Aktywistka oskarża Roberta Bąkiewicza o naruszenie nietykalności. Ruszył proces

Proces Roberta Bąkiewicza
Robert Bąkiewicz o przesłuchaniu
Kolejne kłopoty Roberta Bąkiewicza. W piątek przed Sądem Rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia ruszył proces wytoczony byłemu przewodniczącemu Stowarzyszenia Marsz Niepodległości w sprawie naruszenia nietykalności osobistej jednej z aktywistek Strajku Kobiet. Kobieta oskarża Bąkiewicza o to, że została zepchnięta wówczas ze schodów i doznała uszczerbku na zdrowiu.

Reporter "Czarno na białym" Artur Warcholiński przekazał, że problemy Bąkiewicza wynikają z jego ulicznej działalności sprzed kilku lat, kiedy wybuchły protesty przeciwko wyrokowi Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej w sprawie aborcji. Wtedy przed Kościołem św. Krzyża w Warszawie byli zwolennicy i przeciwnicy ówczesnej sytuacji. Zorganizowana "straż narodowa", czyli tzw. obrońcy kościoła pod przywództwem Roberta Bąkiewicz też byli.

Spadła na ziemię, doznała uszczerbku na zdrowiu

Piątkowa rozprawa toczyła się z powództwa cywilnego jednej z aktywistek. - Mowa o Angelice Domańskiej, która wówczas została siłą wyciągnięta z tego tłumu i zepchnięta ze schodów. Jak sama mówi, spadła na ziemię, doznała uszczerbku na zdrowiu. Tego dotyczy ten prywatny akt oskarżenia - wytłumaczył na antenie TVN24 Warcholiński.

Z kolei Bąkiewicz stwierdził, że on nie był agresorem, tylko wręcz jest ofiarą. - Chciałbym, żeby ta sprawa zakończyła się jak najszybciej sprawiedliwym wyrokiem. Tylko sprawiedliwy wyrok będzie wyrokiem, który mnie uniewinni, pokaże, że nie byłem żadnym sprawcą. Że wartości, których broniłem i dobro, którego broniłem były wyższe niż dobre samopoczucie agresora, który przyszedł do kościoła udając, że bierze udział w kulcie religijnym - mówił po piątkowej, pierwszej rozprawie oskarżony.

PRECZYTAJ RÓWNIEŻ: Służby weszły do domu Roberta Bąkiewicza. Przeszukały też siedzibę stowarzyszenia Marsz Niepodległości.

To dopiero początek procesu. Bąkiewicz zaczął składać pierwsze wyjaśnienia. - Atmosfera była dość gęsta, sala była zdecydowanie za mała, żeby to przeprowadzić. I Robert Bąkiewicz, zaczynając składać swoje wyjaśnienia, podkreślał cały czas, że on bronił tej "wyższej sprawy", że to była wyższa konieczność, żeby wyszarpać tę kobietę i sprowadzić siłą na ziemię - ocenił Warcholiński.

Kolejna rozprawa ma się odbyć 17 grudnia. To nie jedyne kłopoty Bąkiewicza.

Bąkiewicz był już prawomocnie skazany

W listopadzie zeszłego roku były szef marszu narodowców Robert Bąkiewicz został prawomocnie skazany za kierowanie popełnieniem wybryku chuligańskiego. Poinformował o tym wówczas w mediach społecznościowych Jerzy Jurek, obrońca Babci Kasi. Jak wskazał adwokat, Bąkiewicz został skazany za "kierowanie popełnieniem wybryku chuligańskiego przez nieustalonych sprawców".

- Zarzut dotyczył tego, że pan Robert Bąkiewicz kierował ze swoimi towarzyszami tym, aby oni siłowo, używając przemocy, panią Katarzynę wyciągnęli z tego miejsca i wyrzucili ze schodów – doprecyzował wtedy dla TVN24 adwokat Babci Kasi.

Do zdarzenia doszło 25 października 2020 roku, kiedy to Bąkiewicz miał doprowadzić do poturbowania aktywistki. Po ogłoszeniu przez Trybunał Konstytucyjny zmian w prawie aborcyjnym w całym kraju wybuchły strajki kobiet. Robert Bąkiewicz był jedną z osób pilnujących wejścia do kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu. Manifestujące tam kobiety próbowano usuwać siłą. Narodowcy szarpali tęczową torbę aktywistki. Kobieta została zepchnięta ze schodów. W sprawie złożyła do sądu prywatny akt oskarżenia.

Tylko Robert Bąkiewicz stanął przed sądem. Tożsamości dwóch pozostałych mężczyzn uczestniczących w wynoszeniu Babci Kasi nie udało się ustalić (według relacji "Gazety Stołecznej" to oni mieli fizycznie zrzucić aktywistkę ze schodów, a "Bąkiewicz wszystko oglądał zza ich pleców").

Babcia Kasia to aktywistka, która często uczestniczyła w protestach przeciwko rządowi PiS. W czasie manifestacji była już wielokrotnie zatrzymywana. Między innymi w alei Szucha podczas demonstracji przed Trybunałem Konstytucyjnym przeciwko zaostrzeniu prawa dotyczącego aborcji.

Bąkiewicz chciał ułaskawienia

W styczniu tego roku reporter "Czarno na białym" Artur Warcholiński ustalił, że Bąkiewicz ubiega się o łaskę prezydenta. Informację o wstrzymaniu wykonania kary potwierdził na piśmie wiceprezes ds. karnych Sądu Rejonowego dla Warszawy Śródmieścia sędzia Piotr Maksymowicz.

Nie wiemy, kto konkretnie podpisał się pod zarządzeniem o wstrzymaniu wykonania kary wobec Bąkiewicza. Oficjalnie i formalnie karę ograniczenia wolności wstrzymał prokurator generalny. Mógł to zrobić osobiście Zbigniew Ziobro. Mógł też - w imieniu prokuratora generalnego - zrobić to któryś z jego zastępców. Decyzja zapadła 24 listopada ubiegłego roku, czyli jeszcze w czasie, gdy urząd prokuratora generalnego sprawował Ziobro.

Reporter TVN24 podał w piątek, że ta sprawa leży jeszcze na biurku prezydenta Andrzeja Dudy.

Czytaj także: