Tramwaje Warszawskie podają pierwsze ustalenia po śmiertelnym potrąceniu, do którego doszło w czwartek późnym popołudniem w okolicy przystanku Grenadierów. Do zdarzenia miało dojść, gdy mężczyzna wysiadł już z tramwaju i stracił przytomność. Motorniczy ma zapewnioną opiekę psychologiczną. Prokuratura prowadzi śledztwo w kierunku spowodowania wypadku.
O ustalenia zapytaliśmy rzecznika Tramwajów Warszawskich Macieja Dutkiewicza. Jak nas poinformował, wiadomo już, że pasażer wysiadał z pierwszego wagonu. - Następnie drzwi zostały zamknięte. Wtedy mężczyzna stracił przytomność i upadł na przystanku. Gdy drzwi od tramwaju zostały zamknięte i motorniczy się upewnił, że może wjechać na skrzyżowanie, pasażer zatoczył się i wpadł pod tramwaj - podał rzecznik.
"Upewnił się, że wszyscy wysiedli"
Jak nieoficjalnie się dowiedzieliśmy, świadkowie twierdzą, że motorniczy ruszył jeszcze w trakcie wysiadania pasażerów. Rzecznik tramwajów zaprzeczył i podkreślił, że drzwi zostały zamknięte. - To niemożliwe, że do potrącenia doszło, gdy wysiadali pasażerowie, bo musiałyby być otwarte drzwi. Z otwartymi drzwiami tramwaj nie ruszy, nie pozwala na to mechanizm w pojeździe - wskazał.
Zapytaliśmy też rzecznika, czy motorniczy zauważył zdarzenie. Świadkowie twierdzili, że mężczyzna został przeciągnięty kilkadziesiąt metrów przez pojazd. - Motorniczy odjechał, ale upewnił się wcześniej, że wszyscy wysiedli i drzwi są zamknięte. Pamiętajmy, że motorniczy ma ograniczony kąt widzenia w lusterku. W momencie, kiedy zamknął drzwi, zobaczył, że przestrzeń wzdłuż nich jest pusta, odjechał. Proszę też pamiętać, że wjeżdżał na skrzyżowanie. Wówczas nie może patrzeć do tyłu - podkreślił Dutkiewicz.
Potwierdził, że służby zatrzymały tramwaj na moście Poniatowskiego. - Odjechał, wiedząc, że ma czyste pole za sobą - zaznaczył.
Reporter tvnwarszawa.pl Artur Węgrzynowicz, który był na miejscu, opisał, że do samego wypadku doszło w pobliżu przystanku Grenadierów. - Ciało mężczyzny znajdowało się kilkadziesiąt metrów dalej, na skrzyżowaniu alei Waszyngtona z Grenadierów w kierunku centrum.
Motorniczy otoczony opieką
Jak dodał, motorniczy ma 47 lat. W Tramwajach Warszawskich pracuje od sześciu lat. - To była jego druga godzina pracy. Dostał ofertę pomocy psychologicznej, którą zapewniamy zawsze z automatu. I oczywiście ma zapewnioną też opiekę prawną. Na razie nie pracuje - zaznaczył Dutkiewicz.
Mężczyzna, który zmarł, miał około 40 lat.
Śledztwo prokuratury
Prokurator Remigiusz Krynke z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga powiedział, że w tramwaju nie było monitoringu. - Prokuratura prowadzi śledztwo w kierunku spowodowania wypadku komunikacyjnego. Śledztwo prowadzone jest w sprawie - podkreślił prokurator.
Dodał, że zlecona zostanie sekcja zwłok ofiary. Zabezpieczone też próbki krwi pod kątem badania na obecność alkoholu i środków odurzających.
Przypomnijmy: do śmiertelnego wypadku doszło 9 listopada w okolicy przystanku Grenadierów w alei Jerzego Waszyngtona w Warszawie. Służby zgłoszenie o zdarzeniu otrzymały przed godziną 17. Sprawę bada policja.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl