Dyrektorzy chcieli wprowadzić nauczanie hybrydowe. Sanepid się nie zgadza

Dyrektorzy kilku warszawskich szkół wnioskowali do ratusza o możliwość nauczania hybrydowego lub zdalnego. Ale zgody nie ma, bo - zdaniem sanepidu - sytuacja epidemiologiczna w Warszawie nie wymaga takich kroków. Problemy z uzyskaniem zgody pojawiają się nawet tam, gdzie wytyczne resortu edukacji dopuszczają taką możliwość.

- Około 10 szkół z terenu Warszawy wnioskowało do inspekcji sanitarnej o możliwość przejścia na naukę hybrydową lub zdalną. Dostaliśmy pismo od powiatowego inspektora sanitarnego, abyśmy przekazali dyrekcji szkół, że w obecnej sytuacji będą wydawać opinie negatywne. Żeby wydać zgodę musiałby zostać spełniony jeden z dwóch warunków: potwierdzone przypadki COVID-19 lub włączenie placówki do strefy żółtej lub czerwonej - informuje Karolina Gałecka, rzeczniczka stołecznego ratusza.

Przypomnijmy, że wspomniane strefy to powiaty z największym przyrostem nowych zakażeń koronawirusem, gdzie wprowadzane są dodatkowe obostrzenia. Jak dodaje rzeczniczka, wnioskowanie o możliwość wprowadzenia nauki hybrydowej lub zdalnej jest uprawnieniem dyrektora szkoły. Decyzją Ministerstwa Edukacji Narodowej przejście na taki tryb nauczania będzie możliwe po uzyskaniu pozytywnej opinii inspekcji sanitarnej, która uzna, że sytuacja epidemiczna wymaga podjęcia takich kroków.

Ostatnie dni pokazują jednak, że fakt włączenia miasta bądź powiatu do strefy żółtej lub czerwonej nie zawsze jest dla sanepidu przesłanką, by odwoływać stacjonarne zajęcia w szkołach. Tak było między innymi w Rybniku i Sosnowcu. Problem mają też w Zakopanem, gdzie lokalna inspekcja sanitarna zmieniła wcześniejszą decyzję o nauce zdalnej do 28 września.

OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>

"To miało uchronić nas przed zakażeniem"

Organizacja pracy szkół w dobie pandemii jest obowiązkiem dyrektorów. Resort edukacji przygotował wspólnie z Głównym Inspektoratem Sanitarnym wytyczne, które mają być podstawą do wdrażanych rozwiązań. Dyrektorzy warszawskich szkół nie ukrywają, że zalecenia rządu często rodzą więcej pytań i wątpliwości, niż poczucia bezpieczeństwa.

Jak mówi w rozmowie z tvnwarszawa.pl Mirosław Sosnowski, dyrektor V Liceum Ogólnokształcącego im. Księcia Józefa Poniatowskiego, w trakcie przygotowań do rozpoczęcia roku szkolnego wystąpił do inspekcji sanitarnej o pomoc w przeprowadzeniu audytu bezpieczeństwa placówki przy ulicy Nowolipie oraz stworzeniu odpowiednich procedur. W odpowiedzi otrzymał pismo, w którym przytoczono ustalenia MEN oraz GIS ze wskazaniem, że to na ich podstawie dyrektor sam ma zorganizować pracę swojej szkoły.

- Złożyliśmy wniosek do organu prowadzącego, czyli burmistrza dzielnicy Śródmieście, o możliwość wdrożenia na początku września innej formuły kształcenia. Nasza szkoła jest dość specyficzna. To jeden budynek z olbrzymim hallem, wokół którego znajdują się klasy. W czasie przerw w hallu przebywa około 600 osób - zaznacza Sosnowski. Biorąc pod uwagę plan lekcji, do takiej sytuacji dochodzić będzie średnio sześć-siedem razy dziennie.

Dyrektor zamierzał wprowadzić naukę w systemie mieszanym. W każdym tygodniu jeden z roczników przychodziłby na zajęcia stacjonarne, a pozostali uczniowie uczestniczyliby w lekcjach zdalnie. Co tydzień dochodziłoby do wymiany roczników. Tradycyjnie do pracy przychodziliby wyłącznie nauczyciele, którzy zajęcia zdalne również prowadziliby ze swoich klas. - To miało uchronić nas przed zakażeniem. W takiej sytuacji mielibyśmy jednorazowo około 200 uczniów w budynku. Do tej pory nie uzyskałem żadnej odpowiedzi - podkreśla Sosnowski.

