Pożar wybuchł po godzinie 20 w sobotę. – Wyszliśmy z żoną do paczkomatu, dzieci oglądały bajkę – wspomina Krzysztof Kosyl. Niedługo potem odebrał telefon. – Dzieci powiedziały, że dym wydostaje się z garderoby, od razu zadzwoniłem do sąsiadki. Gdy kobieta wyszła na korytarz, dzieci z dwoma psami były już na zewnątrz mieszkania, krzycząc, że się pali. – Przybiegłem, próbowałem sam gasić ogień, zużyłem kilka dużych gaśnic, pożar był zbyt duży – opowiada mężczyzna.
Do walki z ogniem zadysponowano sześć zastępów straży pożarnej. Nikt nie został poszkodowany, ale mieszkanie wymaga generalnego remontu.
Krzysztof Kosyl od 20 lat pracuje w warszawskim pogotowiu ratunkowym. Żona pana Krzysztofa także przez wiele lat pracowała w zespołach wyjazdowych stołecznego pogotowia oraz w Szpitalu Praskim. Obecnie pomaga jako pielęgniarką w przychodni w Sulejówku. Razem wychowują dwójkę dzieci: siedmioletniego syna i dwa lata starszą córkę.
Pożar akumulatora lub zwarcie oświetlenia
– Mieszkaliśmy w tym miejscu ponad 10 lat, w ciągu 20 minut straciliśmy wszystko, od ubrań po dokumenty – mówi Krzystof Kosyl. Obecnie rodzina mieszka u siostry pana Krzysztofa w okolicach Mińska Mazowieckiego. – Dzieci nie wróciły jeszcze do szkoły, jesteśmy pod opieką psychologów – dodaje mężczyzna.
Mieszkanie było ubezpieczone. – Do wypłaty odszkodowania droga daleka, nie mamy jeszcze pełnej dokumentacji od strażaków i policji, nie mamy oszacowanych strat – opowiada ratownik.
Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną pożaru mógł być akumulator odkurzacza znajdującego się w garderobie lub zwarcie instalacji ledowej, która oświetlała pomieszczenie.
Proszą o pomoc, ruszyła zbiórka
O pomoc dla pogorzelców, za pośrednictwem mediów społecznościowych, zaapelowała Wojewódzka Stacja Pogotowia Ratunkowego "Meditrans”.
"Rodzina jest zrozpaczona, bo idą święta, a przed nimi do spłaty kredyt za mieszkanie" – czytamy we wpisie. "Krzysztof od 20 lat jest naszym ratownikiem medycznym, dlatego w jego imieniu ośmielamy się prosić wszystkich o pomoc, bo jego rodzina jest w katastrofalnej sytuacji" – dodano.
Przyjaciele poszkodowanej rodziny założyli w internecie zbiórkę. "Ponieważ zostali z niczym, potrzebują naszej pomocy" – napisali. W ciągu czterech dni pieniądze wpłaciło blisko 700 osób.
Autorka/Autor: aw
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl