Kierowanie gangiem handlującym dopalaczami, narażanie życia i zdrowia ponad 16 tysięcy osób, z których pięć zmarło czy podżeganie do zabójstwa ministra sprawiedliwości. To tylko niektóre z zarzutów, które usłyszał Jan S., nazywany "królem dopalaczy". Mężczyzna wkrótce zasiądzie na ławie oskarżonych.
Jak poinformował Dział Prasowy Prokuratury Krajowej, akt oskarżenia przeciwko Janowi S. został skierowany do Sądu Okręgowego Warszawa-Praga w środę 16 września. Śledztwo dotyczyło nie tylko "króla dopalaczy", ale również jego ojca, partnerki i człowieka, który prał dla gangu pieniądze za granicą. Prokurator zarzucił Janowi S. popełnienie 17 przestępstw, w tym kierowanie w latach 2014-2020 zorganizowaną grupą przestępczą produkującą dopalacze, udzielającą środków psychoaktywnych i handlującą nimi, głównie przez internet.
"Jan S. odpowie za sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia ponad 16 tysięcy osób poprzez wprowadzenie do obrotu ponad 350 kilogramów dopalaczy" – podał Dział Prasowy PK. "Królowi dopalaczy" zarzuca się także pranie brudnych pieniędzy, werbowanie ludzi do obrotu dopalaczami, a także zmuszanie do posługiwania się fałszywymi dokumentami tożsamości.
Mieli mu pomagać partnerka i ojciec
Według prokuratury, partnerka Jana S. przez cztery lata brała udział w handlu dopalaczami i praniu pieniędzy. 28-latka była w stałym kontakcie z partnerem, nawet gdy ukrywał się przed policją.
W legalizowanie zysków ze sprzedaży dopalaczy miał być zaangażowany także ojciec "króla dopalaczy", z zawodu adwokat. Ostatnim z oskarżonych jest mężczyzna, który udostępniał gangowi swoje rachunki bankowe. "Oskarżony utworzył także w Słowacji spółkę handlową, której operacje finansowe miały ukryć stwierdzenie przestępczego pochodzenia środków pieniężnych" – wyjaśnia prokuratura.
17 milionów złotych w 14 miesięcy
Jak podali śledczy, przesłuchiwany w prokuraturze Jan S., podobnie jak pozostali oskarżeni, nie przyznał się do popełnienia żadnego z zarzucanych mu czynów i przedstawiał wersje zdarzeń odbiegającą od zgromadzonych dowodów. Z ustaleń śledztwa wynika, że dopalacze były importowane z zagranicy.
"Tylko przez 14 miesięcy sklep ten wygenerował przychód w wysokości blisko 17 milionów złotych" – podała prokuratura. Do marca 2018 roku gang sprowadził z Holandii ponad 800 kilogramów niebezpiecznych substancji, a z Chin każdego miesiąca zamawiano 100 kilogramów prekursorów do tworzenia dopalaczy.
Przesyłki trafiały do Warszawy, gdzie były przepakowywane i wystawiane na sprzedaż w sklepie Jana S. Następnie wysyłano je pocztą do klientów z Polski, Europy, a także Meksyku, USA, krajów Ameryki Południowej oraz Azji. "Sprzedający nie informowali nabywców o zagrożeniach oraz niepożądanych skutkach związanych zażyciem środków odurzających. Wskutek powyższego działania narażono na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia ponad 16 tysięcy osób" – przekazała prokuratura. Dilerzy byli tak sprytni, że płatności za używki można było dokonać między innymi kryptowalutą.
Pięciu klientów zmarło
Grupa Jana S. we wrześniu 2017 roku wprowadziła do obrotu środki pod nazwą "BUC-3" i "BUC-8", zawierające fentanyl, po zażyciu których pięciu klientów zmarło, a u dwóch wystąpiła "choroba realnie zagrażająca życiu".
Postępowanie w tej sprawie trwało trzy lata, w tym czasie zarzuty usłyszało 90 osób. Pod nadzorem prokuratury śledztwo prowadzili funkcjonariusze z Komendy Stołecznej Policji i Centralnego Biura Śledczego Policji w Rzeszowie, Katowicach oraz Poznaniu. Prokuratura wszczęła sprawę po tym, jak w mieszkaniu na warszawskim Targówku ujawniono zwłoki 16-letniego chłopca, przy którym znaleziono opakowania po dopalaczach "BUC-3" i "BUC-8". Opinia toksykologiczna wykazała, że nastolatek zatruł się zawartym w środkach fentanylem. W listopadzie 2017 r. w Biłgoraju zmarło kolejne dziecko, kilka dni później w Radomiu śmiertelnie zatruł się 22-latek. Analiza podobnych zgonów na terenie kraju doprowadziła do skojarzenia ich z osobą Jana S. i kierowaną przez niego grupą.
Szukali go ponad rok
Pod koniec grudnia 2019 roku Prokuratura Rejonowa Warszawa Praga Północ skierowała do sądów w Warszawie, Tarnobrzegu, Katowicach trzy akty oskarżenia oraz wniosek o wydanie wyroku skazującego wobec 71 osób związanych z grupą Jana S.
"Nie objęły one jednak Jana S. Z uwagi na ucieczkę z kraju nie można było wykonać z nim czynności procesowych. Mężczyzna został zatrzymany 3 stycznia 2020 roku w Milanówku, po ponad rocznych poszukiwaniach" – podała Prokuratura Krajowa. "Król dopalaczy" był poszukiwany dwoma listami gończymi.
Jak relacjonowała Komenda Stołeczna Policji, tuż przed zatrzymaniem próbował ratować się ucieczką, wybiegł z domu rodziców i próbował ukryć się za ogrodzeniem cmentarza miejskiego, był agresywny. Policja musiała założyć mu kajdanki zespolone i kask, który chronił go przed samookaleczeniem, a policjantów przed atakiem.
Chciał śmierci ministra sprawiedliwości
8 stycznia 2020 roku Dolnośląski Wydział Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji Prokuratury Krajowej we Wrocławiu przesłuchał Jana S. w charakterze podejrzanego. Przedstawiono mu zarzut podżegania do zabójstwa ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, a także podżegania do zabójstwa prokuratora i policjantów, którzy rozpracowywali kierowaną przez niego grupę.
Z ustaleń śledztwa wynika, że "król dopalaczy" chciał zapłacić za śmierć ministra Ziobro 100 tysięcy złotych. "Chciał w ten sposób doprowadzić do zaniechania prac nad zaostrzeniem kar za produkcję tzw. dopalaczy i handel nimi, a Ministra Sprawiedliwości – Prokuratora Generalnego oskarżał o to, że 'zepsuł mu interes'" - informowano.
"Dzięki dokonanym w 2018 r. ustawowym zmianom możliwym było objęciem przedmiotowym śledztwem wątku zorganizowanego procederu wewnątrzwspólnotowego nabywania i wprowadzania do obrotu dopalaczy oferowanych w związku z działalnością internetowych sklepów kontrolowanych przez Jana S." – przekazała w piątek Prokuratura Krajowa.
Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: KSP