"KORONAWIRUS RAPORT. SZKOŁA" ODPOWIADA NA WASZE PYTANIA I WĄTPLIWOŚCI >>>

Zagęszczenie uczniów to za mało, by przenieść zajęcia do sieci

Zajęcia w trybie hybrydowym chciała także wprowadzić Justyna Matejczyk, dyrektor XXXIII Liceum Ogólnokształcącego Dwujęzycznego im. Mikołaja Kopernika na Bemowie. - Urząd miasta otrzymał w tej sprawie odpowiedź inspekcji sanitarnej, z której wynika, że samo zagęszczenie uczniów w szkole nie jest podstawą do podjęcia takich działań prewencyjnych - informuje dyrektor.

Tłumaczy też, że za zamiarem wprowadzenia zajęć w trybie hybrydowym stało między innymi to, że część klas w jej liceum to klasy ponadtrzydziestoosobowe. Dodatkowo około 20 procent nauczycieli w tej placówce to osoby powyżej 60. roku życia bądź zmagające się ze schorzeniami, które kwalifikują je do grupy podwyższonego ryzyka powikłań wynikających z COVID-19.

O odmowie ze strony inspekcji sanitarnej mówiła także Danuta Kozakiewicz, dyrektor Szkoły Podstawowej numer 103 przy ulicy Limanowskiego. Podczas wtorkowej rozmowy na antenie TVN24 przyznała, że w jej ocenie autonomia dyrektorów szkół w podejmowaniu decyzji dotyczących działalności placówek w obliczu pandemii jest "trochę fikcyjna". - Chciałam wprowadzić na początku września nauczanie hybrydowe, żeby przez dwa tygodnie ochronić uczniów przed zarażeniem z powodu powrotu z wakacji. Niestety nie uzyskałam na to zgody, ponieważ Warszawa jest w strefie zielonej i nie mamy zbyt wielu zachorowań. Nie pozwolono mi działać prewencyjnie - opowiadała.

Co martwi dyrektorów warszawskich szkół?
Źródło: TVN24

"Ja nie czuję żadnego optymizmu, żadnego wsparcia"

Na piątkową konferencję prasową dotyczącą powrotu do szkół w czasach pandemii minister edukacji narodowej zaprosił samorządowców, którzy chwalili opracowane w resorcie wskazówki dotyczące organizacji nauczania. Wśród gości była Maria Jolanta Nawrocka-Rolewska, wicedyrektorka Szkoły Podstawowej numer 380 na Targówku. Jej zdaniem powrót do tradycyjnych zajęć będzie zależał od tego, jak my, dorośli się zachowujemy. Czy wywołujemy panikę, lęk i strach i nawołujemy do niego czy - jak mówiła - "po prostu wysyłamy optymizm".

- Jeżeli będziemy emanować optymizmem i będziemy nastawieni na pozytywne rozwiązania, to one takie będą. A najczęściej, widzę, że niektórzy z państwa myślą negatywnie, myślą o tym, co złego może się wydarzyć i to zło państwa spotyka. Bo człowiek dostaje to, czego pragnie, o czym ciągle myśli - powiedziała.

O odniesienie się do tych słów został poproszony w rozmowie z TVN24 Jarosław Pytlak, dyrektor Zespołu Szkół STO na Bemowie oraz autor bloga "Wokół Szkoły" - To jest inny wymiar. Ja nie czuję żadnego optymizmu. Nie czuję żadnego wsparcia i obawiam się, że ten mój brak poczucia optymizmu podzielają moi wszyscy znajomi - przyznał.

TVN24 Clean_20200828124401(19520)_aac
"Ja nie czuję żadnego optymizmu, żadnego wsparcia". Dyrektor szkoły o przygotowaniach do 1 września
Źródło: TVN24

Dyrektor odpowiedział także na pytanie, czy na cztery dni przed rozpoczęciem roku szkolnego czuje, że jego szkoła jest na to gotowa. - Mam spuchniętą głowę od myślenia, a na pewno wszystkiego nie przemyślałem. Człowiek nie jest automatem. Pytań jest bardzo dużo, niektóre są nawet bardzo głupie, ale je sobie zadajemy. Działamy w sytuacji, która jest bardzo nietypowa i stresująca. Spokojny będzie ten, ko założy, że COVID jest oszustwem. A my nie mamy do tego prawa, bo pandemia jest oficjalnie i wywołuje ona określone efekty – zaznaczył Pytlak.

- Mamy rozdwojenie jaźni. Bo z jednej strony jest pandemia, a z drugiej słyszę, że w szkole w zasadzie nic nie powinno się dziać. Trudno w tej sytuacji o spokój i poczucie, że człowiek wszystko przewidział - dodał.

Dyrektor mówił także, że najbardziej obawia się tego, że obecna sytuacja wywoła psychozę strachu i tego, że w każdym przeziębieniu wszyscy będą dopatrywać się zakażenia koronawirusem. - I nie bardzo widać wyjście z tej sytuacji, bo nie wolno nam tego zlekceważyć w przypadku gorączki czy kaszlu - ocenił.

Czytaj także: