O jego śmierci śledczy dowiedzieli się przez przypadek. Spłonął dom, w którym kiedyś mieszkał. Do policjantów badających przyczyny pożaru zaczęły dochodzić głosy o mężczyźnie, który 25 lat wcześniej "wyszedł i nie wrócił". Według mieszkańców Tomasz T., syn konkubiny zaginionego, miał opowiadać po alkoholu, że "Stanisława G. usunął i że nikt go już nie znajdzie". Ten sam mężczyzna wskazał później miejsce zakopania zwłok. Po roku śledztwo jednak umorzono. Zabrakło świadków i dowodów. Jest ofiara, nie ma winnego.