"129 niepotrzebnych kocich śmierci. My musimy to zatrzymać", "Dom ratuje życie", "Nie uciszycie nas, jesteśmy głosem zwierząt" - między innymi takie hasła można było usłyszeć w środę po południu przed ratuszem na placu Bankowym, gdzie zebrali się wolontariusze opiekujący się kotami w Schronisku na Paluchu.
Chcą adopcji również schorowanych kotówJak już alarmowali wcześniej, zgodnie z nowymi wytycznymi, którymi na wrześniowym posiedzeniu miejskiej Komisji Ochrony Środowiska podzieliła się Agnieszka Pinkiewicz, obecna dyrektor Schroniska na Paluchu, "schronisko nie będzie promować chorych i umierających kotów, bo jest to niehumanitarne i niewłaściwe wobec ludzi, którzy w porywie serca takie zwierzę adoptują, a za dwa dni się z nim pożegnają i nigdy więcej nie zdecydują się na ponowną adopcję". Twierdzą też, że dyrekcja zabroniła im wstępu do kociego szpitala, w którym przebywają schorowane zwierzęta. To z kolei powoduje, że stan zwierząt drastycznie się pogarsza.
- Chcemy, żeby schronisko zezwoliło nam na powrót do kociego szpitala tak, jak to funkcjonowało wcześniej. Tak żeby te koty szły do adopcji tak, jak było przed rządami pani Pinkiewicz. Naszym następnym postulatem jest promocja wszystkich kotów. Nie tylko kotów, które wpisują się w kanon, który chce zaproponować schronisko, czyli adoptowanie kotów tylko młodych i tylko zdrowych. Chcemy, żeby do adopcji szły wszystkie koty - apelowali w środę wolontariusze.
Zależy im, żeby nowe domy znalazły także koty starsze, przewlekle chore i takie, które bardzo długo czekają na dom. - Nie są bardzo "adopcyjne", ale na pewno potrzebują tego domu tak samo, jak inne młodsze koty - podkreślali.
Kolejnym postulatem kocich wolontariuszy jest to, że nie mają oni dostępu do informacji medycznych o kotach. Twierdzą, że przez to nie mają wiedzy o ich zdrowiu. - Dostęp do platformy, gdzie były wszystkie informacje na temat każdego kota w schroniskowym szpitalu, został nam zabrany. Nie wiemy, które koty nie jedzą, które pilnie potrzebują domu. Nie wiemy, które trzeba wyciągać, żeby przeżyły to schronisko, żeby trafiły do domów tymczasowych - ubolewali. Podkreślili też, że to "skutkuje śmiercią" kotów. - Nie zdążyliśmy wyciągnąć wielu kotów, które miały szansę na dom i które miały szansę na przeżycie - podsumowali.
"W kochającym domu mają szansę stanąć na cztery łapki"
Zdaniem wolontariuszy schronisko próbuje ukryć informacje, zasłaniając się tym, "że nie może ich udzielać". Choć opiekunowie otrzymywali je wcześniej przez lata. Wcześniej schorowane koty mogły mieć też zapewnioną odpowiednią opiekę. - W schroniskach przeżywają ogromny stres, nie podoba im się zamknięcie w małej klatce, nie podoba im się sąsiedztwo wielu kotów. W kochającym domu mają szanse na to, żeby poczuć się swobodnie, żeby zminimalizować stres, żeby stanąć na cztery łapki i lepiej się leczyć - zaznaczyli.
Wolontariusze wyrazili też nadzieję, że prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski przyjrzy się problemom. Pokazali też transparenty z kotami, które odeszły. - Nie bądźcie głusi na to, że na Paluchu źle się dzieje - zaapelowali do mieszkańców Warszawy.
Opiekunowie kotów porównali też sytuację do zwierząt z Radys, skąd w 2020 roku skrajnie zaniedbane zwierzęta trafiły do Warszawy. Właściciel tamtejszego schroniska usłyszał zarzuty znęcania się nad zwierzętami ze szczególnym okrucieństwem.
