W środę Sąd Najwyższy po raz kolejny orzekał w sprawie transplantacji nerki pobranej od bezdomnego psa. Została ona następnie przeszczepiona rasowemu psu. Tym razem chodziło o odpowiedzialność zawodową weterynarza. Sprawę zawieszono jednak do czasu rozstrzygnięcia karnego. Ponowny proces w I instancji ma ruszyć już w maju.
- Tosia, suczka, która była dawcą nerki w sprawie, o której będzie mowa na tej sali, żyje do dziś, ma się doskonale, mieszka u mnie w domu. Saturn, od którego zaczęło się medialne zamieszanie w sprawie przeszczepów nerek od bezdomnych do właścicielskich psów, żył po przeszczepie 10 lat i nie poniósł żadnej zdrowotnej szkody - powiedział przed salą Izby Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego lekarz weterynarii Jacek S.
Zapowiedział, że jest zdeterminowany, by dochodzić sprawiedliwości, gdyż chodzi nie tylko o jego reputację, ale także o przyszłość przeszczepów, które u zwierząt, tak samo jak i u ludzi, są procedurami ratującymi życie.
- W innych krajach praktykowane są od lat i to bardzo często na takiej zasadzie, jak ta moja: dom za nerkę - wyjaśnił. Zdaniem S. argument o braku zgody jest chybiony, bo pies nie wyraża też zgody np. na kastrację.
Jego zdaniem sprawa została "nakręcona" przez łaknące rozgłosu organizacje prozwierzęce i konkurencyjną klinikę weterynaryjną.
"Za tym wszystkim kryje się cierpienie zwierząt"
Środowa sprawa dotyczyła kary upomnienia, której udzielił lekarzowi weterynarii Jackowi S. sąd dyscyplinarny Krajowej Izby Lekarsko-Weterynaryjnej. Koledzy po fachu stwierdzili, że S. naruszył przepis ustawy o ochronie zwierząt, który mówi, że zabiegi lekarsko-weterynaryjne na zwierzętach są dopuszczalne dla ratowania ich życia lub zdrowia oraz dla koniecznego ograniczenia populacji.
Sędzia SN Barbara Skoczkowska, po krótkim zreferowaniu sprawy, która na mocy innego orzeczenia Sądu Najwyższego została skierowana do ponownego rozpatrzenia w I instancji, poinformowała strony, że sensownie byłoby zawiesić postępowanie do czasu rozstrzygnięcia.
- Tylko sąd powszechny ma kompetencje, by ustalić, czy jakiś czyn wypełnia znamiona przestępstwa - powiedziała.
Lekarz weterynarii Rafał Michałowski, Krajowy Rzecznik Odpowiedzialności Zawodowej, nie zgłosił sprzeciwu, choć przestrzegł: "gubimy sens sprawy, za tym wszystkim kryje się cierpienie zwierząt".
Sąd Rejonowy uniewinnił oskarżonego
Zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa znęcania się nad Saturnem i Tosią złożyła w imieniu fundacji Viva mec. Katarzyna Topczewska. Oskarżycielką posiłkową została także nowa opiekunka Saturna i Fundacja Mondo Cane.
Sąd Rejonowy dla Warszawy Mokotowa w Warszawie w pierwszym postępowaniu uniewinnił oskarżonego od zarzucanych mu czynów, stwierdzając, że oskarżony działał w stanie wyższej konieczności, ratując dobro ważniejsze – życie zwierzęcia. Sąd Okręgowy w apelacji skierował sprawę do ponownego rozpatrzenia, tego samego zdania był Sąd Najwyższy. Dlatego proces ruszy ponownie już za dwa tygodnie. W przeciwieństwie do środowej wokandy dotyczącej jednego psa, sąd rejonowy ma orzekać w sprawie obu.
Środowa decyzja Sądu Najwyższego, który zawiesił postępowanie do czasu zakończenia postępowania karnego, oznacza, że do sprawy odpowiedzialności zawodowej Jacka S. sędziowie wrócą dopiero, gdy w sprawie karnej zapadanie prawomocny wyrok.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: Fundacja Viva!, archiwum prywatne rodziny Saturna