Konflikt w schronisku na Paluchu: weterynarze boją się "internetowego linczu"

PALUCH2
O czworonogach opowiadają wolontariusze (wideo ze stycznia 2020 roku)
Źródło: TVN24
Weterynarze ze schroniska "Na Paluchu" napisali oświadczenie, w którym skarżą się na wpisy "niektórych wolontariuszy" w mediach społecznościowych. "Działania takie, podważające nasze kompetencje, wiedzę, wieloletnie doświadczenie, a także zasady schroniskowej medycyny weterynaryjnej, w naszym odczuciu uderzają w imię Schroniska oraz miasta" - zaznaczyli.

Lekarze z Palucha odnieśli się do wpisów w mediach społecznościowych - jak wskazali - "niektórych wolontariuszy Schroniska lub osób związanych z nimi, w których w sposób fałszywy przedstawiana była historia leczenia schroniskowych zwierząt". Określili, że publikowane w internecie treści "poddawały w wątpliwość stosowane przez nich praktyki". Pod oświadczeniem opublikowanym na stronie schroniska podpisało się w sumie 13 lekarzy.

Weterynarze ocenili, że internetowe wpisy to kolejna forma "rozszerzającego się sporu z dyrektorem schroniska". Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, w związku z tymi doniesieniami ratusz zapowiedział kontrolę w placówce. Lekarze przypomnieli, że geneza konfliktu sięga propozycji zmian procedury adopcji zwierząt. Nowa forma umożliwiałaby formalną rejestrację procesu adopcyjnego od pierwszej wizyty w schronisku osoby zainteresowanej adopcją i jej pierwszego kontaktu ze zwierzęciem oraz wolontariuszem, co pozwoliłoby potencjalnemu adoptującemu na odwołanie się od negatywnej opinii. Wskazali też, że procedura poruszała również kwestię ochrony danych osobowych i prywatności - na przykład zbyt dużego wglądu wolontariuszy w warunki bytowe i mieszkaniowe mieszkańców Warszawy.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

"Inne schroniska nas stawiają sobie za wzór"

"To podejście do zwiększenia standardów i transparentności Schroniska spotkało się z ostrym sprzeciwem części wolontariuszy. Protest i akcje medialne organizowane przez protestujących z czasem odeszły od źródła sporu i zaczęły poruszać tematy mające za zadanie wywołać wśród opinii publicznej wrażenie złego zarządzania Schroniska i braku kwalifikacji osób w nim pracujących (administracji, opiekunów zwierząt, lekarzy i techników weterynarii). Tymczasem z naszych doświadczeń korzystają inne schroniska w Polsce, które często to właśnie nas stawiają sobie za wzór" - przypomnieli lekarze.

W piśmie wskazali, że pod ich opiekę trafiają czworonogi, które są ofiarami wypadków lub zaniedbań. Lekarze nie zawsze znają historię zwierzęcia, któremu pomagają. "Pies lub kot, w przeciwieństwie do człowieka, nie zgłosi lekarzowi tzw. głównej skargi, nie powie, co mu dolega, gdzie go boli. Sytuację pogarsza fakt, że zwierzęta często ukrywają swoją chorobę. W takich przypadkach albo musimy liczyć jedynie na swoją podejrzliwość, albo na łut szczęścia w zaobserwowaniu przez nas, opiekunów lub wolontariuszy jakiegoś typowego dla danej choroby objawu" - napisali.

"Krzywdzące są dla nas opinie niektórych z wolontariuszy"

Przypomnieli też, że do warszawskiego schroniska w ubiegłym roku trafiły też psy z owianego złą sławą schroniska w Radysach, a z roku na rok przybywa też coraz więcej kotów. Odnieśli się także do relacji z samymi wolontariuszami.

"Kontakt z drugim człowiekiem prowadzi oczywiście czasem do sytuacji konfliktowych. Dotyczy to również naszych relacji z wolontariuszami. Z częścią wolontariatu dogadujemy się lepiej, z inną gorzej. Do pewnych wolontariuszy czujemy autentyczną sympatię, do innych antypatię. Jest to naturalne i ludzkie. Staramy się jednak podchodzić do tego profesjonalnie, aby osobiste animozje nie przeszkadzały w osiągnięciu głównego celu naszej pracy, jakim jest zwiększenie dobrostanu naszych podopiecznych" - zapewnili.

"Krzywdzące są dla nas opinie niektórych z wolontariuszy, o ich rzekomej moralnej przewadze nad nami ('wolontariat to coś więcej niż praca, bo wynika z czystej miłości do zwierząt i empatii' – słowa takie sugerują, że sami takich uczuć jesteśmy pozbawieni i pracujemy wyłącznie dla pieniędzy)" - ocenili.

Odnieśli się także do skargi złożonej przez wolontariusza na jednego z lekarzy i zacytowali ją: "jako wieloletnia wolontariuszka jestem w stanie ocenić wiedzę i zaangażowania lekarzy weterynarii, którzy zajmują się zwierzętami w schronisku". Jak wskazali, te słowa brzmią "po prostu arogancko".

Przelewa się czara goryczy

Określili też, że stale pracują pod presją wynikającą nie tylko z samego charakteru zawodu. "Lekarz weterynarii jest profesją z jednym z wyższych wskaźników samobójstw" - wskazali. Ocenili też, że w prywatnych zakładach leczniczych wykonuje się więcej eutanazji zwierząt w ciągu miesiąca niż na Paluchu. "To efekt obaw schroniskowych lekarzy weterynarii przed byciem posądzonym o zbyt pochopne działanie, przez osoby z mniejszą od naszej wiedzą, ale za to dużą samooceną oraz dostępem do Internetu i mediów społecznościowych. Nikt z nas nie chce być ofiarą internetowego linczu" - napisali.

"Wykorzystywanie nieprawdziwie przedstawianych historii leczenia kilku zwierząt oraz podważanie naszych kompetencji, przelewa czarę goryczy" - czytamy dalej. Jak ocenili, to praktyka mająca na celu "zwiększenie szumu medialnego" wokół schroniska, a takie działania wzbudzają jedynie nieufność wśród społeczeństwa.

"Efekt tych wszystkich zdarzeń, czyli (co nietrudno odgadnąć) zmniejszenie współpracy między pracownikami i wolontariatem, może odbić się negatywnie na zwierzętach i to niestety w długofalowej perspektywie. Dlatego jako schroniskowi lekarze weterynarii nie zgadzamy się na kreowanie fałszywego obrazu Schroniska" - czytamy w podsumowaniu.

Komentarz wolontariuszy

O komentarz poprosiliśmy wolontariuszy. Bożena Urawska, Szymon Kostiuk oraz Agata Malarska-Madura powiedzieli, że oświadczenie weterynarzy przyjęli z "dużym zaskoczeniem i zaniepokojeniem". "Nie nawiązuje ono w żaden sposób do problemów i wątpliwości wolontariuszy w zakresie opieki weterynaryjnej konkretnych zwierząt przebywających w schronisku, które od dawna zgłaszamy w korespondencji kierowanej do dyrekcji placówki" - napisali w oświadczeniu.

Ich zdaniem argumenty weterynarzy "wprowadzają opinię publiczną w błąd". "W znikomym stopniu odnoszą się do realiów opieki weterynaryjnej w schronisku, a w dużym do spraw będących zupełnie poza znajomością zagadnień lekarzy - jak np. zasady prowadzenia adopcji. Od kilku lat udział weterynarzy w tym procesie jest ograniczony do minimum - odprawy weterynaryjnej w przypadku zwierząt chorych. Stąd zapewne brak znajomości podstawowych zasad tej procedury" - stwierdzili.

