Armatka wodna, wóz strażacki a do tego gaz łzawiący i ranna policjantka - tak kończy się historia squatu Elba na Żoliborzu. Od przedpołudnia ochrona wspierana przez policję próbuje pozbyć się jego mieszkańców. Zatrzymano dwie osoby.
Likwidacja squatu przy Elbląskiej 9/11 zaczęła się w piątek przed godziną 11.00. W obecności dzierżawcy terenu pojawili się pracownicy ochrony Skrzecz. Ich zadaniem było usunięcie osób nielegalnie zamieszkujących poprzemysłowe zabudowania.
"Dusi nas w gardło"
- Zostaliśmy poproszeni o opuszczenie terenu. Kilkadziesiąt osób czeka przed bramą. Ochroniarze teraz wynoszą nasze rzeczy. Nie wiemy co będzie dalej – opisywała przed południem Maja Chmielewska, jedna z działaczek Elby.
Mieszkańcy squatu szybko przeszli do obrony swojego dobytku. Zabarykadowali się w środku, weszli na dachy. Swoją obronę relacjonują na żywo na Twitterze. - Policja zaatakowała ludzi zgromadzonych w obronie Elby. Spałowała kilkanaście osób - pisali.
Na Żoliborzu, oprócz ochrony pojawiło się kilkudziesięciu policjantów z oddziałów prewencji, a także funkcjonariusze po cywilnemu. Pomiędzy mieszkańcami a ochroną i policją kilka razy doszło do szarpaniny. W końcu policja użyła gazu. - Dusi nas w gardło. Policja pałuje nas po dłoniach – piszą na Twitterze mieszkańcy squatu.
"Musieliśmy wydostać ranną"
Przedstawiciel Komendy Stołecznej Policji potwierdził, że użyto gazu. – W pewnym momencie ludzie zaczęli napierać na ogrodzenie. Nikt nie stosował się do poleceń policji. Gazu łzawiącego użyliśmy, bo w czasie szarpaniny jedna z policjantek została poważnie ranna w nogę. Musieliśmy ją stamtąd wydostać – opisuje Mariusz Mrozek z biura prasowego KSP.
- Dwie osoby zostały zatrzymane - podał z miejsca zdarzenia Tomasz Zieliński, reporter tvnwarszawa.pl.
Relacja na Twitterze
Aktywiści z Elby zabarykadowali drogi, by uniemożliwić dojazd kolejnym załogom policyjnym. Z kolei policja zablokować miała ulice, by nie dopuścić do squatu jego kolejnych obrońców. Mieszkańcy nawołują bowiem w internecie, by dołączać do obrony.
Według ich relacji, na miejsce ściągnięto nawet armatkę wodną. Ponadto kilku mieszkańców Elby zabarykadowało się w budynkach, a niektórzy weszli na dachy zabudowań. Tych ostatnich z dachu ściągano z pomocą straży pożarnej.
Wieczorem na Elbląskiej zrobiło się spokojniej. - Na terenie zakładu zostało tylko osiem osób. Siedzą na dachu jednego z budynków - informuje reporter tvnwarszawa.pl.
- Policja się wycofała. Mają się odbyć pertraktacje z właścicielem - informują na Twitterze skłotersi.
"Trzeba ludzi usunąć"
Mieszkańcy squatu od kilku lat nielegalnie zajmują teren przy ulicy Elbląskiej. Stworzyli tam centrum kulturalne. Jak twierdzi jedna z mieszkanek, zyskali prawo do terenu poprzez zasiedzenie. Jednak dopytywana przez nas, czy ma jakieś oficjalne dokumenty potwierdzające odparła, że nie. - Mamy tylko dowody, że przez te wszystkie lata działaliśmy na tym terenie - doprecyzowała Chmielewska.
Teren dzierżawi firma Stora Enso Poland. Ta z kolei wydzierżawiła go innej firmie. Jakiej? Tego nikt z przedstawicieli Stora Enso nie potrafił powiedzieć. - Firma, która wydzierżawiła od nas teren, chce prowadzić na nim działalność. Dlatego chcą przywrócić stan zgodny z prawem. Teren jest nielegalnie zamieszkiwany, więc trzeba tych ludzi usunąć – mówi Sławomir Kuźmiński, ze Stora Enso Poland.
"Głupota prezydent porażająca"
Sprawę skomentowała również prezydent Warszawy. – Takie miejsca są bardzo niebezpieczne. Był już pożar na squacie w Wawrze. Ludzie zostali ranni. Lokatorzy tam piją, palą papierosy i od tego robi się pożar. Muszą ingerować służby porządkowe. U nas jest wystarczająca liczba dla bezdomnych miejsc w noclegowniach – wyjaśniła Hanna Gronkiewicz-Waltz.
Skłotersi skomentowali to krótko: "Głupota HGW jest porażająca".
bf/roody