Przeciwko mieszkańcowi powiatu mławskiego toczyło się lub wciąż toczy osiem postępowań karnych. Wszystkie dotyczą łamania sądowych zakazów prowadzenia pojazdów. Dlaczego tak notoryczne łamanie prawa jest w Polsce możliwe i co można zrobić, by to zmienić?
35-letni mieszkaniec powiatu mławskiego po raz ostatni został zatrzymany w Strzegowie, gdy wjechał na obszar wyłączony z ruchu. Ten manewr przykuł uwagę funkcjonariuszy drogówki.
Okazało się, że mężczyzna był w stanie po spożyciu alkoholu, miał 0,48 promila (do 0,5 to wykroczenie, nie przestępstwo - red.). Wiózł dwoje pasażerów. Wyszło na jaw, że prowadził pomimo sądowych zakazów kierowania pojazdami. Ma ich już sześć, a dwa postępowania wciąż trwają. To będzie już dziewiąte.
Kierowcy, którzy pomimo prawomocnego zakazu prowadzenia samochodów, nie stosują się do orzeczonego zakazu, mogą liczyć się z utratą prawa jazdy na okres od roku do lat 15. Sąd może także orzec wobec kierowcy karę pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
"Dorobił się" ośmiu postępowań karnych
O historię konfliktów z prawem 35-letniego Rafała S. zapytaliśmy w Prokuraturze Rejonowej w Mławie.
Pierwszy zakaz kierowania pojazdami mechanicznymi został orzeczony wobec niego przez miejscowy sąd za wykroczenie drogowe w 2016 roku.
- Na podstawie tego wyroku Rafał S. dorobił się już ośmiu postępowań karnych, w oparciu o artykuł 244 kodeksu karnego, dotyczący złamania sądowego zakazu - mówi prokurator Marcin Bagiński z Prokuratury Rejonowej w Mławie.
Prowadzić pojazdów mechanicznych nie może do 2027 roku, jednak jak zaznacza prokurator, okres ten może ulec wydłużeniu w przypadku wydania przez sąd kolejnych wyroków skazujących 35-latka.
- Każde z tych postępowań, prowadzonych w latach 2016-2024, zostało zakończone skierowaniem do właściwego miejscowo i rzeczowo sądu aktów oskarżenia, a finalnie wydaniem przez sąd w sześciu przypadkach wyroków skazujących Rafała S. na kary odpowiednio: grzywny, ograniczenia wolności i karę pozbawienia wolności oraz środki karne w postaci zakazu prowadzenia pojazdów. Dwie sprawy zakończone skierowaniem wobec Rafała S. aktu oskarżenia w 2024 roku, oczekują na rozpoznanie - doprecyzował Bagiński.
Okazuje się, że najwyższa kara jaką otrzymał za popełnione przestępstwo to siedem miesięcy więzienia.
"Kolejne przypadki, bez wątpienia spotkają się z surowszą reakcją karną"
Prokurator rejonowy w Mławie podkreśla, że za każdym razem Rafał S. ponosił konsekwencje prawne, stosowne do zagrożenia przewidzianego przez kodeks karny oraz stosowanie do oceny prawnokarnej jego zachowania.
- Mimo orzeczenia tego rodzaju kar i środków karnych, Rafał S. po raz kolejny podejmował się kierowania pojazdem mechanicznym, przez co za każdym razem narażał się na konsekwencje karne, które urzeczywistniały się w prowadzonych przeciwko niemu postępowaniach karnych, zaś ewentualne kolejne tego typu przypadki, bez wątpienia spotkają się z surowszą reakcją karną - zaznaczył Bagiński.
Jedna z przyczyn - pobłażliwość sędziów
- Takie sytuacje wcale nie są rzadkie. Stale się zdarza, że policja łapie kogoś, kto już miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów - stwierdza Łukasz Zboralski, ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego i redaktor naczelny serwisu BRD24.pl.
Jego zdaniem jedną z przyczyn jest pobłażliwość sędziów.
- Zerkałem na wyroki sądowe, widziałem sędziów, którzy za złamanie kolejnego zakazu prowadzenia pojazdów dali takim osobom karę pięciu miesięcy więzienia w zawieszeniu. To nie jest dla recydywisty żadna kara. Moim zdaniem po jej odbyciu i tak taki człowiek będzie dalej jeździć. Dla mnie osoba, która złamała zakaz nie rokuje - podkreśla Zboralski. - Sędziowie nie do końca rozumieją, że nie eliminując takich ludzi skutecznie, narażają życie i zdrowie nas wszystkich. Jeśli ktoś ma zakaz prowadzenia pojazdów, to nawet sąd stwierdził, że stanowi zagrożenie - dodaje.
Jednocześnie kwestię - jego zdaniem - mało surowych wyroków rozpatruje jeszcze od innej strony. - Być może sędziowie, patrząc przez pryzmat swojej pracy, próbują tych ludzi wychować, a nie tylko karać, co jest dobre - rozważa.
"Nikt ich nie kontroluje, te zakazy robią się fikcyjne"
Wskazuje też na kolejną z przyczyn prowadzenia pojazdów praz osoby z zakazami. - Nie ma żadnego nadzoru nad takimi ludźmi, nikt nie czuwa, czy oni nie wracają za kierownicę. To jest błąd, tym bardziej, że to jest recydywista. Nikt ich nie kontroluje, te zakazy robią się fikcyjne, i ci, którzy je dostają nie traktują ich poważnie - wyjaśnia Zboralski.
Proponuje rozwiązanie, które pomogłoby naprawić ten problem. Opierałoby się na sprawdzaniu przez policję osób, wobec których sąd orzekł zakaz prowadzenia pojazdów.
- Przecież dzielnicowi w Polsce mogliby mieć doskonałe rozeznanie, kto ma taki zakaz. Wystarczy, raz na jakiś czas zobaczą, czy ten człowiek nie wyjeżdża z posesji. Bardzo szybko mogliby reagować i prowadzić takie akcje systematycznie - opisuje. Jednak zauważa pewien problem. Jest nim niedobór osób w policji, przekładający się na mnóstwo wakatów.
- Mamy jednak takie instytucje, które wreszcie powinny w Polsce podjąć jakiś wysiłek i sprawdzić dlaczego po ulicach jeżdżą kierowcy, który mają sądowy zakaz prowadzenia pojazdów - podkreśla. Jako przykład podaje Krajową Radę Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. - Instytucja ta mogłaby opracować raport, o tym, kim są ludzie, którzy łamią sądowe zakazy prowadzenia pojazdów. Przykładowo, czy to są w większości alkoholicy i narkomani, czy to są inne osoby - precyzuje ekspert w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego. - Jeśli poznamy problem, to możemy sięgnąć po lepsze narzędzia. Państwowe instytucje powinny rozpoznać sytuację oraz orzecznictwo wobec osób łamiących sądowe zakazy. To jest punkt wyjścia, bez niego nie można mówić o sensownych narzędziach. Po pierwsze diagnoza. Od tego należy w Polsce zacząć - podsumowuje.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock