Do wypadku doszło w piątkowe popołudnie. Tego dnia Tymoteusz obchodził 12. urodziny. Chłopiec był z kolegą, mieli jedynie kupić przekąski w pobliskim sklepie i wrócić do domu. Niestety, doszło to tragedii. - Usłyszałyśmy pisk opon, huk, wybiegłyśmy, bo to brzmiało, jakby samochody na siebie wpadły – relacjonuje Elżbieta, jedna z mieszkanek Borzęcina Górnego.
Gdy pobiegła z drugą mieszkanką na miejsce, widziały jednego leżącego chłopaka, którego ktoś już opatrywał. To Radek. Drugiego z chłopców, którego siła uderzenia wyrzuciła z chodnika, nigdzie nie było widać. Świadkowie zaczęli go szukać. Najpierw myśleli, że może chłopiec jest w szoku i błąka się po okolicy.
- Zobaczyliśmy czerwone buty i rower. W panice zaczęliśmy biegać, szukać dziecka. Wszyscy zaczęli biegać po okolicznych polach. W końcu okazało się, że go przerzuciło go przez płot sąsiada. (…) Chłopak utknął przy drzewie. Było widać, że nie żyje - mówi wstrząśnięta mieszkanka Borzęcina.
- Drugi chłopiec (Radek - red.) nie wyglądał, żeby miał poważne obrażenia, ale na pierwszy rzut oka ciężko ocenić. Na pewno miał ranną nogę, bo sączyła się z niej krew - opisuje Małgorzata, mieszkanka Borzęcina.
Dopiero zaczął wakacje, a stracił kolegę
Według świadków, opatrywany chłopiec był w szoku, zastanawiał się, czy przeżyje. Zaczął dzwonić ze swojego telefonu, żeby znaleźć kolegę, którego reszta osób już szukała. Tymoteusz zginął na miejscu potrącony przez pijanego kierowcę. Radka z urazami przewieziono do jednego z warszawskich szpitali.
- Stan chłopca możemy określić jako średni. Jest stabilny, jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo, natomiast doznał dużej ilości drobnych obrażeń plus kilka poważniejszych, które musimy jeszcze obserwować – mówi dr Michał Buczyński z Dziecięcego Szpitala Klinicznego UW w Warszawie.
Radek właśnie dowiedział się, że jego bardzo dobry kolega z klasy nie żyje.
- Dla niego jest to potężny szok, dopiero zaczął wakacje, a stracił kolegę - dodaje dr Michał Buczyński.
"Miał trzy promile, a stał z nami i rozmawiał"
Sprawcą wypadku okazał się 26-letni mieszkaniec Borzęcina, który kilka miesięcy temu otrzymał prawo jazdy. Jak się okazało, kierowca podczas wypadku miał trzy promile alkoholu w wydychanym powietrzu.
Według świadków, mężczyzna był przejęty tym, co się stało. Zaangażował się też w poszukiwania Tymoteusza. Miał być też świadom samego wypadku. Winą obarczał jednak kierowcę nissana. Ten drugi miał odjechać z miejsca, ale pojawić się tuż przed przyjazdem policji.
- Miał trzy promile, a stał tu z nami i rozmawiał, my nie odnieśliśmy wrażenia, że on jest pijany, póki się nie zbliżyliśmy i nie poczuliśmy od niego alkoholu, to znaczy, że on musiał pić już kilka dni - mówi jeden z mieszkańców Borzęcina. Jak twierdzi, to nie był samochód 26-latka. - On tylko został poproszony o przejechanie z jednego miejsca w drugie - stwierdza.
Według ustaleń policji, rozpędzony samochód 26-latka zjechał z jezdni i uderzył w dzieci poruszające się chodnikiem. Do wypadku miało dojść podczas wyprzedzania nissana. Bmw uderzyło z impetem w nastoletnich rowerzystów.
W sobotę sąd zadecydował o zastosowaniu aresztu wobec zatrzymanego.
- Podejrzany nie kwestionuje samego swojego udziału w zdarzeniu, złożył wyjaśnienia, natomiast ze względu na etap postępowania, nie chciałbym ani przytaczać ich treści, ani w żaden sposób ich komentować – mówi Krzysztof Sakowski z Prokuratury Rejonowej w Pruszkowie.
Prokuratura w poniedziałek nadal nie udziela szczegółowych informacji na temat zdarzenia.
Skarżą się na piratów drogowych
Jarosław Stolarki, dyrektor jednej z pobliskich szkół twierdzi, że właśnie to bmw często driftowało między innymi po ulicy Kosmowskiej, gdzie doszło do wypadku. - Było to zarówno w dzień, kiedy przekraczana była prędkość, jak i w nocy - twierdzi. Jak dodaje, zgłaszał to pod numer alarmowy 112.
Mieszkańcy Borzęcina od lat skarżą się na piratów drogowych. Petycje w sprawie poprawy bezpieczeństwa od lat kierowali do władz gminy. Kierowcy upodobali sobie ten prosty odcinek drogi i dodają gazu. Choć jest to teren zabudowany. - Nie jest to pierwszy raz, kiedy słyszymy, że ludzie tutaj się rozpędzają i robią różne dziwne manewry tłumaczy Elżbieta. Jak dodaje, około dwa lata temu, kierowca jadący "zygzakiem" po pijaku, z wielką prędkością omal nie potrącił jednego rowerzystę dokładnie w tym samym miejscu. - Przejechał, kosząc nam prawie skrzynkę do gazu i zatrzymał się na płocie sąsiada. Następnie z niego wycofał, pojechał dalej i rozbił się na skrzyżowaniu przy głównej drodze - wskazuje.
Inna z mieszkanek przytacza zdarzenie sprzed dwóch lat, kiedy siedząc na tarasie, usłyszała huk. Okazało się, że kierowca uszkodził skrzynkę gazową i elektryczną.
Odcinek 7515 i inne reportaże "Uwagi!" TVN można oglądać na player.pl
Autorka/Autor: Dorota Pawlak
Źródło: "Uwaga!" TVN
Źródło zdjęcia głównego: TVN24