Weszli do salonu i powiedzieli: potrzebujemy obrączek, ślub za trzy godziny. Pan młody spieszył się na wojnę. Obrączki miały być symboliczne - srebrne, by kiedyś zastąpić je takimi z prawdziwego zdarzenia - złotymi. Jednak gdy nowożeńcy je zobaczyli, powiedzieli: innych już nie chcemy. Warszawscy jubilerzy zrobili je w godzinę, za darmo.
Sami jubilerzy mówią nam: nie myśleliśmy, że jest się czym chwalić. Na próżno więc szukać w ich mediach społecznościowych postu o tym, co zrobili. Opowiedzieli tylko kilku znajomym, ale wieść rozeszła się szybko. Jak mówią: w niekontrolowany sposób.
Szybka decyzja
A było tak: Paulina i Paweł Rojewscy, córka i ojciec, prowadzą przy ulicy Oleandrów w Śródmieściu sklep jubilerski. W czwartek ich klientami była grupa Ukraińców. Młoda para oraz ich bliscy: ciotki i matki. Mówili w trzech językach jednocześnie: łamanym polskim, ukraińskim i angielskim.
- Młoda dziewczyna miała flagę Ukrainy przewieszoną przez ramię. Powiedzieli, że potrzebują obrączek na już, ponieważ pan młody jedzie na wojnę. Ślub miał się odbyć za trzy godziny w ambasadzie Ukrainy - relacjonuje Paulina.
Mówili, że obrączki mają być symboliczne, bo po wojnie będzie duże wesele, obrączki wymienią na takie z prawdziwego zdarzenia - złote. - Córka stwierdziła: zrobimy srebrne, w ciągu godziny. Państwo niech idą na kawę - opowiada nam Paweł Rojewski.
Data i dwa kamienie
W trakcie pracy Paulina pomyślała: wygraweruję jeszcze datę. A później poprosiła ojca o przyniesienie dwóch kamieni: niebieskiego topazu oraz żółtego cytrynu. - Chcieliśmy uhonorować ten dzień i sytuację. Pomyśleliśmy, że nawet jak obrączki mają być symboliczne i wylądują w pudełku, to jednak ważny dzień dla każdego - tłumaczy Paulina.
Kamienie w barwach Ukrainy jubilerzy kupili dzień wcześniej. Nieprzypadkowo. Kiedy wybuchła wojna, zastanawiali się, jak można pomóc. Wpadli na pomysł, że wykonają biżuterię w ukraińskich barwach i wystawią ją na licytacji. Nabyli po karacie żółtych i niebieskich kamieni.
"Po wojnie pójdziemy na kawę"
Reakcja po zobaczeniu obrączek? Wzruszenie.
Paulina: - Stwierdzili, że już nie chcą tych złotych obrączek, zostają te.
Paweł: - Pierwsze łzy w oczach pojawiły się, kiedy zobaczyli na obrączkach barwy narodowe. To było niesamowite. Później je przymierzyli, ale tak, jak to się robi podczas przysięgi małżeńskiej. On włożył obrączkę jej, ona jemu, mamy to wszystko nagrywały.
Co było później? Nie wymienili się numerami telefonu. Nawet nie poznali ich imion. Państwo młodzi obiecali jednak: po wojnie pójdziemy na kawę.
Paulina: - Przemili ludzie, inspirujący. Wieczorem pomyśleliśmy, to, co zrobiliśmy, sprawiło nam przyjemność. Dobrze jest pomagać.
Paweł: - W tym strasznym okresie to był promyk nadziei, impuls, chwila empatii, prezent ślubny od nas.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Archiwum prywatne