Pod Łochowem wyciętych zostało kilkaset drzew. Mieszkanka twierdzi, że mogło zniknąć ich nawet 600, natomiast policja naliczyła prawie 240 pni. Działka należy do gminy, a dzierżawca - jak twierdzą urzędnicy - nie miał zezwolenia na wycinkę. Z kolei on sam zapewnia, że dopełnił formalności. Sprawę bada policja.
Działka położona jest niedaleko wsi Kaliska, w gminie Łochów, w powiecie węgrowskim. O zdarzeniu poinformowała redakcję Kontaktu 24 jedna z mieszkanek. Według jej relacji, w poniedziałek, 6 marca, wszystkich obudziła wycinka drzew. - To generowało nieprawdopodobny hałas. Kiedy obudziłam się rano, miałam wrażenie, że dom sąsiada się wali. Straszny huk. Ludzie zaczęli wychodzić z domów, by zobaczyć, co się dzieje - opisywała w rozmowie z tvnwarszawa.pl mieszkanka Agata Dąmbska.
W pobliżu jej domu były wycinane drzewa. - Maszyna była olbrzymia. Z przodu, na wysięgniku miała szczypce, którymi łapała drzewa i je zgniatała. Pękały, po czym były pakowane do rębaka, z tyłu tej maszyny i mielone - opisywała wycinkę mieszkanka. - Te drzewa zostały zmiażdżone. To widać na tej działce, na polu. Leżą tam oderwane kawałki kory oraz miazga z pni - opowiadała.
Mieszkańcy zaczęli liczyć, ile drzew wycięto. Zadanie nie było łatwe. - Część karp pozostałych po wycince dzierżawcy wyciągnęli koparkami, więc w niektórych miejscach były tylko dziury. Drzewa, których pnie zostały, były policzone, ale ile wyciągnięto, to trudno oszacować. Jak z sąsiadami liczyliśmy i pnie i dziury, to wyszło nam w granicach 600 drzew - wyliczała pani Agata. I dodała: - dzierżawca wywiózł 10 tirów zrębków.
Obrzeża Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego
Okolica jest bardzo zielona. W bliskim sąsiedztwie działki rozciąga się teren Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. - Te tereny to jest jego granica. Można więc powiedzieć, że pod nosem leśników wycięli drzewa. Do ich siedziby jest około 400 metrów - opisywała lokalizację działki pani Agata.
Teren swoim zasięgiem obejmuje Nadleśnictwo Łochów, znajduje się tam sześć obszarów Natura 2000. Dwa z nich położone są w pobliżu wsi Kaliska. Jest to obszar Ostoi Nadliwieckiej oraz Doliny Liwca. Pierwszy z nich jest najcenniejszym pod względem przyrodniczym, obok doliny Bugu, obszarem we wschodniej części województwa mazowieckiego. "O tak wysokiej randze świadczy przede wszystkim - wysoka różnorodność biologiczna; koncentracja stanowisk chronionych i ginących gatunków roślin, grzybów i zwierząt" - czytamy na stronie Nadleśnictwa Łochów. W granicach tych terenów płynie również rzeka Liwiec. Jak dodano: "Ponad połowę obszaru stanowią łąki i zarośla, pozostała część to obszary rolnicze i lasy".
Rzeka Liwiec składa się również na drugi z obszarów Natura 2000, czyli Dolinę Liwca. Jak podaje Nadleśnictwo Łochów jest ona "ważną ostoją ptaków wodno-błotnych, szczególnie w okresie lęgowym". Sama rzeka ma charakter naturalny, a w dolinie przeważają wilgotne łąki i pastwiska. Na części terenu występują natomiast lasy olsowe i łęgowe.
"To był piękny teren"
Mieszkanka stwierdziła, że wycięcie drzew było dla niej szokiem. - Tutaj jest bardzo zielono, cała dolina Liwca i Bugu to jeden wielki las. My żyjemy w enklawie: mamy rzekę, grzyby, łąkę, lasy. I nagle ktoś przyjeżdża z wielkim sprzętem. Dla mieszkańców oraz ludzi, którzy przeprowadzili się z Warszawy, patrzenie na taką dewastację przyrody jest bardzo przykre - powiedziała pani Agata. - W dzieciństwie przyjeżdżałam tu na wakacje. Przy tych drzewach się bawiłam w chowanego i nagle ich nie ma. To był piękny teren, ludzie chodzili tu na spacery, podziwiali zachody słońca, a dziś? Pustynia - dodała kobieta.
