33 zdjęcia z warszawskiego getta. "Nie wierzyłem, że ten negatyw istnieje"

Klisze Zbigniewa Grzywaczewskiego z getta warszawskiego
"33 zdjęcia z getta" niezwykły film o świadku historii i znalezionej po latach kliszy
Źródło: TVN24

Jest autorem jedynych znanych dziś zdjęć z wnętrza getta, które nie zostały wykonane przez Niemców. Zbigniew Leszek Grzywaczewski, wówczas 23-letni strażak Warszawskiej Straży Ogniowej, znalazł się w płonącym getcie. Wykorzystując tę sytuację, z ukrycia dokumentował dramatyczne wydarzenia. Na ich podstawie powstał film "33 zdjęcia z getta". O nim w materiale Anny Wilczyńskiej w magazynie "Polska i Świat".

Leszek Grzywaczewski, gdy wybucha powstanie w getcie warszawskim ma 23 lata i jest strażakiem.

Z dziennika Leszka Grzywaczewskiego: "Niemcy zastosowali jako metodę zwalczania palenie domów. Nam nie pozwalają gasić pożarów natomiast mamy jedynie zabezpieczać zakłady pracujące dla Niemiec i miejskie budynki oraz zapobiec rozprzestrzenianiu się pożaru na inne dzielnice Warszawy".

Jest świadkiem dramatycznych wydarzeń. Widzi ludzi którzy wolą skoczyć z okna niż spłonąć żywcem. Widzi ludzi prowadzonych na Umschlagplatz, skąd następnie przewożeni są do obozów koncentracyjnych. Ma pożyczony aparat i często z ukrycia uwiecznia to, co widzi.

Film na podstawie znalezionej kliszy

I właśnie wokół tego niezwykłego świadectwa i odnalezionej po latach kliszy toczy się narracja filmu "33 zdjęcia z getta" którego producentem jest syn Leszka, Maciej Grzywaczewski.

- Może pójdziemy od razu tutaj, bo tutaj był pokój taty - zaprasza do mieszkania Maciej Grzywaczewski. - Jak żeśmy robili tutaj porządek po śmierci taty, to zobaczyliśmy, że te deski się tutaj ruszają - wskazuje na podłogę - w tej skrytce znaleźliśmy dzienniki ojca - opowiada.

Żydzi prowadzeni na Umschlagplatz, zdjęcie zrobione przez okno szpitala św. Zofii, u zbiegu ul. Żelaznej i Nowolipie
Żydzi prowadzeni na Umschlagplatz, zdjęcie zrobione przez okno szpitala św. Zofii, u zbiegu ul. Żelaznej i Nowolipie
Źródło: Z. L. Grzywaczewski / z archiwum rodzinnego M. Grzywaczewskiego/ zdjęcie z negatywu: MHŻP Polin

Rodzina wcześniej nie wiedziała o dziennikach. Jego syn dopiero po latach dowiaduje się, że Leszek Grzywaczewski jest autorem zdjęć prezentowanych w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie. - Ja nie wierzyłem, że ten negatyw istnieje - mówi Grzywaczewski.

Zobacz więcej: Strażak sfotografował płonące getto. Wyjątkowe klisze odnalezione po 80 latach >>>

Do poszukiwania materiałów w archiwum ojca namawia go kuratorka wystawy "Wokół nas morze ognia" w Muzeum POLIN Zuzanna Schnepf-Kołacz i w końcu udaje się znaleźć klisze. - Widać Żydów prowadzonych na Umschlagplatz. Rozwijam dalej, patrzę. Są wszystkie zdjęcia, które znałem plus dodatkowe. Mówię do Bożeny, do mojej żony "znalazłem, jest!" - opowiada na filmie Maciej Grzywaczewski.

Jedyne takie zdjęcia z getta

To jedyne znane zdjęcia z powstania w getcie warszawskim, które nie zostały zrobione przez Niemców, a film mówi o odtwarzaniu po latach bolesnej historii, która w domu rodzinnym nigdy nie została opowiedziana.

- Oni się wszyscy zamknęli. To pokolenie, które przeżyło wojnę, takie straszne rzeczy, które było świadkami Holokaustu, to na pewno była taka trauma, że się blokowali, nie chcieli o tym opowiadać, o tym mówić - stwierdza Grzywaczewski.

Klisze Zbigniewa Grzywaczewskiego z getta warszawskiego
Klisze Zbigniewa Grzywaczewskiego z getta warszawskiego
Źródło: M. JAŹWIECKI / MUZEUM HISTORII ŻYDÓW POLSKICH

Rodzina Grzywaczewskich w swoim mieszkaniu na Mokotowie ukrywała żydowską rodzinę Laksów. Ich wspomnienia dopełniają obrazu wojennego dramatu.

- Bardzo bogaty materiał - mówi o dziennikach strażaka Leszka Grzywaczewskiego i listach Hilarego Laksa do córki Rony Jan Czarlewski, reżyser i scenarzysta filmu "33 zdjęcia z getta". - Wątki w tych listach, w tych listach i dziennikach są przeróżne i są naprawdę rewelacyjne - ocenia.

Film powstał w koprodukcji MVM Media, TVN Warner Bros Discovery, Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, Instytutu Kultury Miejskiej w Gdańsku oraz Gdańskiego Funduszu Filmowego.

"Opowiada historię bardzo osobiście"

- Opowiada historię, którą znamy oczywiście, bo się uczyliśmy w szkołach i wiele słyszeliśmy, ale w inny sposób. Opowiada historię bardzo osobiście: poprzez pamiętniki, poprzez listy, osobistą historię tych zdjęć - mówi Kasia Kieli, president & managing director Warner Bros. Discovery w Polsce, CEO TVN.

Dokument zostanie zaprezentowany na prestiżowych festiwalach filmowych. Miał też swoją premierę na platformie Max.

- Główna bohaterka, bardzo wzruszająca, obecnie 95-letnia urocza staruszka, jak dostaje te wspomnienia mówi: "Całe życie starałam się zapomnieć o tych wydarzeniach, a wy mi je przynoście. To jeśli jest jakikolwiek sens w tym, żeby pamiętać, to po to, żeby to się nie powtórzyło znowu" - przytacza Dorota Eberhardt, Vp programming & streaming Warner Bros. Discovery.

Czytaj także: