Jedni twierdzili, że chodzi o swobodę w organizowaniu uroczystości państwowych, inni tłumaczyli, że o procedury administracyjne i o to, "żeby pisma nie krążyły". Przypomnijmy, jak decyzje o przejęciu placu Piłsudskiego jeszcze w listopadzie komentowali politycy partii rządzącej.