Szkielet 65-latka leżałby pewnie i dłużej, gdyby nie konieczność wymiany instalacji gazowej w mieszkaniach. Dodatkowo Andrzej J. od kilku lat nie płacił czynszu.
Zarząd Gospodarowania Nieruchomościami dla dzielnicy Wola przez cały ten czas wysyłał pisma ponaglające do zapłaty. Mimo wezwań, dług wciąż rósł. W końcu wszczęto postępowanie o eksmisję.
- Podczas komisyjnego wejścia do mieszkania, w asyście straży miejskiej okazało się, że właściciel mieszkania nie żyje - mówi w rozmowie z "Gazetą Echo" Monika Beuth-Lutyk, rzeczniczka urzędu dzielnicy Wola.
Według ekspertów z policji wszystko wskazuje na to, że ciało mogło przeleżeć w mieszkaniu nawet pięć lat.
Wszyscy zaskoczeni
Urzędnicy tłumaczą, że nic nie wiedzieli o zgonie lokatora. Podobnie twierdzą sąsiedzi Andrzeja J. – nie widzieli nic dziwnego w tym, że od lat jego skrzynka na listy nie była opróżniona. Jak mówią, sąsiada nie widzieli od trzech lat.
Sprawą tajemniczej śmierci zajęła się prokuratura. Biegli ustalą czy zgon nastąpił z przyczyn naturalnych czy z udziałem osób trzecich.
bf/roody