Jakiś mężczyzna zaproponował, że popilnuje mojej świnki, kiedy pójdę po jedzenie, a jak wróciłam, ich już nie było. Ktoś później widział, jak on wsiadał ze świnką do tramwaju – opowiada pani Alicia, właścicielka porwanej na Starówce Pupci. Kobieta oferuje dwa tysiące złotych za odnalezienie pupilki.
Alicia kupiła świnię na początku marca od rolnika z Tomaszowa Mazowieckiego. - Zapytałam siebie, co ja bym chciała, żeby ktoś zrobił dla mnie, gdyby była na miejscu takiego zwierzęcia gospodarczego. Ja słucham swojego serca i chciałabym, żeby żadne zwierzę nie znało uczucia strachu i chodziło spać bezpiecznie – opowiada w rozmowie z tvnwarszawa.pl.
Na początku maja jednak ktoś porwał pupilkę pani Alici. - 1 maja spacerowałam po Starówce. Około godziny 19 na schodach przy przystanku tramwajowym na Starym Mieście podszedł do mnie jakiś mężczyzna, przedstawiał się jako Konrad i zaczął pytać o świnię. Powtarzał, że ona jest na pewno głodna i powinnam kupić jej jedzenie. Odpowiedziałam, że ona niedawno jadła, ale on nalegał i zaproponował, że jej popilnuje. Wzięłam jego numer, poszłam do sklepu po jabłko, a kiedy wróciłam, już ich nie było. Jedna z osób, która była świadkiem zdarzenia i które widziała później moje ogłoszenie na Facebooku, przekazała, że widziała w tej okolicy, jak jakiś facet wsiadał do tramwaju ze świnką – opowiada nasza rozmówczyni.
Ktoś inny z kolei wysłał jej zdjęcia zrobione przy kinie Femina, na którym widać mężczyznę prowadzącego zwierzę na smyczy.
Kobieta zgłosiła sprawę na policję. Jak mówi nam rzecznik śródmiejskiej komendy Robert Szumiata, sprawa jest na razie w prokuraturze. - Prokurator podejmie decyzję, która jednostka będzie ją prowadzić i czy zdarzenie zostanie zakwalifikowane jako przestępstwo, czy wykroczenie z uwagi na wartość zwierzęcia – wyjaśnia. Prawdopodobnie to drugie, bo wartość zwierzęcia zwierzęcia oszacowano na 400 złotych.
"Gdybym jej nie kupiła, ona na pewno by poszła na rzeźnię"
Pupcia nie była pierwszą świnką pani Alicii. Było ich już pięć. Jak zwraca uwagę "Gazeta Stołeczna", rok temu pani Alicia, która wtedy mieszkała w Sulejówka, przywiązała inną świnkę do drzewa, bo właściciel wynajmowanego lokalu nie zgodził się na zwierzę w mieszkaniu.
- Ja jestem osobą, która bardzo mocno chce uratować zwierzęta przez ubojem. Wtedy nie miałam warunków, żeby trzymać tę świnię i przywiązałam ją do drzewa, myśląc, że będę mogła do niej codziennie wracać. I teraz, kiedy to się stało, zastanawiam się, czy ja naprawdę bardzo źle postąpiłam? Ktoś ją zabrał, jakaś fundacja i ta świnia wciąż żyje, a gdybym jej wtedy nie kupiła, ona na pewno by poszła na rzeźnię – tłumaczy.
Przekonuje, że Pupci zapewniła najlepsze warunki. Mieszkały na Mokotowie w lokalu z ogródkiem. Alicia przyznaje jednak, że nie jest bez winy: - Tak, ja byłam nieodpowiedzialna, naiwna i za bardzo ufałam ludziom. Nie podejrzewałam, że ktoś może chcieć ją porwać. Czasem zostawiałam ją też samą w domu, ale mam wszystkie papiery od weterynarzy, że ona była zadbana. Nigdy nie chodziło o warunki, w jakich żyją moje świnki, tylko o to, że właściciele wynajmowanych mieszkań nie chcieli się na nie zgodzić.
- W związku ze zgłoszeniem od osób zainteresowanych losem świnki, policjanci jeszcze przed zniknięciem zwierzęcia prowadzili czynności w jej sprawie. W ich ramach sprawdzaliśmy, czy właścicielka się nad nią nie znęca. Na chwilę obecną nie ma danych, które potwierdzałyby, że kobieta znęcała się nad zwierzęciem – potwierdza rzecznik mokotowskiej komendy Robert Koniuszy. Zaznacza, że czynności były prowadzone w porozumieniu z jedną z fundacji zajmujących się zwierzętami.
Pani Alicia oferuje dwa tysiące złotych za odnalezienie pupilki.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Alicia, archiwum prywatne