Na początku marca pilot Cessny 150 F lądował awaryjnie na podmokłych terenach w pobliżu Zakola Wawerskiego. Z powodu prokuratorskiego śledztwa i trudności technicznych (brak możliwości wjazdu ciężkiego sprzętu) maszyna wciąż nie została wyciągnięta. Znajduje się w trudno dostępnym, podmokłym terenie, około 350 metrów od ulicy Kadetów. Nie brakuje osób, które chcą ją obejrzeć z bliska.
Chłopak dotarł do wraku i nie mógł wrócić
W czwartek późnym popołudniem pojawił się tam nastolatek. Dostał się na miejsce, ale miał problem z wydostaniem się. Wezwano służby. Na nagraniach, do których udało nam się dotrzeć, widać chłopaka, który chodzi po skrzydle przewróconego na grzbiet samolotu.
- Około godziny 19.20 dostaliśmy zgłoszenie dotyczące nastolatka, który znajduje się na bagnach w miejscu awaryjnego lądowania samolotu w pobliżu ulicy Kadetów i nie może z niego wyjść. Chłopiec został szybko zlokalizowany przy pomocy drona i ewakuowany. Nie doznał żadnych urazów. Był trochę wyziębiony. Na miejsce przyjechał ojciec nastolatka - przekazał nam w piątek rano Bogdan Smoter z Komendy Miejskiej Państwowej Straży Pożarnej w Warszawie.
W akcji brało udział pięć zastępów straży pożarnej. - Dalsze czynności w tej sprawie prowadzi policja - zaznaczył strażak.
Młodszy aspirant Małgorzata Gębczyńska z Komendy Rejonowej Policji Warszawa VII również potwierdziła interwencję w rejonie Zakola Wawerskiego. Zaznaczyła, że chłopak nie wymagał pomocy medycznej. - Apelujemy, aby podmokłe tereny, bagna, trzęsawiska bezwzględnie omijać. Nawet jeśli wydają się stabilne i gęsto porośnięte trawami. Takie miejsca mogą zagrażać naszemu bezpieczeństwu - powiedziała policjantka.
Samolot stał się "turystyczną" atrakcją
Jak pisaliśmy na tvnwarszawa.pl, leżąca w bagnistym gruncie awionetka przykuwa uwagę mieszkańców, stała się wręcz lokalną atrakcją. Jak opisywała w mediach społecznościowych Ewa Sachajko, właścicielka samolotu, grupy ludzi pieszo lub samochodami terenowymi docierają w pobliże niezabezpieczonego samolotu (otacza go tylko taśma), chodzą po nim i fotografują się. Przedsiębiorczyni nie ukrywa pretensji do prokuratury. Toczące się śledztwo uniemożliwia jej samodzielne wyciągnięcie maszyny.
"Nienadzorowanie samolotu przeznaczonego do badania, tym samym pozostawienie go z wolnym dostępem osób trzecich nie tylko całkowicie przekreśla zasadność jakichkolwiek inspekcji, ale też naraża na niebezpieczeństwo osoby postronne w tym dzieci, które mogły tam dotrzeć" - ostrzegała właścicielka cessny.
Nie ma chętnych na transport maszyny
Samolotu dawno nie powinno tam być. Według naszych ustaleń, o możliwość wydobycia maszyny z bagna prokuratura zwróciła się do policji i straży pożarnej. Cessna 150F waży około 500 kilogramów, co jest w zasięgu możliwości choćby śmigłowców Black Hawk, będących na wyposażeniu policji, jak i straży. Jednak obie instytucje odmówiły, tłumacząc, że po podczepieniu i podniesieniu awionetki przez śmigłowiec może dojść do złamania skrzydła lub nawet przełamania kadłuba. Nie chcą brać za to odpowiedzialności.
Komercyjne zlecenie byłoby bardzo drogie. A po ziemi samolotu wywieźć się nie da.
9 kwietnia zapytaliśmy Prokuraturę Okręgową Warszawa-Praga o aktualny stan śledztwa i termin transportu awionetki. Do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Autorka/Autor: dg/b
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: tvnwarszawa.pl