W Lutówce Drugiej, w gminie Mszczonów koło łowieckie przeprowadzało odstrzał dzików w czerwonej strefie ASF. W czasie polowania jeden myśliwy postrzelił drugiego.
Jak informuje na Facebooku Mazowiecki Ruch Antyłowiecki, polowanie odbywało się w 473. obwodzie, który leży w czerwonej strefie ASF. Organizowało je koło łowieckie z Mszczonowa.
Aktywiści sprawdzali, jak przebiega
"Wiele razy odwiedzaliśmy to koło łowieckie i zawsze było coś nie tak. A to brak tablic, a to polowanie niezgłoszone, czy też zarejestrowany kamerą wandalizm członka koła. Tym razem trafiliśmy kumulację. Jeden z myśliwych postrzelił swojego kolegę w nogę, a do tego trafili się aktywiści, którzy chcieli sprawdzić, jak wygląda bioasekuracja w wykonaniu tegoż koła" – czytamy na stronie Mazowieckiego Ruchu Antyłowieckiego.
Z kolei na stronie urzędu gminy Mszczonów jest dostępny plan polowań na jej terenie. Czytamy w nim, że w niedzielę 19 stycznia prowadzony był odstrzał dzików i lisów. W dokumencie jest też pieczątka Koła Łowieckiego "Lis" odpowiedzialnego za odstrzał.
Informację o rannym myśliwym potwierdza policja. – Do zdarzenia doszło w niedzielę około godziny 9. W trakcie polowania na dziki jeden z myśliwych postrzelił drugiego w łydkę. Nie wiadomo, czy był to rykoszet, czy postrzał bezpośredni. Zbada to prokuratura w Żyrardowie – mówi Tomasz Adamczyk, oficer prasowy policji w Żyrardowie. – Ranny 43-latek trafił do szpitala. Obaj mężczyźni to myśliwi z koła łowickiego w Mszczonowie, byli trzeźwi.
"Krew powędrowała na butach"
Mazowiecki Ruch Antyłowiecki zarzuca jednak myśliwym, że nie zastosowali żadnych zasad bioasekuracji. Jako dowód pokazali zdjęcia, na których widać krew dzików.
"Na nieogrodzonym terenie wypatroszyli zwłoki, nie stosując przy tym ŻADNYCH zasad bioasekuracji. Patroszenie odbyło się na gołej ziemi i trawie. Wnętrzności zapakowane zostały do bagażnika samochodu a krwią, ubrudzeni byli po same łokcie. Jak spostrzegli drona, szybko założyli plandekę zakrywając zwłoki, ale nie byli w stanie zatrzeć wszystkich śladów. A pozostawione resztki oraz krew, dostępna jest teraz między innymi, dla okolicznych psów i kotów. Po powrocie na teren na którym polowano, okazało się że krew pozostała również w lesie.
Pozostawiona krew, powędrowała więc w świat na butach i oponach samochodów myśliwych, oraz policjantów. Nikt nikogo i niczego nie zdezynfekował. Panowie rolnicy, wiecie już komu dziękować za ASF w swoich gospodarstwach" – komentują aktywiści.
Zauważają też, że polowanie było organizowane tylko 100 metrów od najbliższych domów i 10 metrów od ogrodzenia jednej z posesji.
Tych zarzutów nie potwierdza jednak policja. - Polowanie było wcześniej zgłoszone i przebiegało prawidłowo. Chodzi prawdopodobnie o niefortunny wypadek – ocenia Adamczyk.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN