Nie będzie śledztwa w sprawie ujawnienia przez sędzię Trybunału Konstytucyjnego Krystynę Pawłowicz danych osobowych transpłciowego dziecka. Prokuratura Okręgowa w Warszawie uznała, że publikacja wpisu, który zawierał wrażliwe dane takie jak imię dziecka, wiek i nazwę szkoły, "nie zawiera znamion czynu zabronionego".
O decyzji prokuratury w sprawie odmowy wszczęcia śledztwa poinformowała w środę posłanka Koalicji Obywatelskiej Marzena Okła-Drewnowicz, która złożyła zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez byłą posłankę PiS, a teraz sędzię Trybunału Konstytucyjnego kierowanego przez Julię Przyłębską. "Pamiętacie, jak pani Pawłowicz ujawniła dane transpłciowego dziecka? Jak wywołała lincz?? Właśnie dostałam ODMOWĘ wszczęcia przez prokuraturę postępowania w tej sprawie. 'Święte krowy' dostały licencję na szczucie" - napisała na Twitterze posłanka KO.
Na początku kwietnia Krystyna Pawłowicz na swoim profilu na Twitterze opublikowała informację w sprawie transpłciowego dziecka. Pawłowicz podała dane dziecka (imię oraz wiek), szkoły oraz dyrektorki. Napisała o uchwale, według której nauczyciele na prośbę rodziców będą zwracać się do dziecka, używając żeńskiego imienia. "Dane aktów stanu cywilnego zlekceważono" – stwierdziła.
Reakcje po wpisie Pawłowicz
Wpis Pawłowicz wywołał lawinę komentarzy. Głos w sprawie wpisu sędzi zabrał burmistrz miasta, gdzie znajduje się szkoła, do której uczęszcza dziecko. "Wczoraj pisałem, ile hejt może zrobić złego. I także wczoraj ukazał się obrzydliwy tweet sędzi TK Krystyny Pawłowicz uderzający w dobro dziecka naszej szkoły i dyrektora. Dzisiaj odbyła się narzucona 'z góry' kontrola szkoły przez kuratorium, od wczoraj dobijają się dziennikarze. Ze względu na małą społeczność i dobro dziecka staraliśmy się uniknąć rozgłosu, niemniej jednak stało się, mamy już dyskusje w przestrzeni publicznej, także na lokalnych grupach" - napisał na Facebooku burmistrz.
Sprawie podania przez sędzię danych dziecka zdecydowało się przyjrzeć biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Dwa dni po publikacji wpisu do sprawy odniósł się rzecznik praw dziecka Mikołaj Pawlak. Na swoim profilu na Twitterze napisał, że "sprawa jest wyjaśniona". "Rozmawialiśmy z dyrekcją szkoły (...)" – poinformował. "Apeluję o powstrzymanie emocji. Dzieci należy otoczyć opieką i chronić, a nie wykorzystywać" – dodał.
Tego samego dnia Pawłowicz skasowała swój wpis. Następnie napisała kolejny, z przeprosinami. "Sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż mnie o tym poinformowano. Nie chciałam sprawić przykrości dziecku. Przepraszam Cię" – napisała Pawłowicz.
"To podstawowy wyraz szacunku"
Emilia Wiśniewska, prezeska Fundacji Trans-Fuzja, w rozmowie z tvn24.pl podkreśliła, że "dla każdej osoby jej imię jest ważne", a "dla osób transpłciowych imię używane wiele mówi o tym, kim są naprawdę".
- W przypadku osób transpłciowych oprócz imienia używanego mamy coś takiego, jak "dead name", czyli to imię, które mamy zapisane w dokumentach po urodzeniu i które równocześnie nie koresponduje z naszą tożsamością płciową – wyjaśniła Emilia Wiśniewska. Podkreśliła, że "zwracanie się do osoby transpłciowej jej imieniem używanym to jest podstawowy wyraz szacunku, uznania, akceptacji dla jej tożsamości".
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Trybunał Konstytucyjny