- Matka wyszła z dzieckiem do parku, siadła na ławce. Nagle na dziecko spadło drzewo. Kończy się życie dziecka, matka zostaje kaleką. To jest koszmar - mówi zrozpaczony Robert Wiśniewski, ojciec pani Olgi. Sześciomiesięczna Lilianka nie przeżyła, a jej matkę Olgę niedawno wybudzono ze śpiączki. Prokuratura dysponuje opinią, która mówi o fatalnym stanie drzew w warszawskim parku. Materiał programu "UWAGA!" TVN.
Park Praski jest jednym z najstarszych w Warszawie. Rośnie w nim ponad półtora tysiąca drzew. To lubiane przez warszawiaków miejsce wypoczynku, położone obok ogrodu zoologicznego.
Od kilku miesięcy do parku na spacery z malutką córką przychodziła pani Olga i jej partner Helder.Po raz ostatni we trójkę na spacerze byli pod koniec wakacji.
Wypadek
- Nie mogę uwierzyć w to, co się stało. Matka wyszła z dzieckiem do parku, siadła na ławce, żeby nakarmić dziecko i nagle na to dziecko spadło drzewo. Kończy się życie dziecka, matka zostaje kaleką. To jest koszmar - mówi Robert Wiśniewski, ojciec pani Olgi. - To drzewo zrujnowało moje życie. Pozbawiło życia moją wnuczkę, z córki zrobiło kalekę - dodaje.
Zaraz po wypadku rozpoczęła się walka o życie i zdrowie matki i dziecka. Olgę wprowadzono w śpiączkę farmakologiczną. Córka Liliana była nieprzytomna, w stanie krytycznym.
Pani Olgi kręgosłup połamany był w ośmiu miejscach. - Miała zgniecioną klatkę piersiową, połamane żebra, strzaskany bark, kość przedramienia. Jej lewa noga była cała połamana, pod kolanem wyszły jej kości - mówi Wiśniewski.
Liliana zmarła po trzech dniach od wypadku. Matkę niedawno lekarze wybudzili ze śpiączki.
Dziadek jest zrozpaczony po śmierci wnuczki. - Córka zasypywała mnie zdjęciami Liliany. Byłem szczęśliwy. Czy wnuczka się poruszyła, czy uśmiechnęła zawsze zdjęcie było zrobione i dziadkowi przysłane - wspomina Wiśniewski.
Grzyb na drzewie
Parkiem od półtora roku opiekuje się stołeczny Zarząd Zieleni Miejskiej. Codziennie monitoruje go zewnętrzna firma, z którą miasto podpisało umowę, by zajmowała się parkiem. Urzędnicy bywają tam raz lub dwa razy w tygodniu.
Nikt jednak z osób odpowiedzialnych za park nie zauważył, że na feralnym drzewie jest duże skupisko owocników grzyba.
O opinię w tej sprawie poprosiliśmy specjalistę w zakresie ochrony lasu ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie.
- Na fotografiach widać owocniki grzyba. Jest spektakularny, ma około pół metra szerokości, więc jest łatwy do dostrzeżenia - wskazuje Artur Rutkiewicz. - W takich sytuacjach trzeba rozpoznać gatunek i zbadać drzewo. Dla bezpieczeństwa trzeba ograniczyć poruszanie się w takiej strefie, która może rodzić jakieś ryzyko. To rzecz oczywista - podkreśla.
- Nasze życie legło w gruzach, bo ktoś nie dopilnował, że drzewa zainfekowane grzybem są niebezpieczne - mówi Wiśniewski.
Opinia biegłego
Jak sprawę komentuje Zarząd Zieleni, której podległy jest Park Praski? - Wydarzyło się to, co się wydarzyło. To, co się może zdarzyć. Takie rzeczy, takie wypadki się zdarzają - mówi Marek Piwowarski, dyrektor jednostki. Twierdzi też, że grzyb mógł być trudno dostrzegalny. - Owocniki tego grzyba były usadowione wysoko na koronie drzewa: gdzieś osiem, dziewięć metrów nad ziemią. Trudno mi powiedzieć, czy z jakiejś perspektywy udało się go dostrzec - mówi Piwowarski.
Prokuratura nadzorująca sprawę tragedii w parku powołała niezależnego biegłego dendrologa. Miał zbadać drzewo, które spadło na matkę z dzieckiem i wydać opinie o stanie drzewostanu w parku.
- Opinia wydała się dość niepokojąca. Wynika z niej, że wiele drzew na terenie Parku Praskiego może stanowić bezpośrednie zagrożenie życia lub zdrowia ludzi znajdujących się na terenie parku - mówi Marcin Saduś, rzecznik Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Rehabilitacja
Panią Olgę, matkę Liliany, czeka długa i kosztowna rehabilitacja. Kobieta na razie trafi do rodzinnego domu w Garwolinie. Ojciec musi go wyremontować, by córka mogła się poruszać w nim na wózku inwalidzkim.
- Za rok miała wziąć ślub z partnerem. Miały być chrzciny i wspaniałe życie. Wszystko legło w gruzach - mówi ze łzami Wiśniewski.
- Do tego parku już nie wejdę. Chciałabym chodzić. To, że jestem uwiązana jest dla mnie największym problemem. Wcześniej nigdy nie można było utrzymać mnie w jednym miejscu. Potrzebuję wiele godzin rehabilitacji, żebym mogła stanąć na nogi - mówi pani Olga.
Partner kobiety - Helder - z pochodzenia Portugalczyk, nie chciał się z nami spotkać. Do tej pory jest w szoku. Wszystko wydarzyło się na jego oczach, po tym jak wstał z ławki, drzewo spadło na jego partnerkę i córeczkę.
- Nawet nie pożegnałam się z córką. Byłam nieprzytomna w szpitalu. Nie miałam możliwości jej ostatni raz dotknąć. Oddała za mnie życie i teraz ona trzyma kciuki, że mama wstanie jak najszybciej - mówi pani Olga.
ZOBACZ CAŁY MATERIAŁ NA STRONIE "UWAGI!" TVN
Jakub Dreczka, "UWAGA" TVN