- Gdy lecieliśmy, w samolot uderzył piorun. Pasażerowie przeżyli moment grozy. Przez chwilę widoczny był ogień, kapitan zdecydował o zawróceniu maszyny na lotnisko w Warszawie. Trwa inspekcja samolotu. Czekamy na decyzję, czy będziemy mogli ponownie wejść do tej maszyny - powiedział redakcji Kontaktu 24 pan Maciej, jeden z podróżnych. Pasażerem tego lotu był także operator TVN24. To on wykonał nagranie, na którym widać błysk.
Informacje o zdarzeniu potwierdził nam Krzysztof Moczulski, rzecznik prasowy PLL LOT. Powiedział, że do tej sytuacji doszło przed godziną 7. - Samolot lecący na Dominikanę z Lotniska Chopina chwilę po starcie musiał zawrócić z powodu uderzenia pioruna. Maszyna była wtedy w okolicach Kutna. Samolot wylądował na Lotnisku Chopina. Nikomu nic się nie stało – przekazał Moczulski.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Zaznaczył, że po inspekcji samolotu zostanie podjęta decyzja, czy pasażerowie będą mogli podróżować samolotem, w który uderzył piorun, czy konieczna będzie zmiana maszyny.
Z danych serwisu Flighradar24.com wynika, że był to boeing 787-8 dreamliner, który około godziny 6.30 wystartował w kierunku Puerto Plata na Dominikanie. Na miejscu miał być o godzinie o 12.30, ale 24 minuty po starcie - o 6.54 - wylądował w Warszawie.
W późniejszej rozmowie z TVN24 rzecznik PLL LOT poinformował, że inspekcja samolotu się przedłuża. Pierwotnie pasażerowie mieli wylecieć na Dominikanę po godzinie 10, obecnie wylot planowany jest na 13. Jak wyjaśnił, lot odbędzie się z inną załogą i innym samolotem. - Samolot, w który uderzył piorun, nie doznał żadnych uszkodzeń - zapewnił Krzysztof Moczulski.
Jak poinformował później Moczulski, ostatecznie pasażerowie przesiedli się do innego dreamlinera. Z Warszawy odlecieli o godzinie 14.
Samolot zrzucał paliwo
Po południu na Kontakt 24 otrzymaliśmy dwa nagrania, na których widać, jak samolot zrzuca paliwo. Pan Wojciech, który był pasażerem dreamlinera, przedstawił się jako "pasjonat lotnictwa" i mówił, że smuga wydobywająca się ze skrzydła, którą widać na jego nagraniach, to paliwo. "Później było to potwierdzone przez załogę. Lądowanie tak obciążonym samolotem byłoby niewykonalne, gdyż paliwa mieliśmy na ponad 10 godzin lotu, a zmuszeni byliśmy lądować po 40 minutach" - przekazał.
Informacje potwierdził nam Krzysztof Moczulski. - Samolot do lądowania musi mieć określaną maksymalną masę. W przypadku, gdy do awarii dochodzi po starcie w rejsie długodystansowym, to tego paliwa jest na tyle dużo, że samolot musi zrzucić jego część, aby nie dopuścić do przekroczenia maksymalnej dopuszczalnej masy do lądowania - powiedział.
Dodał, że jest to procedura w pełni bezpieczna. - To paliwo rozprasza się w powietrzu, jak jest na takiej wysokości. To standardowa procedura. Część samolotów jest przystosowana - ma instalację do spuszczania paliwa i tak się stało w przypadku tego rejsu - wyjaśnił Moczulski.
W sobotę informowaliśmy o problemach z podwoziem samolotu lecącego z Warszawy do Gdańska, który też musiał zawrócić do Warszawy:
Autorka/Autor: ek, mp/b
Źródło: tvnwarszawa.pl, Kontakt 24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24