV.
I tu zaczęły się schody. Najpierw bezskutecznie czekała, aż ktoś wyjdzie z recepcji, a z pokoju socjalnego - według jej relacji - było słychać śmiechy i rozmowy. By zwrócić na siebie uwagę, zaczęła wołać: "halo, przepraszam". Stukała w szybę i gasiła światło w recepcji. "Po prostu zachowywałam się jak 'małpa w klatce', aby ktoś z tego pokoju do mnie przyszedł" - tłumaczy swoje zachowanie.
W końcu pojawiła się policjantka i zapytała, w czym może pomóc. "Opowiedziałam jej sytuację takim samym tonem, jakim opowiadam wam. Czyli bardzo wystraszona, zestresowana, jąkając się. Pani oczywiście w ogóle się nie skupiła na tym, co mówię, więc poprosiła, abym powtórzyła raz jeszcze to samo, co powiedziałam przed chwilą. A więc to zrobiłam. I słuchajcie: pani odmówiła przyjęcia zgłoszenia. Powiedziała, że zaprasza mnie jutro o godzinie 8, aby to zgłosić, bo to jest 'normalny wybryk'. Rozumiecie to?" - kontynuuje. "Jestem w szoku, bo tak jak słyszałam wiele historii, że policja nic z tym nie robi, to nie sądziłam, że kobieta kobiecie, pani policjant odmówi przyjęcia zgłoszenia w sprawie molestowania publicznego i że powie, że mam się zwrócić z tą samą sprawą kolejnego dnia o 8 rano, bo dopiero wtedy przyjmą moje zgłoszenie w tej sprawie" - relacjonuje na nagraniu.
Zwróciła się też z prośbą do oglądających o pomoc w znalezieniu mężczyzny. Jak opisała, był ubrany w czerwoną bluzkę, miał na sobie niebieskie bądź czarne, duże słuchawki nauszne.
Reakcja burmistrza Woli
Film, w którym nasza bohaterka opisała zdarzenie, ma już 86 tysięcy polubień. Mnóstwo kobiet napisało w komentarzach, że spotkała je podobna sytuacja. W oczy rzuca się szczególnie jeden: "Mieszkam niedaleko przy ul. Ludwiki. Miałam podobną sytuację tylko facet był na rowerze. Również zgłosiłam się na Żytnią. Usłyszałam, że skoro nie wiem, kim była ta osoba, to nie wiedzą, po co w ogóle przyszłam".
Wideo dotarło do burmistrza Woli, który postanowił zareagować. "Zwróciłem się do Komendanta Policji KR4 na Woli z prośbą o pilne wyjaśnienie okoliczności relacjonowanego w mediach społecznościowych przez mieszkankę przypadku molestowania w miejscu publicznym z dnia 17 czerwca i udzielenie poszkodowanej wszelkiej możliwej pomocy. Liczę, że sprawca zostanie szybko ustalony, ujęty i przykładnie ukarany!" - napisał na platformie X Krzysztof Strzałkowski.
Zwróciłem do Komendanta Policji KR4 na Woli z prośbą o pilne wyjaśnienie okoliczności relacjonowanego w mediach społecznościowych przez mieszkankę przypadku molestowania w miejscu publicznym z dnia 17 czerwca i udzielenie poszkodowanej wszelkiej możliwej pomocy.
— Krzysztof Strzałkowski (@KStrzalkowski) June 19, 2024
Liczę, że…
Policja: dotarliśmy do pokrzywdzonej
O komentarz do sprawy poprosiliśmy rzeczniczkę komendy na Woli.
- 17 czerwca po godzinie 22 na skutek rozmowy z funkcjonariuszką ustalono, że zainteresowana ma się stawić następnego dnia o godzinie 8 na komendzie. Kobieta nie stawiła się o ustalonej porze. Policjanci podjęli czynności zmierzające do ustalenia okoliczności tego zdarzenia, jak i ustalenia sprawcy, pomimo braku formalnego zawiadomienia i dotarli do samej pokrzywdzonej. Sprawa jest prowadzona pod kątem naruszenia nietykalności cielesnej zgodnie z artykułem 217 Kodeksu karnego. Policja wyjaśnia okoliczności tego incydentu - odpowiedziała nam rzeczniczka wolskiej policji nadkomisarz Marta Sulowska.
Jak dodała, formalne zawiadomienie pokrzywdzona złożyła kilka dni później.
Samego zachowania policjantki, która miała nie przyjąć zawiadomienia od Magdy, rzeczniczka nie skomentowała.
