Do wypadku z udziałem nastolatek doszło w styczniu 2023 roku. Policjanci z Pruszkowa otrzymali wówczas zgłoszenie o zaprószeniu ognia. Odjeżdżając z miejsca interwencji, zabrali do radiowozu dwie nastolatki z grupy, która zgłosiła to zdarzenie. Chwilę potem w podwarszawskich Dawidach Bankowych policjant kierujący radiowozem stracił panowanie nad samochodem i uderzył w drzewo. Pojazd został rozbity, a dziewczyny ranne.
DOWIEDZ SIĘ WIĘCEJ:
Jeden z policjantów został oskarżony o przekroczenie uprawnień i o niedopełnienie obowiązków służbowych poprzez nieudzielenie pomocy pokrzywdzonym w wypadku.
Powszechnie stosowana praktyka?
We wtorek w Sądzie Rejonowym w Pruszkowie odbyła się ostatnia rozprawa, podczas której zamknięty został przewód sądowy.
Wcześniej oskarżony Janusz R. kontynuował składanie wyjaśnień. Odpowiadając na pytania sądu i swojej obrończyni adwokat Jolanty Turczynowicz-Kieryłło, wielokrotnie podkreślał, że przewożenie radiowozem postronnych osób jest w policji praktyką powszechnie stosowaną.
Wspomniał m.in., że w dniu, w którym doszło do wypadku w Dawidach Bankowych, zawiózł do domu starszą kobietę. Na przewiezienie nastolatek zdecydował się, bo liczył, że w ten sposób dowie się czegoś na temat okoliczności, w jakich doszło do zaprószenia ognia.
Jego zdaniem do wypadku doszło, bo na drodze brakowało odpowiedniego oznakowania. Dodatkowo został zaskoczony przez zbliżające się do drogi dzikie zwierzę.
Wyjaśniał także, że w wyniku zderzenia został ogłuszony poduszką powietrzną. Jako ostatni wysiadł z radiowozu i zajął się zabezpieczeniem pojazdu oraz komunikacją z dyżurnym policjantem z komendy w Pruszkowie. Swojemu partnerowi zlecił natomiast sprawdzenie, w jakim stanie są nastoletnie pasażerki.
Prokurator: wiózł wbrew przepisom
W swojej mowie końcowej prokurator Maryla Potrzyszcz-Doraczyńska z Prokuratury Okręgowej w Warszawie przyznała, że zeznania pokrzywdzonych i świadków były sprzeczne z informacjami podanymi tuż po zdarzeniu przez media, jakoby oskarżony porwał nastolatki. Obie przyznały, że wsiadły do samochodu dobrowolnie.
Prokurator podkreśliła jednak, że tezy sformułowane w ramach linii obrony nie znalazły potwierdzenia w przywołanym materiale dowodowym. Biegli sądowi wydali opinię, z której wynika, że do wypadku doszło z powodu niedostosowania prędkości do warunków panujących na drodze.
Jak mówiła prok. Potrzyszcz-Doraczyńska, Janusz R. zabrał do radiowozu osoby postronne wbrew obowiązującym przepisom. Kontynuował jazdę, choć zgłaszały one, że nie mają zapiętych pasów bezpieczeństwa, spowodował wypadek i nie udzielił pomocy poszkodowanym - także z obawy i chęci ukrycia przed przełożonymi faktu ich przewożenia.
Jej zdaniem wina oskarżonego nie budzi wątpliwości, a czyny charakteryzują się wysokim stopniem szkodliwości społecznej i osłabiają autorytet policji.
Prokurator wniosła o uznanie winy i m.in. wymierzenie kary roku pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania przez trzy lata, orzeczenie nawiązek na rzecz poszkodowanych kobiet, podanie wyroku do publicznej wiadomości oraz publiczne przeprosiny obu poszkodowanych.
Obrona o "luźnej atmosferze" interwencji
Pełnomocniczka poszkodowanej adwokat Barbara Śmiałkowska wniosła dodatkowo o orzeczenie na rzecz swojej klientki nawiązki w wysokości 250 tysięcy złotych. To samo, pisemnie, zrobił adwokat Roman Giertych, reprezentujący drugą poszkodowaną.
Odpierając argumenty prokurator, obrończyni oskarżonego skupiła się na luźnej atmosferze, jaka towarzyszyła interwencji: podczas rozmowy z policjantami obie pokrzywdzone i ich znajomi żartowali - także w dwuznaczny sposób - oraz robili sobie zdjęcia i nagrywali filmiki. Materiały te nie były przedstawione w ramach postępowania dowodowego, ale wspominali o nich w swoich zeznaniach świadkowie i same pokrzywdzone.
Samo przewiezienie kobiet radiowozem nie było jej zdaniem przekroczeniem uprawnień, bo jest to powszechna praktyka, która wpisuje się w pomoc, jaką mają obywatelom nieść funkcjonariusze policji.
Zdaniem Turczynowicz-Kieryłło Janusz R. został już ukarany za to, co wydarzyło się w styczniu 2023 roku: z powodu nagonki medialnej i hejtu, jaki go spotkał, mężczyzna musiał m.in. zrezygnować z pracy w policji. Adwokatka podkreśliła także, że był on w Pruszkowie lubianym i cenionym policjantem, a przełożeni w okresie 19-letniej służby nie mieli zastrzeżeń do jego pracy.
Wniosła o uniewinnienie swojego klienta i oddalenie "absurdalnie wysokich żądań".
Oskarżony jest "skłonny przeprosić"
Janusz R. przyznał się do nieumyślnego spowodowania wypadku. Nie przyznał się do nieudzielenia pomocy poszkodowanym. - Jestem skłonny przeprosić i zadośćuczynić poszkodowanym - powiedział przed sądem.
Z uwagi na to, że sprawa jest wielowątkowa, asesor sądowa Justyna Kokoszka odroczyła wydanie wyroku do 17 czerwca.
Autorka/Autor: b
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24