Postępowanie dotoczyło artykułu 155 Kodeksu karnego, który mówi o nieumyślnym spowodowaniu śmierci, za co grozi pięć lat więzienia.
Ewa Ambroziak, szefowa Prokuratury Rejonowej w Płońsku, poinformowała nas, że śledztwo zostało właśnie umorzone. Jak sprecyzowała, powodem był "brak znamion czynu zabronionego". Wyjaśniła, że psy wcześniej miały traktować zmarłego jak domownika, a jak wynika z ustaleń, "zareagowały nerwowo na grabienie liści". Właściciele, jak oceniła prokuratura, nie byli winni, ponieważ mężczyzna znalazł się w miejscu, w którym nie powinno go być. Czynności, które wykonywał, nie zostały mu zlecone.
Decyzja jest nieprawomocna, a pełnomocniczka rodziny zmarłego mecenas Anna Rupacz przekazała nam, że rodzina zmarłego złożyła już zażalenie na decyzję śledczych.
Bardzo poważne obrażenia
Przypomnijmy, do zdarzenia doszło w listopadzie 2022 roku w Omięcinach, w stadninie koni, gdzie pokrzywdzony był zatrudniony. Tragicznego dnia, jak informowała nas prokuratura, właściciele wyjechali ze stadniny wcześnie rano. Na posesji funkcjonowały wtedy trzy kamery, umożliwiające podgląd. Dzięki temu w pewnym momencie właścicielka zauważyła, że pracujący tam 57-latek został zaatakowany przez dwa rottweilery. Niezwłocznie powiadomiła o tym swoich rodziców i sąsiada, który próbował odgonić psy, drażniąc je przy ogrodzeniu.
Jak zaznaczyła w listopadzie prokurator Ambroziak, mężczyzna doznał bardzo poważnych obrażeń, szczególnie rąk i głowy, ale ślady pogryzień, wręcz rozerwania, stwierdzono na całym ciele. Jego stan określono jako krytyczny, zmarł w szpitalu.
Psy były szczepione. Na posiadanie dwóch z nich właściciele mieli zezwolenie. Trzeci pies, także rottweiler, to szczeniak, który - jak wynikało ze wstępnych ustaleń - nie atakował mężczyzny. Po zdarzeniu policja informowała również, że gdy doszło do ataku na 57-latka, psy nie były zamknięte na terenie posesji, natomiast wcześniej nie były agresywne.
Autorka/Autor: kz/tok
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: mlkvous - stock.adobe.com