Przed południem w piątek na policję zadzwonił mężczyzna z informacją, że na stacji metra Centrum wybuchnie bomba. Pirotechnicy pojechali przeszukać stację, a składy przejeżdżały przez nią, nie zatrzymując się.
Ładunku nie znaleziono, ale funkcjonariusze napotkali na pozostawiony bagaż. To spowodowało, że po godzinie 12.00 służby zdecydowały o zamknięciu stacji ze względów bezpieczeństwa.
Pociągi jeździły wahadłowo
Pasażerowie chcący skorzystać ze stacji Centrum byli zdezorientowani. - Nie wiemy, co się dzieje. Brakuje informacji - relacjonowali. Próbowali jej zasięgnąć u strażaków i policjantów, stojących na "patelni".
- Pociągi jadące od strony Kabat dojeżdżają do stacji Politechnika i tam zawracają. Składy jadące z Młocin robią pętlę na stacji Dworzec Gdański, a między tą stacją i stacją Arsenał jest ruch wahadłowy - tłumaczył w rozmowie z tvnwarszawa.pl organizację ruchu rzecznik metra Krzysztof Malawko.
Po sprawdzeniu bagażu okazało się, że nie jest to nic groźnego. O godz. 13.00 ruch metra przywrócono.
js/ec
Metro: 1,5 godziny utrudnień