- Każdy wie, jak wyglądały Radysy i jak wyglądało to schronisko bez dostępu wolontariuszy. Teraz właśnie nowa dyrekcja Palucha idzie w tym kierunku. Te śmierci będą zamiatane pod dywan. Niedługo będzie ich po prostu więcej, ponieważ kolejne koty już zaczęły chorować. Już w październiku mamy całe mnóstwo śmierci, które jeszcze nie zostały opublikowane. Musimy to zatrzymać - mówili wolontariusze.
Ratusz: zakaz wstępu do szpitala to decyzja weterynarzy
O sytuację w Schronisku na Paluchu pytaliśmy wcześniej w stołecznym ratuszu. Odniosła się do niej Magdalena Młochowska, wiceprezydentka i dyrektorka koordynatorka ds. zielonej Warszawy.
- Co roku sezon koci się wydłuża, a do schroniska w tym samym czasie trafia wiele młodych kociąt. Na szczęście sytuacja powoli się poprawia (dzisiaj w placówce przebywa 217 kotów, z czego 139 to koty zdrowe – w tym 24 na kwarantannie, 74 koty przebywające w szpitalu i cztery koty w klinikach zewnętrznych) - wyliczyła (stan na 11 października - red.).
Dlaczego wolontariusze nie mają wstępu do kociego szpitala? - Zakaz wchodzenia do szpitala zakaźnego dla osób postronnych został podyktowany dbałością o dobrostan kotów. Decyzja lekarzy weterynarii wynikała przede wszystkim z ryzyka transmisji chorób - z uwagi na dużą liczbę zwierząt. Konsultowaliśmy się w tym zakresie ze schroniskami Unii Metropolii Polskich i żadne z nich nie pozwala na wstęp wolontariuszy do szpitali - podkreśliła.
Młochowska dodała też, że urzędnicy próbują wypracować wspólnie z wolontariuszami zasady przemieszczania się po rejonach z ryzykiem przenoszenia chorób, tak aby minimalizować zagrożenia i jednocześnie, by wolontariusze mieli możliwość obserwacji zwierząt i promowania adopcji również chorych kotów. - Obecnie wolontariusze otrzymują pełną informację dotyczącą stanu zdrowia zwierząt bezpośrednio od lekarzy weterynarii - zapewniła wiceprezydentka.
Młochowska zaznaczyła też, że jeżeli stan zdrowia kota na to pozwala, do adopcji mogą trafić również zwierzęta przebywające w szpitalu. Jej zdaniem przy promocji adopcji szczególny nacisk kładziony jest na koty do "pilnej adopcji" i kocięta. - Działania te prowadzi zarówno schronisko, jak i wolontariusze - podkreśliła. I dodała: - Kocie wolontariuszki wspierają schronisko tylko w okresie weekendowym. Największy ciężar bieżącego wsparcia dla zwierząt i ich kontaktu z człowiekiem spoczywa na pracownikach schroniska. Nieustannie zapewniamy im profesjonalną opiekę.
Przedstawicielka władz miasta dodała też, że w ostatnim czasie na terenie schroniska ustawione zostały kontenery z przestrzenią przeznaczoną dla kotów, oddzielną dla chorych na choroby zakaźne i te w trakcie kwarantanny. Koci szpital został też poddany modernizacji, doposażono go m.in. w suszarkę dla kotów (dzięki której zwierzęta się nie przeziębiają) czy komory tlenowe w sali intensywnej terapii. Dokupiono też większą lodówkę do szpitala i wygospodarowano oddzielny gabinet lekarski, co poprawiło komfort leczenia kotów. - Zatrudniliśmy dodatkowych techników, którzy prawie codziennie wspomagają lekarzy weterynarii. W październiku udało się też wyznaczyć dodatkowe dyżury lekarskie w kocim szpitalu. Ponadto w bardziej skomplikowanych przypadkach korzystamy z usług zewnętrznych lecznic weterynaryjnych - wymieniła na koniec Młochowska.
Autorka/Autor: Katarzyna Kędra
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Katarzyna Kędra / tvnwarszawa.pl