W pociągu relacji Częstochowa - Gliwice było około stu pasażerów. Gdy zbliżał się do Myszkowa, maszynista zauważył na przejeździe samochody. Miał do nich pół kilometra. Zaczął hamować i trąbić. - Stan zagrożenia został zlikwidowany przez maszynistę, dzięki przytomności jego umysłu - mówił sędzia, uzasadniając wyrok dla dróżnika, który nie opuścił rogatek. Postępowanie zostało warunkowo umorzone.
Przed Sądem Rejonowym w Myszkowie stanął były dróżnik 37-letni Łukasz J., oskarżony o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu lądowym. 30 grudnia 2020 roku, pełniąc obowiązki dróżnika na przejeździe kolejowym w Myszkowie przy ulicy Koziegłowskiej, J. nie opuścił rogatek na czas przejazdu pociągu osobowego relacji Częstochowa-Gliwice. Maszynista pociągu zauważył otwarty przejazd i zdołał wyhamować. Do katastrofy nie doszło, nikt nie odniósł obrażeń.
Na pierwszej rozprawie zapadł wyrok. Sędzia Mariusz Zachariasz, na wniosek obrony, przy aprobacie strony skarżącej warunkowo umorzył sprawę na dwa lata próby.
Maszynista zobaczył samochody na przejeździe, zaczął hamować
- Jestem panu maszyniście bardzo wdzięczny - mówił na rozprawie Łukasz J., przyznając się do błędu. Zeznał, że w dniu zdarzenia źle się czuł, na chwilę zasnął lub stracił przytomność. Przyznał się, że opuścił zapory dopiero po telefonie od dyżurnego ruchu, zaalarmowanego przez maszynistę.
Zeznawał także maszynista, który prowadził pociąg z około stu pasażerami. Opowiadał, że z odległości około pół kilometra zobaczył przejeżdżające przez przejazd kolejowy samochody. Samych rogatek nie widział. Podkreślał, że wie, iż z tego dystansu zazwyczaj są już zamknięte. Jadąc z prędkością około 100 kilometrów na godzinę, zaczął hamować i zdołał zatrzymać się między 300 a 100 metrów przed przejazdem. Trąbił, ale dróżnik nie reagował. Dopiero telefon do dyżurnego ruchu z Myszkowa spowodował zamknięcie rogatek.
Zeznawały także dyżurna ruchu z Myszkowa oraz przedstawicielka komisji kolejowej badającej zdarzenie z grudnia 2020 roku.
Sąd podkreślał rolę maszynisty pociągu
- Oskarżony od początku postępowania nie kwestionował winy ani sprawstwa - mówił sędzia Marek Zachariasz, uzasadniając wyrok. - Stan zagrożenia został uchylony działaniem maszynisty i to wpływa na stopień szkodliwości czynu, ale nie wyłącza znamion czynu zabronionego - dodał. - Splot okoliczności był wyjątkowo korzystny dzięki refleksowi maszynisty. Stan zagrożenia został w porę zażegnany, ale ono istniało. Wystarczyło tylko, żeby maszynista nie rozglądał się na przedpole jazdy, i katastrofa murowana - wywodził.
Sędzia podkreślał rolę maszynisty, że do katastrofy nie doszło dzięki "przytomności jego umysłu", że wyręczył dróżnika w obowiązkach. Wyliczał, że zagrożeni byli kierowcy i pasażerowie samochodów na przejeździe, a także pasażerowie pociągu.
Łukasz J. musi pokryć koszty sądowe i wpłacić 4 tysiące złotych na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym, co było warunkiem umorzenia ze strony prokuratury.
Źródło: TVN24 Katowice
Źródło zdjęcia głównego: TVN24