Cessna 150 leżąca na dachu po awaryjnym lądowaniu w okolicy Zakola Wawerskiego, coraz bardziej przyciąga uwagę. Samolot, choć jest przedmiotem śledztwa prokuratury, w żaden sposób nie jest zabezpieczony i każdy może do niego wejść. – Odbieram telefony od ludzi, którzy chcą go zabrać do swojego ogródka – mówi rozgoryczona właścicielka awionetki.
Śledztwo w sprawie sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy w ruchu powietrznym prowadzi prokuratura. Samolot znajduje się w trudno dostępnym terenie, około 350 metrów od ulicy Kadetów. Do wydobycia awionetki, ze względu na otaczające ją rozległe mokradła i bagniste podłoże, nie można użyć ciężkiego sprzętu.
I to właśnie powoduje, że maszyna od ponad miesiąca znajduje się w miejscu, w którym pilot awaryjnie lądował. Samolotem leciały dwie osoby, nie odniosły obrażeń.
"Impreza przy samolocie"
Dwuosobowa Cessna 150 należy do szkoły lotniczej z siedzibą w Babicach. Właścicielka w mediach społecznościowych zamieściła obszerne oświadczenie.
Ewa Sachajko zwróciła w nim uwagę, że samolot "nie jest w żaden sposób zabezpieczony, a jego ochrona sprowadziła się do patrolu policji zaparkowanego przez parę dni (…), poza jego widocznością". W dalszej części oświadczenia Sachajko opisuje, że "różne grupy pieszo lub samochodami terenowymi docierają do niezabezpieczonego samolotu", chodzą po nim łamią kadłub i skrzydła.
"Jedna z grup offroadowych ma zamiar w połowie kwietnia 'pobawić się' tym wrakiem, gdyż w świadomości społecznej ten samolot funkcjonuje jako mienie porzucone, ze względu na brak nadzoru i zabezpieczenia choćby taśmą informacyjną policji – opisuje Ewa Sachajko.
I dodaje, że odbiera telefony od osób, które chciałyby awionetkę "zabrać do ogródka".
Właścicielka maszyny, na początku kwietnia, po informacji, że "szykuje się impreza przy samolocie", ubrana w kalosze podeszła do wraku. Jak opisuje w oświadczeniu, samolot był otwarty, nie wiadomo gdzie znajdują się kluczki od niego i "leży w kałuży paliwa".
"Zatem nienadzorowanie samolotu przeznaczonego do badania, tym samym pozostawienie go z wolnym dostępem osób trzecich nie tylko całkowicie przekreśla zasadność jakichkolwiek inspekcji, ale też naraża na niebezpieczeństwo osoby postronne w tym dzieci, które mogły tam dotrzeć" – stwierdza Ewa Sachajko.
Problem prokuratury z użyciem śmigłowca
Śledczy od początku zakładali, że jedyny sposób aby wydobyć Cessnę z mokradeł to podczepienie jej do śmigłowca i przeniesienie na stabilny teren.
Jak wynika z naszych informacji, zarówno policja jak i straż pożarna nie chcą podjąć się tego zadania. Z kolei koszt wynajęcia śmigłowca od prywatnej firmy waha się między 50 a 100 tysięcy złotych i jest dla prokuratury za wysoki.
Nasze ustalenia potwierdza właścicielka awionetki. "Straż pożarna odmówiła wydobycia samolotu, ze względu na brak możliwości technicznych, prokuratur powziął decyzję o wydobyciu uszkodzonego samolotu za pomocą policyjnego śmigłowca Black Hawk jednak by to uczynić potrzebna jest zgoda prokuratura generalnego" – opisuje Sachajko.
Właścicielka w opublikowanym oświadczeniu twierdzi, że chciała wynająć śmigłowiec na własny koszt ale "prokuratura nie odniosła się do tego".
Awionetka trafi na parking kościoła?
O śledztwo dotyczące awaryjnego lądowania Cessny w Wawrze jeszcze w marcu zapytaliśmy prokuraturę.
– Obecnie nie jest jeszcze znany termin wyciągnięcia samolotu Cessna 150 F. Śledztwo w przedmiotowej sprawie jest w toku. Do jego zakończenia niezbędne jest przeprowadzenie szeregu dalszych czynności, w tym oględzin samolotu po jego wyciągnięciu z podmokłego terenu i przetransportowaniu w miejsce o suchym, stabilnym gruncie – poinformował naszą redakcję Norbert Woliński, z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
Według naszych informacji, śledczy rozważają opcję, aby awionetka po uniesieniu przez śmigłowiec trafiła na parking pobliskiego kościoła św. Karola Boromeusza przy Kadetów. Jak udało nam się dowiedzieć, odbyły się nawet wstępne rozmowy z proboszczem parafii.
O aktualny stan śledztwa i kiedy samolot zostanie wydobyty z mokradeł ponownie zapytaliśmy prokuraturę. Czekamy na odpowiedź.
Raport komisji badania wypadków lotniczych
Pod koniec marca Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych opublikowała wstępny raport z wypadku w Wawrze.
Z dokumentu wynika, że pilot podczas lotu, ze względu na niską temperaturę powietrza, czterokrotnie włączył "na 1-2 minuty podgrzew gaźnika". Za każdym razem obroty silnika spadały, ale w dopuszczanych granicach.
Ocenił, że przyczyną spadku obrotów nie było "oblodzenie gaźnika", dlatego do końca lotu "nie włączył jego podgrzewu".
Na wysokości Józefowa w powiecie otwockim, pilot postanowił zawrócić na lotnisko w Babicach, obroty silnika jednak nadal spadały. Na miejsce lądowania wybrał teren niezabudowany.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kuba Kuciński