Ich zdaniem "szczególnie przykra jest próba uwikłania w nasz "spór z dyrektorem" pracowników schroniska. "Niepokoi nas kończąca to oświadczenie informacja, że "Efekt tych wszystkich zdarzeń, czyli (co nietrudno odgadnąć) zmniejszenie współpracy między pracownikami i wolontariatem, może odbić się negatywnie na zwierzętach i to niestety w długofalowej perspektywie". Jak mamy ją rozumieć? Jako zapowiedź odwetu na zwierzętach? Nasza współpraca z opiekunami jest niezmienna i stała. W wyniku ograniczeń pandemicznych de facto nie ma już bezpośrednich kontaktów między wolontariuszami a weterynarzami od roku. Co można tu jeszcze zmniejszyć?" - pytają retorycznie.

"Postawa weterynarzy utwierdza nas w przekonaniu, że obszar zarządzania opieką weterynaryjną na Paluchu powinien zostać niezwłocznie objęty trwającą od 2 sierpnia kontrolą, zarządzoną przez Pana Prezydenta Rafała Trzaskowskiego. Ta – zgodnie z oświadczeniem ratusza – ma na celu zbadanie prawidłowości zarządzania Schroniskiem. Organizacja opieki weterynaryjnej to istotny element tego procesu, bezpośrednio wpływający na warunki bytowania, bezpieczeństwo i komfort życia bezdomnych zwierząt. Z prawnego punktu widzenia ich właścicielem jest m. st. Warszawa. Który właściciel nie chciałby wiedzieć jak zaopiekowany jest jego podopieczny?" - dodają.

Podkreślają, że "skargi na sposób organizowania i prowadzenia opieki weterynaryjnej w Schronisku na Paluchu nie są niczym nowym ani dla weterynarzy, ani dla Dyrektora Schroniska, ani dla stołecznego Biura Ochrony Środowiska".

"Wobec wieloletniego ignorowania naszych sygnałów, lekceważenia faktów przez osoby decyzyjne w Schronisku i w BOŚ, presja publiczna jest dla nas już jedyną nadzieją na polepszenie sytuacji zwierząt, która - zwłaszcza w odniesieniu do kotów - jest szczególnie dramatyczna" – piszą.

Jak podkreślają, w swoim apelu kierują się "przede wszystkim troską o dobro naszych czworonożnych podopiecznych - nie zaś opinią o schronisku czy "urażoną dumą zawodową, jak czynią to w swoim oświadczeniu weterynarze".

"Przypominamy, że to właśnie nasze publiczne wypowiedzi na temat tragicznego stanu kociarni zaowocowały deklaracją ratusza o uwzględnieniu jej w planach inwestycyjnych już w przyszłym roku. Tragicznych warunków, w których od lat przebywają koty nie chciał dostrzec ani dyrektor Strzelczyk, ani BOŚ" – twierdzą.

Konflikt i kontrole

O problemach w "Paluchu", między innymi o konflikcie z dyrekcją wokół zasad funkcjonowania schroniska i warunków, w jakich przebywa duża część psów i kotów, od wielu tygodni informowali właśnie wolontariusze. W maju wystosowali list otwarty, w którym wyrazili zaniepokojenie zmianami w procedurach adopcji.

W ubiegłym miesiącu prezydent Rafał Trzaskowski zlecił kompleksowe kontrole w placówce, które potrwają do 20 sierpnia. Jak wskazywali urzędnicy, pod lupę wzięto: "zasady i funkcjonowanie wolontariatu w schronisku, prawidłowość prowadzenia procesów adopcji (w tym procedury obowiązujące obecnie oraz poprzednio, porównanie, celowość i zasadność wprowadzonych zmian oraz ewentualne odstępstwa od obowiązującej procedury), warunki bytowania kotów oraz wykorzystanie sprzętu medycznego służącego do leczenia zwierząt uzyskanego w ramach zbiórek społecznych".

Czytaj także: