W prywatnym domu opieki przy Bobrowieckiej część pacjentów jest zakażona koronawirusem. Prezes organizacji, która zajmuje się ośrodkiem, przekonuje, że sytuacja jest bardzo trudna.
Prezes zarządu fundacji Nowe Horyzonty Marta Grzelczak poinformowała, że w sobotę 11 kwietnia w prywatnym Zakładzie Pielęgnacyjno-Opiekuńczym przy Bobrowieckiej 9 przebywa 22 pacjentów zakażonych koronawirusem, którzy są odseparowani od pozostałych 18 pacjentów z wynikiem ujemnym.
"Jeden lekarz, jedna pielęgniarka i siedmiu opiekunów"
"Opiekuje się nimi jeden lekarz, jedna pielęgniarka i siedmiu opiekunów medycznych – podała Marta Grzelczak. Podkreśliła także, że sytuacja w ośrodku nadal jest bardzo trudna. - Przy tak niskiej obsadzie personalnej, nieprzerwanej pracy i braku osób na zmianę, nie jesteśmy w stanie zapewnić prawidłowej opieki, a przede wszystkim zapewnić bezpieczeństwa pacjentom" - stwierdziła.
I dodała, że 9 kwietnia, w związku z zagrożeniem dla zdrowia i życia pacjentów "wynikającym z braku od tego dnia personelu medycznego, fundacja wystąpiła do Wojewody Mazowieckiego z żądaniem ewakuacji w trybie pilnym wszystkich pacjentów zakładu". Jak dodała, w odpowiedzi, jeszcze tego samego dnia, Wydział Zdrowia Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego poinformował fundację o skierowaniu do pracy w zakładzie dwóch pielęgniarek i jednego lekarza. "10 kwietnia zgłosili się do pracy jedna pielęgniarka i lekarz, którzy przystąpili do udzielania pomocy medycznej pacjentom Zakładu. Niestety druga pielęgniarka odmówiła stawienia się do pracy, tłumacząc to zwolnieniem lekarskim" – informuje Grzelczak.
Zaznaczyła także, że również dzięki Wydziałowi Zdrowia Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego 10 kwietnia fundacja otrzymała z Agencji Rezerw Materiałowych środki ochrony osobistej.
Fundacja twierdzi, że pozyskała jednak samodzielnie czterech opiekunów, którzy pracują nieprzerwanie od kilku dni. Grzelczak zaznaczyła, że również podstawowe środki ochrony osobistej fundacja pozyskuje samodzielnie. "Brakuje w szczególności profesjonalnych strojów zapewniających pełne bezpieczeństwo naszego personelu i pacjentów" – wskazała.
"Opuściła zakład samowolnie - po 10 dniach nieprzerwanej pracy"
"3 kwietnia zgłosiliśmy wszystkich pacjentów i pozostałych pracowników z tych oddziałów do laboratorium w celu wykonania testów. Badanie zostało wykonane własnymi siłami 7 kwietnia" – twierdzi prezes. Wyniki, które fundacja otrzymała 8 kwietnia, potwierdziły zakażenie u 7 pacjentów i 1 pracownika
"Po otrzymaniu tych wyników 8 kwietnia wieczorem, zakład opuściła samowolnie - po 10 dniach nieprzerwanej pracy (tj. od 30 marca) - dyrektor zakładu, pełniąca także funkcję pielęgniarki, a 9 kwietnia druga pielęgniarka, która także pracowała nieprzerwanie od 30 marca" – informuje Grzelczak. Przekonuje przy tym, że mimo wszelkich możliwych sposobów, w tym także próśb kierowanych do różnych instytucji, nie udało się pozyskać do pracy żadnej pielęgniarki na zastępstwo, ze względu na obostrzenia w macierzystych placówkach służby zdrowia.
"Sanepid odmówił przebadania pacjentów"
Jak przekazała Grzelak, u jednej z pacjentek zakażenie koronawirusem potwierdzono już 29 marca. Kobieta została przewieziona wówczas do szpitala.
"30 marca przesłano listę pracowników (35 osób, w tym pielęgniarki i lekarz) oraz listę pacjentów (25 osób) z oddziału na którym przebywała pierwsza zakażona pacjentka do Państwowej Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Warszawie z prośbą o przebadanie wszystkich powyższych osób. PPSSE odmówiła przebadania pacjentów i poinformowała, że przebada jedynie personel, który w liczbie 35 osób objęto kwarantanną" - podała prezes.
I jak dodała, fundacja sama zgłosiła 25 pacjentów i dwóch pracowników, którzy przebywali w tym dniu na oddziale do prywatnego laboratorium Genomics Warsaw. "Własnymi siłami dzięki uprzejmości zaprzyjaźnionej pielęgniarki wykonano wymazy u wspomnianych osób w dniu 2 kwietnia. Wyniki otrzymaliśmy następnego dnia: u 17 pacjentów oraz 1 pracownika potwierdzono zakażanie koronawirusem" - zaznaczyła.
Wojewoda złożył zawiadomienie do prokuratury
Zdaniem wojewody, personel medyczny Zakładu Pielęgnacyjno-Opiekuńczego przy Bobrowieckiej 9, opuszczając ośrodek naraził pacjentów na niebezpieczeństwo. Rzeczniczka wojewody Ewa Filipowicz poinformowała, że to z tego względu Konstanty Radziwiłł złożył zawiadomienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów o możliwości popełnienia przestępstw. Chodzi o narażenie osób przebywających w placówce na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz sprowadzenie niebezpieczeństwa dla życia lub zdrowia wielu osób poprzez powodowanie zagrożenia epidemiologicznego lub szerzenia się choroby zakaźnej.
- Zawiadomienie złożyliśmy w związku z tym, że placówka została bez opieki medycznej. To zawiadomienie ogólne, w sprawie, a nie przeciwko komuś – zaznaczyła w rozmowie z tvnwarszawa.pl Ewa Filipowicz, rzeczniczka wojewody mazowieckiego. Dodała, że na miejscu pracuje personel opiekuńczy. I podkreśla, że wojewoda wystawił siedem skierowań do placówki. - Chodzi o personel medyczny. Na razie stawiła się jedna pielęgniarka, zapewne będą kolejne skierowania – powiedziała w sobotę rano Filipowicz.
Po południu dodała, że przy Bobrowieckiej oprócz pielęgniarki jest również skierowany przez wojewodę lekarz. Zapewniła, że do zakładu zostaną dostarczone dodatkowe środki ochrony osobistej. Jak dodaje, zakład jest prywatną placówką medyczną.
"Siedzę tu jak więzień"
W czasie kwarantanny w mokotowskim domu opieki dyrektor ośrodka Dorota Kotowska przyznała w rozmowie z TVN24, że jest w pracy ósmy dzień z rzędu i pełni obecnie rolę pielęgniarki. - Ja po prostu już jestem u kresu sił. Ja nie mam aresztu, a siedzę tu jak więzień, bo nikt nie jest w stanie mnie zastąpić na ten moment. Owszem, dostałam pomoc w postaci opiekunek, bo takie osoby zawsze można bez przygotowania merytorycznego i zawodowego przyjąć do pracy i te najpotrzebniejsze rzeczy one zrobią dla chorych. Jednak nie zrobią wszystkiego - mówiła dyrektor.
Wskazała, że problemem jest także dostęp do fachowej pomocy medycznej. - W tej sytuacji, w której jest Warszawa, nie jest łatwo. Szpitale są przepełnione, karetki nie przyjeżdżają na wezwania. Trzeba się targować o każdy jeden przyjazd - wyjaśniała.
Dom opieki w kwarantannie
Jak wyjaśniła rzeczniczka wojewody, z powodu kwarantanny w placówce 31 marca Wydział Zdrowia Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego zwrócił się do fundacji prowadzącej placówkę o przekazanie informacji na temat bieżącej sytuacji w zakładzie, a także o działaniach podjętych przez jego kierownictwo. - W piśmie przesłanym do urzędu wojewódzkiego 1 kwietnia prezes zarządu Fundacji Nowe Horyzonty poinformowała o potwierdzonych zachorowaniach i o tym, że pacjenci zostali przewiezieni do szpitali – wyjaśniła rzecznik wojewody. Zaznaczyła też, że z informacji przekazanej przez zarząd fundacji wynikało, że ośrodek przy Bobrowieckiej jest wyposażony w środki dezynfekujące i czyszczące, maseczki, rękawice, fartuchy ochronne dla personelu.
- W odpowiedzi na kolejne pismo fundacji z 7 kwietnia w sprawie braków kadrowych w placówce przy Bobrowieckiej i po analizie sytuacji, dyrektor Wydziału Zdrowia Mazowieckiego Urzędu Wojewódzkiego zobowiązał zarząd fundacji do zapewnienia ciągłości realizowania świadczeń medycznych we własnym zakresie – podkreśliła Filipowicz. Wskazała przy tym, że podmiot leczniczy ma większą liczbę placówek i może dokonać przesunięć wśród zatrudnionego personelu.
"Pomoc lekarska jest ograniczona"
W poniedziałek 6 kwietnia reporterka TVN24 otrzymała od Fundacji Nowe Horyzonty odpowiedź w sprawie funkcjonowania domu opieki przy Bobrowieckiej. Jak przekazała prezes zarządu Marta Grzelczak, pierwszą informację o zakażeniu pacjentki otrzymali 29 marca - ze szpitala, do którego kobieta została wcześniej przewieziona. "Zakład samodzielnie przebadał w laboratorium w Genomics Warsaw 25 pacjentów (17 ma wynik pozytywny) i 2 pracowników (jeden ma wynik pozytywny) – podała prezes. Wyliczyła też wówczas, że w zakładzie przebywa 61 pacjentów.
"Pomoc lekarska jest ograniczona bowiem spośród zatrudnionych dwóch lekarzy, jeden przebywa na kwarantannie, a drugi ma zakaz pracy w naszym zakładzie, ponieważ pracuje w szpitalu zakaźnym" – przekazała dalej Grzelczak. I jak dodała, o sytuacji zostali powiadomieni: Główny Inspektor Sanitarny, Wojewódzka Stacja Sanitarno-Epidemiologiczna w Warszawie, Ministerstwo Zdrowia i wojewoda mazowiecki i dyrektor biura bezpieczeństwa i zarządzania kryzysowego w urzędzie miasta. Jak wskazała prezes, pomoc zdeklarowała rzeczniczka wojewody - w artykule prasowym. Stwierdziła również, że nie otrzymała wówczas od nikogo odpowiedzi.
"Szpital zakaźny odmawia przyjęcia pacjentów z potwierdzonym koronawirusem - bez objawów. Karetki pogotowia przyjeżdżają do zakładu z wielogodzinnym opóźnieniem po wezwaniu" – stwierdziła prezes. I wskazała, placówce potrzebne jest wzmocnienie kadrowe w pielęgniarki, wsparcie lekarskie i środki ochrony indywidualnej: przede wszystkim kombinezony i maski.
Źródło: PAP, tvnwarszawa.pl