Marta Lempart usłyszała zarzuty dotyczące znieważenia funkcjonariuszy policji oraz publicznego pochwalania przestępstw. Aktywistka nie przyznała się do winy. - Widać po konstrukcji tej sprawy, że to jest absolutnie przypadkowe zestawienie różnych rzeczy - powiedziała Lempart w rozmowie z TVN24.
"Prokuratura Okręgowa w Warszawie przedstawiła dziś Marcie L. zarzuty popełnienia przestępstwa znieważenia funkcjonariuszy Policji poprzez wykonanie gestu splunięcia oraz kierowanie wobec nich słów wulgarnych, tj. czynu z art. 226 par. 1 Kodeksu karnego, a także sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób poprzez spowodowanie zagrożenia epidemiologicznego, tj. czynu z art. 165 par. 1 pkt 1 kk" - przekazała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Aleksandra Skrzyniarz.
Doprecyzowała, że do zdarzeń objętych zarzutami doszło 28 listopada 2020 roku w Warszawie podczas manifestacji pod hasłem "W imię matki, córki, siostry".
Prokuratura zarzuca Lempart również popełnienie występku publicznego pochwalania przestępstw polegających na niszczeniu fasad budynków (wypowiedzi z wywiadu przeprowadzonego na antenie Radia ZET 26 października 2020 roku) oraz złośliwym przeszkadzaniu publicznemu wykonywaniu aktów religijnych w Kościele katolickim. Jest to czyn opisany w art. 255 par. 3 Kodeksu karnego.
"Absolutnie przypadkowe zestawienie różnych rzeczy"
Z Martą Lempart rozmawiała reporterka TVN24 Maja Wójcikowska. - Wezwanie było po to, żeby postawić mi zarzuty, a dokładnie trzy grupy zarzutów. Jeden dotyczy organizacji protestów w październiku, listopadzie i grudniu zeszłego roku, drugi używania słów obelżywych wobec funkcjonariuszy policji i kolejny, że w wywiadzie mówiłam o protestach dotyczących bezpośrednio akcji pod kościołami - powiedziała aktywistka.
Zaznaczyła też, że w prokuraturze nie przyznała się do winy i odmówiła składania wyjaśnień. - I tyle. Nie ma o czym rozmawiać. Widać po konstrukcji akurat tej sprawy, że to jest absolutnie przypadkowe zestawienie różnych rzeczy - stwierdziła Lempart.
Do ośmiu lat więzienia
W toku postępowania zgromadzono materiał dowodowy w postaci między innymi oględzin nagrań z przebiegu manifestacji oraz zeznań pokrzywdzonych funkcjonariuszy policji. Liderce Strajku Kobiet według polskiego prawa grozi kara do ośmiu lat więzienia.
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP