- Trzeba było użyć troszeczkę siły, żeby oderwać chłopca - przyznaje pan Tomasz, który ratował siedmiolatka na basenie w Powsinie. Mama i starszy brat dziecka nie mieli dość siły. Stołeczny ratusz przekonuje, że kontrola nie wykryła niesprawności. - Być może była to chwilowa awaria lub wydarzenie wynikało z niewłaściwego użytkowania tego urządzenia - twierdzi zastępca rzeczniczki urzędu.
W piątek Dorota Staniszewska wraz z synem wybrali się na basen w Parku Kultury. Jak twierdzi kobieta, w pewnym momencie jej 7-letni syn został przyssany do dyszy w ścianie basenu. - Usłyszeliśmy krzyk syna, siedzieliśmy bardzo blisko. Został przyssany do dyszy, która odprowadza wodę z basenu – opowiada mama Nikodema. Zerwała się i podbiegła, żeby zobaczyć, co się stało. Chłopca próbował odciągnąć starszy brat. - 11-latek nie był w stanie siedmiolatka od tego oderwać. Ja również nie byłam w stanie go wyciągnąć - mówi kobieta.
"Usłyszałem przeraźliwy krzyk dziecka"
Według relacji matki, ratownicy byli po drugiej stronie basenu. Na ratunek ruszył pan Tomasz, który akurat był w wodzie. - Usłyszałem przeraźliwy krzyk dziecka. Trzeba było użyć troszeczkę siły, żeby go oderwać. Ciężko powiedzieć, ile to trwało. Do minuty? – zastanawia się Tomasz Rojek, który wyciągał chłopca z basenu.
Na plecach chłopca pozostał ślad. - To jest tak, jakby ktoś go po prostu skopał. To jest jednak siniak, krwiak – zauważa Staniszewska. - Te wybroczyny, które pojawiły się na skórze, świadczą o tym, że rzeczywiście ta siła ssania była duża i mogłoby dojść do tragedii, gdyby było to mniejsze dziecko – zaznacza pediatra Łukasz Durajski.
"Nie wykryto niesprawności"
Za basen odpowiada miasto. Zastępca rzeczniczki prasowej stołecznego ratusza Tomasz Kunert zapewnia, że po zdarzeniu sprawdzono dysze i że są one sprawne. - Po kontroli technicznej nie wykryto tam niesprawności. Być może była to chwilowa awaria lub też po prostu to wydarzenie wynikało z niewłaściwego użytkowania tego urządzenia przez osoby przebywające w tym momencie w basenie – mówi Kunert. Tłumaczy też, że na basenie są dwie dysze i - gdy pracują normalnie - siła ssania nie jest na tyle duża, żeby kogoś przyciągnąć. - Gdy dysze zasysające wodę zostaną świadomie obydwie naraz zakryte, to wtedy rzeczywiście może to zadziałać w taki sposób, że rzeczywiście będzie można mieć uczucie, że jest się wciąganym – wyjaśnia urzędnik. - Wszystkie urządzenia, które pracują na tym basenie, jak i innych basenach, są bezpieczne – zapewnia.
"Będziemy szukać jakiegoś rozwiązania"
Jak było w tym przypadku, nie wiadomo. Na basenie nie ma kamer. Na razie zarządzający zlecił ratownikom zwracanie szczególnej uwagi na osoby bawiące się w okolicach dysz. - Będziemy szukać jakiegoś rozwiązania, które na pewno da nam, jako zarządcy obiektu, pełną pewność, że się nigdy już coś takiego nie przydarzy – zapowiada Marcin Osuch z Parku Kultury w Powsinie.
- Gdyby to było mniejsze dziecko, przyssane inną częścią ciała, mogłoby to się zakończyć tragicznie. Uważam, że to miejsce po pierwsze powinno być oznaczone, a po drugie zabezpieczone, czy jakąś siatką, czy jakimś odbojnikiem - twierdzi z kolei mama Nikodema.
Basen działa normalnie. Po feralnym zajściu, mama Nikodema dostała od pracownika basenu propozycję darmowego wejścia następnym razem. Jak mówi, nie skorzysta.
Łukasz Wieczorek, Polska i Świat
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt 24, TVN24