Piszą na grupach sąsiedzkich #napad #molestowanie
Problem molestowania kobiet w Warszawie jest widoczny w mediach społecznościowych. Kto należy do grup sąsiedzkich na Facebooku, ten wie, że co jakiś czas pojawiają się wpisy osób, które przestrzegają przed napastowaniem.
Przykładowo: 26 czerwca na grupie Ochocianie pojawił się anonimowy wpis jednej z mieszkanek Ochoty opatrzony hasztagami #napad i #molestowanie. Jak czytamy, w sobotę, 22 czerwca, kilkanaście minut po godzinie 22 została zaatakowana przez nieznanego mężczyznę w Parku Szczęśliwckim.
"Sprawę zgłosiłam na policję. Szukam świadków zdarzenia lub innych potencjalnych ofiar (które mógł dotykać w nieodpowiedni sposób)" - zaapelowała do członków grupy. Zamieściła też mapkę z trasą, którą się poruszała i zaznaczyła punkt - D - w którym została zaatakowana. W pobliżu wyjścia z parku.
Podała też rysopis napastnika. Mężczyzna około 180 centrymetrów, ciemne blond, krótkie włosy. Twarzy nie widziała. "Ubrany w ciemne spodenki (jeansowe lub czarne), tuż przed lub za kolano, miał jasny t-shirt, raczej biały (wydaje mi się, że koszulka miała czarny pionowy pasek z tyłu), prawdopodobnie miał białe skarpetki" - opisała. I dodała, że sprawca uciekł w stronę pobliskich bloków.
Mężczyzna biegł. Poszkodowana jest pewna, że mijał jakieś osoby, prawdopodobnie będące na spacerze z psem, mógł go zauważyć także starszy pan siedzący na ławce, obok którego stał rower. "Byłam ubrana w czarną sukienkę, do połowy łydki, jestem wysoka (178 cm) i miałam rozpuszczone włosy (do połowy pleców, brunetka). Będę wdzięczna za wszelką pomoc i porozmawianie z Waszymi bliskimi, może ktoś wtedy był w parku i coś pamięta. Wiem, że jest jeszcze co najmniej jedna kobieta poszkodowana prawdopodobnie przez tego samego sprawcę" - zaapelowała.
Kobieta ustaliła, że w okolicy miał miejsce jeszcze podobny atak - tego samego dnia (22 czerwca) tuż po północy na skrzyżowaniu ulic Korotyńskiego i Majewskiego Skorochód - ktoś zaczepił biegaczkę.
Publiczne molestowanie. Co robić w takich sytuacjach?
Grażyna Ferra-Kopocińska znana na Instagramie jako "bezpieczna kobieta" pokazuje na swoim profilu przypadki ataków na kobiety. I radzi, co można zrobić w takich sytuacjach. Była żołnierką, służyła 16 lat, teraz prowadzi szkolenia z samoobrony. Dlaczego kobiety często nie zgłaszają napaści lub innych tego typu zdarzeń? - Byłam też w podobnej sytuacji, kiedy próbowałam zgłosić zastraszanie, czekałam ponad trzy godziny. Odechciewa się. A na końcu i tak usłyszałam, że prokurator nie będzie miał podstaw do wszczęcia tego postępowania, bo nie zostało tam ujęte słowo "zabiję" określone wprost. Tylko między słowami - mówi tvnwarszawa.pl Ferra-Kopocińska.
Jak ocenia sytuację opisaną przez Magdę? - Cielesność została naruszona. W takich sytuacjach zawsze proponuję zgłosić się najpierw do jakiegokolwiek ośrodka zdrowia, czyli do szpitala czy innego miejsca opieki medycznej, żeby sporządzić tak zwaną obdukcję. Mamy już jakiś "dowód" i wtedy policja musi takie zgłoszenie przyjąć w trybie natychmiastowym - radzi nasza rozmówczyni. Co mogła zrobić Magda? - Kobieta mogła poprosić policjantkę, żeby dostała na piśmie, że ta nie przyjmuje zgłoszenia w ten dzień. Można przyjść uzupełnić zgłoszenie w innym dniu, ale warto naciskać, że chcemy, by zgłoszenie zostało przyjęte - podkreśla.
Policja powinna przyjąć zgłoszenie. "Więcej empatii"
Co mogło być powodem, dla którego policjantka nie przyjęła zawiadomienia od razu?
- Nie będę też ukrywać, że policja ma pełne ręce roboty. Nie chcę usprawiedliwiać, ale pracowałam w służbach. Zgłoszeń prawdziwych i nieprawdziwych jest ogrom, a ich weryfikacja jest bardzo trudna. Na pewno miejsce, w którym do tego doszło, jest dobrze monitorowane. Gdyby ta pani przyszła następnego dnia, to zostałoby to zgłoszenie przyjęte, a monitoring ściągnięty przez policję, taką mam nadzieję - odpowiada.
Ale podkreśla też: - Policja powinna przyjąć zgłoszenie i się zainteresować. Skoro dajemy przyzwolenie na uszczypnięcie czy klepnięcie w pupę, to z tego powodu mężczyzna może sobie dopowiadać, że jest pozwolenie na dużo więcej. A skoro nie przyjmiemy zgłoszenia o naruszeniu cielesności kobiety - przekroczeniu granicy, w postaci uszczypnięcia czy klepnięcia, to później ta kobieta nie pójdzie zgłosić gwałtu, bo nie będzie widziała w tym sensu. Pani policjantka powinna przyjąć to zgłoszenie. Tym bardziej, że jest kobietą i moim zdaniem powinna się zachować odpowiednio, jak w stosunku kobieta do kobiety. Więcej empatii.
Dlaczego kobiety o tym nie mówią?
W ocenie naszej rozmówczyni liczba takich zdarzeń jest duża, niekoniecznie uchwytują je statystyki.
- Dostaję masę wiadomości od kobiet. Opisują swoje historie, których nigdzie nie zgłaszają. To się dzieje w metrze, w innych środkach komunikacji. Przerażające. Nie jestem w stanie zdefiniować źródła. Być może bierze się to z takiego właśnie przyzwolenia? - zastanawia się nasza rozmówczyni. W jej ocenie kobiety zgłaszają tylko 10-20 procent zdarzeń.
Ferra-Kopcińska obserwuje także Warszawę i statystyki policyjne gwałtów. - Po tragedii Lizy był to głośny temat, ale później już wszyscy o tym zapomnieli. A tych gwałtów w Warszawie jest sporo. W tygodniu, zgłaszanych jest nawet kilka - ocenia.
Przypomnijmy: 25-letnia Liza to ofiara bestialskiego gwałtu, do którego doszło w niedzielę, 25 lutego. Naga, nieprzytomna kobieta, bez "funkcji życiowych", została znaleziona na schodach budynku przy ulicy Żurawiej 47 w Śródmieściu. Kilkanaście godzin później śródmiejscy funkcjonariusze zatrzymali 23-letniego Doriana S. w związku z napaścią.
Kamery monitoringu zamontowane na Żurawiej nagrały dwie kobiety, które przechodziły ulicą w momencie, gdy doszło do ataku na 25-letnią Białorusinkę. Wyjaśniały na komendzie, że nie miały świadomości, że tuż obok nich dochodzi do przestępstwa. Myślały, że są świadkami seksu, poszły dalej.
CZYTAJ TAKŻE: "Nie wydawał się człowiekiem agresywnym". Bestialsko zaatakował na ulicy 25-letnią Lizę
To może być gest lub słowo. Nie musi dojść do dotyku
L'Oréal Paris razem z międzynarodową organizacją Right To Be (a w Polsce z lokalną organizacją pozarządową - Centrum Praw Kobiet) zainicjowała wspólną kampanię "STAND UP. Sprzeciw się molestowaniu w miejscach publicznych".
Badania zostały zlecone w 15 krajach. W Polsce przeprowadziła je pracownia Ipsos w marcu 2021 roku na próbie dwóch tysięcy osób. Dane pokazały, jak mała jest świadomość tego, czym jest molestowanie. W pierwszej, spontanicznej odpowiedzi 41 procent respondentek odpowiadało twierdząco na pytanie, czy doświadczyły molestowania. Jednak pierwszym odruchu nie klasyfikowały wielu zachowań jako formy molestowania. "Molestowanie to przecież nie tylko napaść fizyczna. Żeby o nim mówić nie musi nawet dojść do przekroczenia granic intymności fizycznej. Nie musi dojść do dotyku. Molestowaniem może być gest lub słowo. A to już nie jest takie oczywiste" - czytamy w raporcie.
Mając tę wiedzę, dwa razy więcej respondentek (84 procent), przyznało, że mogło doświadczyć jakieś formy molestowania. "Wulgarne zaczepki, gwizdy, cmokanie, oblizywanie się, zagradzanie drogi - to zachowania, które niestety zostały na tyle znormalizowane, że niekiedy bagatelizujemy ich skutek. Zaczepiana kobieta najczęściej milczy, kuli się, odwraca głowę. Czuje się zawstydzona i poniżona. Taki incydent, pozornie mało znaczący, nie jest obojętny dla jej samopoczucia. Odciska swoje piętno i negatywnie wpływa na jej poczucie godności i własną samoocenę" - podano w raporcie.
Badania pokazują też inną smutną prawdę: 87 procent Polek boi się i unika powrotów do domu późnym wieczorem i w nocy. 75 procent Polek i Polaków uważa, że kobiety są często obwiniane za to, że były molestowane, komentarzami w typie: "Sama chciała, skoro tak się ubrała!", "Po co tam szła po nocy?", "To dlaczego piła alkohol?", "Pewnie jej się podobało, skoro nie reagowała".
Szokujące zachowanie taksówkarza. "Byli na moście"
Gdzie jeszcze szukać pomocy? Można zwrócić się na przykład do Centrum Praw Kobiet. Pełni tam dyżury między innymi dr Anna Osowska-Rembecka. To pułkownik Służby Więziennej, wykładowczyni, działaczka społeczna i ekspertka pierwszego kontaktu dla ofiar przemocy w rodzinie w fundacji Centrum Praw Kobiet, gdzie działa całodobowa linia wsparcia.
- Odbieramy bardzo dużo takich zgłoszeń. Ostatnio na moim dyżurze zadzwoniła kobieta, która jest wykładowczynią akademicką i zamówiła taksówkę na aplikację. Kobieta około 50 lat, chciała odebrać pierogi, bo miała gości. Kierowca zapakował je do bagażnika, później jechali w korku. Było około godziny 17. W pewnym momencie zobaczyła w lusterku, że kierowca się onanizuje. Opisywała, że nie robił tego w "sposób ostentacyjny". Natomiast robił to, a ona zobaczyła to przypadkiem. Mówiła, że normalnie kazałaby mu się zatrzymać, ale ją sparaliżowało. Byli na moście. Miał świadomość, że ona to widzi i wcale nie przerwał, tylko się bardziej zasłonił. Aż do finału - opowiada nam jedną z historii.
- To dorosła kobieta, ale w tej sytuacji czuła obrzydzenie i nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Jak weszła do domu, to aż się popłakała, trzęsły jej się ręce. I zadzwoniła do nas, bo nie wiedziała, co robić. Poleciłam jej zgłosić to na policję i do korporacji. Jednak takie sprawy są często umarzane z uwagi na małą szkodliwość czynu - przyznaje nasz rozmówczyni.
Dr Osowska-Rembecka prowadziła w swojej karierze wiele szkoleń dotyczących przemocy w przestrzeni publicznej. Zarówno dla studentek, jak i w korporacjach, które o to prosiły. - Widziałam na twarzach kobiet, bo to od razu widać, że wiele z nich doświadczyło takich sytuacji. Jeżeli to były kobiety zebrane w jakimś domu kultury i się nie znały, to pytałam: "czy któraś z pań doświadczyła takiej sytuacji?". W miejscu pracy nie zadawałam takich pytań, bo często się krępują. W wolnej grupie 90 procent kobiet na sali podnosiło ręce. A mężczyźni byli tym zawsze zaskoczeni - twierdzi.
Myśląc o przyczynach dostrzega "dualizm myślenia". - Wszyscy mówią "stop przemocy", a jest przyzwolenie na tę przemoc. To przyzwolenie nie polega na tym, że deklarujemy, że jesteśmy za przemocą, tylko na wzorcu kulturowym, na wychowaniu. To zależy o tego, jak wychowujemy swoje dzieci, co mówimy w domu, z czego żartujemy - wyjaśnia ekspertka.
Tłumaczy, że kobiety czasem nawet nie mają świadomości, że doświadczyły przemocy w miejscu publicznym. - Nie ma edukacji. To, co jest przemocą, nazywamy podrywem albo zainteresowaniem. To jest bardzo mocno związane z naszą kulturą. Nawet te określenia typu "łobuz kocha najbardziej" czy pociąganie za warkocze, dowcipy, rozbierane reklamy... To wszystko jest przemocą w przestrzeni publicznej. Chłopca nie czyni silnym to, że złapie za pośladek albo, że będzie wulgarny, tylko silnym uczyni go to, że tego nie zrobił - wyjaśnia.
Komentuje też działania policji w tym zakresie: - Rzeczywiście takie zgłoszenia są traktowane mało poważnie w porównaniu do kradzieży, włamania czy morderstwa. Jestem przekonana, że 80 procent przypadków molestowania nie jest w ogóle zgłaszanych policji.
Bezpłatne infolinie dla kobiet dotkniętych przemocą:
tel. 800 107 777 - całodobowe wsparcie Kobiety Kobietom, Centrum Praw Kobiet>>
tel. 888 883 388 (od poniedziałku do piątku w godz. 11 - 19) - fundacja Feminoteka>>
Telefony zaufania i przydatne infolinie udostępnione są na miejskiej stronie warszawa19115.pl. TUTAJ>>
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Olek Klekocki / tvnwarszawa.pl