Były szef marszu narodowców Robert Bąkiewicz prawomocnie skazany

Robert Bąkiewicz
Robert Bąkiewicz prawomocnie skazany
Źródło: TVN24
Były szef marszu narodowców Robert Bąkiewicz został prawomocnie skazany za kierowanie popełnieniem wybryku chuligańskiego - poinformował w mediach społecznościowych Jerzy Jurek, obrońca Babci Kasi. Chodzi o wydarzenia z października 2020 roku przed kościołem na Krakowskim Przedmieściu, kiedy to doszło do poturbowania aktywistki.

Informację na ten temat Jurek podał na platformie X (dawniej Twitter - red.). Jak wskazał adwokat, Bąkiewicz został skazany za "kierowanie popełnieniem wybryku chuligańskiego przez nieustalonych sprawców".

"Nie było obrony koniecznej, #BabciaKasia nie dopuściła się zamachu na Kościół. Kara 1 rok prac społecznych + nawiązka 10 000 zł i podanie do publicznej wiadomości" - wskazał.

- Zarzut dotyczył tego, że pan Robert Bąkiewicz kierował ze swoimi towarzyszami tym, aby oni siłowo, używając przemocy, panią Katarzynę wyciągnęli z tego miejsca i wyrzucili ze schodów – doprecyzował w rozmowie z reporterem TVN24 Michałem Gołębowskim adwokat Babci Kasi.

Na pytanie o to, jaka była linia obrony Bąkiewicza, Jurek odpowiedział: - Twierdził, że on tam nie przewodził nikomu i odżegnywał się od działalności straży (tzw. Straż Narodowa Bąkiewicza - red.) w formalnym procesie. Pomimo że w swoich materiałach wyborczych, co pokazaliśmy w sądzie, że to jednak rzeczywiście w ramach swojej straży tam przybył. I twierdził, że działał w obronie koniecznej i bronił Kościoła przed atakami.

Obrońca aktywistki wskazał, że sąd na podstawie nagrań ustalił, że pani Katarzyna nie dopuściła się żadnego zamachu na żadne dobra prawnie chronione. – Nie było zamachu, to też siłą rzeczy nie mogło być obrony koniecznej – podsumował.

Bąkiewicz: wyrok nie jest aktem sprawiedliwości

Robert Bąkiewicz do wyroku odniósł się w sobotę, również na platformie X. "Ten wyrok nie jest aktem sprawiedliwości, a jego zaprzeczeniem. Kasta sędziowska nazywana sądem z przestępcy robi ofiarę, a z ofiary robi przestępcę" - napisał. Jak dodał, traktuje go jako "zemstę polityczną".

Bąkiewicz zapowiedział, że mimo "legalistycznego zacięcia", nie podporządkuje się wyrokowi, który - w jego ocenie - "jest zaprzeczeniem ogólnie obowiązujących zasad moralnych i poczucia sprawiedliwości". Poinformował, że "nikomu nie będzie odrabiał robót społecznych ani płacił nawiązki".

Wyrok w tej sprawie zapadł jeszcze w marcu tego oku. Wówczas nie był jeszcze prawomocny.

Narodowcy pilnowali wejścia do kościoła

Do zdarzenia doszło 25 października 2020 roku, kiedy to Bąkiewicz miał doprowadzić do poturbowania aktywistki. Po ogłoszeniu przez Trybunał Konstytucyjny zmian w prawie aborcyjnym w całym kraju wybuchły strajki kobiet. Robert Bąkiewicz był jedną z osób pilnujących wejścia do kościoła św. Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu. Manifestujące tam kobiety próbowano usuwać siłą. Narodowcy szarpali tęczową torbę aktywistki. Kobieta została zepchnięta ze schodów. W sprawie złożyła do sądu prywatny akt oskarżenia.

Tylko Robert Bąkiewicz stanął przed sądem. Tożsamości dwóch pozostałych mężczyzn uczestniczących w wynoszeniu Babci Kasi nie udało się ustalić (według relacji "Gazety Stołecznej" to oni mieli fizycznie zrzucić aktywistkę ze schodów, a "Bąkiewicz wszystko oglądał zza ich pleców").

Babcia Kasia to aktywistka, która często uczestniczy w protestach przeciwko rządowi PiS. W czasie manifestacji była już wielokrotnie zatrzymywana. Aktywistka została zatrzymana między innymi w alei Szucha podczas demonstracji przed Trybunałem Konstytucyjnym przeciwko zaostrzeniu prawa dotyczącego aborcji.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Sąd chce grzywny dla "Babci Kasi" za uderzenie policjanta drzewcem flagi

Robert Bąkiewicz w ostatnich wyborach parlamentarnych startował z listy PiS z ostatniego miejsca w Radomiu. Poniósł jednak porażkę. Zgromadził 4 354 głosy, co dało mu dziewiąty wynik. To było za mało na uzyskanie mandatu poselskiego.

Czytaj także: