Na początku lipca w Borzęcinie Dużym kierowca wjechał w rowerzystów znajdujących się na chodniku. Jedno z dzieci zginęło na miejscu, drugie w stanie ciężkim przetransportowano do szpitala. Kierujący był pijany, miał prawie trzy promile alkoholu w wydychanym powietrzu. Mężczyzna został aresztowany.
Zarzuty dla kierowcy po śmierci 12-latka
Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie prokurator Piotr Antoni Skiba przekazał, że śledczy zarzucają Sebastianowi H., iż kierował pojazdem w stanie nietrzeźwości, poruszając się z prędkością 100 km/h przy dopuszczalnej prędkości 50 km/h oraz że wyprzedzał, nie zachowując ostrożności, inny pojazd, który sygnalizował skręt w lewo. W wyniku czego Sebastian H. stracił panowanie nad pojazdem, zjechał na prawą stronę jezdni, a następnie na chodnik i uderzył w jadących na rowerach chłopców.
- Oskarżony ma 26 lat. Z zawodu jest mechanikiem samochodowym utrzymującym się z prac dorywczych. Nie był dotychczas karany - zaznaczył rzecznik Prokuratury Okręgowej. Grozi mu od 5 do 20 lat więzienia.
12-letni Tymek zginął w swoje urodziny
O tragicznym wypadku w Borzęcinie Dużym wielokrotnie pisaliśmy na tvnwarszawa.pl.
Tego dnia Tymoteusz obchodził 12. urodziny. Chłopiec był z kolegą, mieli jedynie kupić przekąski w pobliskim sklepie i wrócić do domu. Niestety, doszło to tragedii. - Usłyszałyśmy pisk opon, huk, wybiegłyśmy, bo to brzmiało, jakby samochody na siebie wpadły – relacjonowała Elżbieta, jedna z mieszkanek Borzęcina Górnego.
Dowiedział się, że jego dobry kolega nie żyje
Gdy Elżbieta pobiegła z drugą mieszkanką na miejsce, widziały jednego leżącego chłopaka, którego ktoś już opatrywał. To Radek. Drugiego z chłopców (Tymka), którego siła uderzenia wyrzuciła z chodnika, nigdzie nie było widać. Świadkowie zaczęli go szukać. Najpierw myśleli, że może chłopiec jest w szoku i błąka się po okolicy. Jak się okazało, siła uderzenia przerzuciła go przez płot sąsiada. Chłopak utknął przy drzewie.
Według świadków, opatrywany chłopiec był w szoku, zastanawiał się, czy przeżyje. Zaczął dzwonić ze swojego telefonu, żeby znaleźć kolegę, którego reszta osób już szukała. Tymoteusz już nie żył. Radka z urazami przewieziono do jednego z warszawskich szpitali. Wkrótce dowiedział się, że jego bardzo dobry kolega z klasy nie żyje.
Mieszkańcy zwracali uwagę na to, że kierowcy szczególnie upodobali sobie ten odcinek drogi i poruszają się nim z zawrotną prędkością. Przytaczali też incydenty, do których dochodziło już wcześniej - między innymi, gdy rozpędzony kierowca uszkodził skrzynkę gazową i elektryczną.
Autorka/Autor: katke
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24