Działka dzierżawiona od gminy
Drzewa zniknęły z działki należącej do gminy Łochów. Jednak teren jest dzierżawiony przez osobę fizyczną.
- Mój zastępca, gdy dowiedzieliśmy się o wycince, pojechał na miejsce zobaczyć, co się dzieje. Stwierdził, że faktycznie drzew już nie ma - mówi Beata Mech, naczelnik wydziału gospodarki komunalnej i inwestycji urzędu w Łochowie.
Dzierżawca przed przystąpieniem do wycinki drzew złożył do urzędu miasta wniosek o pozwolenie. Urząd uznał jednak, że dokument jest niepoprawny, a składający go nie może być traktowany, jak zwykła osoba fizyczna. Wszystko dlatego, że działka nie należy do dzierżawcy, tylko do gminy. Jak tłumaczy Beata Mech zadecydowano, by o pozwolenie wystąpić tak, jak robi to gmina. - Złożyliśmy wniosek o pozwolenie na wycinkę drzew do starosty. Dzierżawca został o tym poinformowany - wyjaśnia Mech. Jak doprecyzowuje urzędniczka, ze starostwa przy wydawaniu takiego zezwolenia zawsze ktoś przyjeżdża na oględziny drzew, mierzy je i ogląda. - Wydanie pozwolenia nigdy nie jest przesądzone - zaznacza.
Jednak zanim w tej sprawie zapadła decyzja starostwa, drzew już nie było. - Trwało postępowanie i się nie zakończyło wydaniem decyzji, bo te drzewa zostały przez dzierżawcę usunięte - dodaje Mech.
Jak wskazują urzędnicy z Łochowa, osoba, która wycięła drzewa, dzierżawi działkę od jesieni ubiegłego roku. Nie jest to pierwszy dzierżawca.
- Ten teren był przez długi czas wykorzystywany przez rolników. Nigdy te drzewa im nie przeszkadzały, rosły na obrzeżach w wydzielonej części. Rolnicy sadzili tam ziemniaki, rosło też żyto. Była łąka, na której wypasali owce i kozy. Nagle drzewa zaczęły nowemu dzierżawcy przeszkadzać - irytowała się Agata Dąmbska, która uważa, że gmina niewystarczająco interesowała się sprawą. - Ta działka zawsze była dzierżawiona na cele rolne. Jeśli ktoś zgłaszał, że chce wyciąć drzewa, to obowiązkiem gminy było pojechać na miejsce, zobaczyć, czy nadają się do wycięcia i wezwać dzierżawcę do uzupełnienia dokumentów, a nie tę sprawę zostawić - dodała.
"Ubiegaliśmy się o pozwolenie na wycinkę drzew"
Udało nam się porozmawiać także z dzierżawcą działki. Jak tłumaczy, umowę z gminą podpisał w październiku. Dotyczyła wyłącznego użytkowania gruntu rolniczego z zakazem zmiany przeznaczenia. - Grunt nie był oznaczony jako las, ale rosły na nim samosiejki. W umowie jest, że ma być niepogarszany i można dążyć do polepszenia. My właśnie dążyliśmy do polepszenia. Wycinka drzew miała przywrócić całość do użytkowania, zgodnie z jego przeznaczeniem i zagospodarowaniem – tłumaczy w rozmowie z tvnwarszawa.pl pan Kamil, dzierżawca działki.
Jak dodaje, wraz z żoną zgłaszali chęć wycinki drzew od grudnia 2022 roku. 1 grudnia złożyli w gminie pismo, powołując się na przepis, zgodnie z którym nie ma obowiązku uzyskania zezwolenia na usunięcie drzew lub krzewów, jeśli ma to na celu przywrócenie gruntów nieużytkowanych do użytkowania rolniczego. - 4 stycznia otrzymaliśmy od gminy pismo, że mamy wnioskować o zezwolenie na wycinkę - wyjaśnia pani Karolina, żona dzierżawcy działki. Jak dodaje, chodziło o zgłoszenie drzew o grubszym pniu.
- Ubiegaliśmy się o pozwolenie na wycinkę drzew i gmina nie miała żadnych sprzeciwów. Sam burmistrz powiedział, że nie będzie problemu i możemy to zrobić, żeby to było użytkowane z przeznaczeniem rolnym – zapewnia pan Kamil. 10 stycznia złożył on w gminie pismo, dotyczące pozwolenia na wycinkę, z zaznaczeniem drzew (i ich obwodów), które zamierza usunąć.
- Dzień później osoba z gminy dokonała oględzin drzew, które uprzednio pomierzyliśmy i oznaczyliśmy - mówi pani Karolina, która pod koniec spotkania przekazała urzędniczce zgłoszenie. Jak zapewnia pan Kamil "ustawa wymaga sporządzenia protokołu z oględzin, z podaniem każdego drzewa, przeznaczonego do wycinki. Po dokonaniu oględzin organ ma 14 dni by wnieść sprzeciw w drodze decyzji administracyjnej". - Niczego takiego nie otrzymaliśmy - zaznacza dzierżawca.
"Gmina nie dopełniła formalności"
Dzierżawca twierdzi, że po 30 dniach od oględzin gmina nie przedstawiła stanowiska w sprawie wycinki. - Jego brak uznaje się za zgodę - twierdzi. Na początku lutego zdecydował się więc na wycinkę zgłaszanych wcześniej drzew, by na całości działki w marcu rozpocząć zasiewy. Jak twierdzi, gmina dopiero 14 lutego wysłała pismo do Starostwa Powiatowego z prośbą o zgodę na wycinkę. - O skierowaniu wniosku do starosty dowiedzieliśmy się już po fakcie - mówi pani Karolina. - Dopiero wtedy gmina zauważyła, że inne przepisy normują zgodę na wycinkę drzew przez osoby fizyczne, a inne przez organy gminy - przekazuje dzierżawca i zapewnia, że jako osoba fizyczna spełnił wszystkie obowiązki, a gmina nie wypełniła swoich, jako organu administracji.
- Myśleliśmy, że z tą wycinką nie będzie problemu. Gdybym wiedział, to nie podpisałbym umowy. Ewentualnie podpisałbym ją, gdyby gmina zrobiła drugi przetarg, wyodrębniając z działki tę część z drzewami – podsumowuje pan Kamil.
Gmina jednak zapewniła, że dzierżawca był informowany o zmianach. - Stwierdzenie, że został wprowadzony w błąd, nie jest uzasadnione - twierdzi Beata Mech z urzędu w Łochowie i dodaje, że dzierżawca - pomiędzy oględzinami w styczniu a 30-dniowym terminem na decyzję urzędu odnośnie drzew - był powiadomiony o skierowaniu wniosku do starosty. - Odbyło się to podczas spotkania. Mamy potwierdzenie w notatce, więc nie może sygnalizować, że nie wiedział, że był zaskoczony. Dzierżawca wiedział, że to pójdzie do starosty - zapewnia Mech.
- Sprawa trafiła do organów ścigania. Rozstrzygną, kto miał rację. Jeżeli stwierdzą, że dzierżawca miał prawo wyciąć drzewa, to to zaakceptujemy. Chociaż my mamy inne odczucie - dodaje urzędniczka.
Sprawa trafiła na policję
8 marca do policji w Łochowie, za pośrednictwem Prokuratury Rejonowej w Węgrowie, wpłynęło zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa poprzez nielegalną wycinkę drzew na obszarze Natura 2000. - Ponadto w tej samej sprawie w dniu 8 marca 2023 roku do policji wpłynęło pisemne zawiadomienie burmistrza Łochowa dotyczące wycięcia drzew bez zezwolenia na działkach stanowiących własność gminy Łochów - przekazała Monika Księżopolska z Komendy Powiatowej Policji w Węgrowie.
9 marca policjanci wraz z pracownikiem gminy Łochów przeprowadzili oględziny miejsca, w którym wycięto drzewa. Funkcjonariusze naliczyli 239 pni po ściętych drzewach. Gatunki, które zniknęły to sosny, topole, dęby, brzozy, olchy, wiązy oraz wierzby. Jak podano, działki położone są w otulinie Nadbużańskiego Parku Krajobrazowego. - Trwa ustalanie z WIOŚ, czy działki, na których dokonano wycinki znajdują się na obszarze Natura 2000 - dodała Księżopolska.
Policja podała, że w sprawie trwa postępowanie w kierunku przywłaszczenia cudzego mienia, czyli artykułu 278 § 1 kodeksu karnego ("Kto zabiera w celu przywłaszczenia cudzą rzecz ruchomą, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5."). - Czynności odbywają się pod nadzorem Prokuratury Rejonowej w Węgrowie. Przed ich ukończeniem i zgromadzeniem materiału dowodowego nie będziemy wypowiadać się na temat ewentualnych zarzutów - zastrzegła Księżopolska.
Przeczytaj także: Drzewo rosło 114 lat. "Nikt nie pomyślał, żeby je ściąć. Aż przyszedł rok 2023 i powód się znalazł".
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Kontakt24