OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE NA TVN24 GO >>>
Najnowsze rozporządzenie ministra zdrowia nałożyło ograniczenia na komunikację miejską. Od środy w pojeździe może przebywać tyle osób, ile wynosi połowa dostępnych miejsc siedzących. Drastycznie obniża to liczbę tych, którzy mogą wejść do autobusu, tramwaju czy pociągu metra. Czwartkowy poranek pokazał, że choć przywrócono powszedni rozkład jazdy, część pasażerów miała problemy z dotarciem do pracy.
"Motorniczy odmawia dalszej jazdy"
Sygnały w tej sprawie spływają do nas od rana na Kontakt 24. Trudności dotknęły między innymi pasażerów na Bródnie. W jednej z wiadomości czytamy, że z powodu wstrzymywania tramwajów, przejazd między siedmioma przystankami trwał aż godzinę. I to nie w godzinach szczytu, a kilka minut po godzinie 6. Nasi czytelnicy informowali, że przez wypraszanie pasażerów dochodziło też do awantur i szarpanin.
"Wprowadzenie restrykcji co do ilości osób w pojeździe już pokazało absurd braku przygotowania. Dzień dzisiejszy godzina 06:08. Z przystanku Rembielińska odjeżdża tramwaj numer 4 w kierunku Mokotowa. Po dosłownie dwóch przystankach zatrzymuje się i otwiera drzwi. Problem w tym, że drzwi otworzył poza przystankiem. Okazało się, że w składzie poprzedzającym jest za dużo ludzi. Motorniczy odmawia dalszej jazdy" – relacjonował pan Paweł. Jak dodał, na miejsce wezwany został nadzór ruchu, który miał pomóc w rozwiązaniu sytuacji.
"W tym wszystkim ktoś nie przewidział, co z pozostałymi 40 pasażerami obu składów. Jak mają dotrzeć do miejsc przeznaczenia, pracy, lekarza...." - pytał mężczyzna. "Pozostaje spacer lub odpłatnie taksówka. Wiele z tych osób mogłaby pojechać własnym samochodem, tyle że znowu nikt nie pomyślał o tym i nadal w centrum mamy strefę płatnego parkowania... Jak w takim razie, zwykły szary obywatel ma dotrzeć, w tym trudnym dla wszystkich czasie, do pracy jeśli komunikacją nie można, samochodem nie można?" – podsumował.
"Nie chciał wysiąść z tramwaju"
W sumie o poranku doszło do zatrzymania 30 tramwajów i dwóch autobusów, których kierowcy i motorniczy zauważyli zbyt wielu pasażerów. Tak wynika z informacji, które do południa zebrał stołeczny ratusz. – Chodziło o tramwaje linii 1, 7, 9, 13, 14, 15, 20, 23, 26. W sytuacji, gdy motorniczowie widzą, że w tramwaju jest zbyt wielu pasażerów, zatrzymują składy i kontaktują się z nadzorem ruchu. Informują też pasażerów za pośrednictwem interkomu o powodzie zatrzymania – wyjaśnia Karolina Gałecka, rzeczniczka ratusza.
- Mieliśmy jeden trudny przypadek. Pasażer nie chciał wysiąść z tramwaju przy Parku Praskim. Dopiero po 20 minutach opuścił pojazd – przyznaje Gałecka.
Poranne trudności w komunikacji miejskiej dostrzegli też policjanci. Najgorzej było między godziną 5.30 a 7. - Na Pradze Północ było kilka zgłoszeń w tej sprawie. Jednak, kiedy policja przyjeżdżała na miejsce, pasażerowie opuszczali pojazd i sytuacja sama się klarowała. Nie musieliśmy podejmować żadnej interwencji – mówi Irmina Sulich-Karpa z Komendy Rejonowej Policji VI dla Pragi Północ i Targówka.
Pytana o sytuacje z Bródna, zaznaczyła że tamtejsi policjanci nie otrzymali żadnych sygnałów o problemach z wypraszaniem pasażerów lub awanturami.
Będą zasłaniać co drugie siedzenie?
Podczas środowej konferencji prasowej prezydent Rafał Trzaskowski zaznaczał, że nowe przepisy ograniczające swobodę poruszania się nie są precyzyjne. Jego zdaniem brakuje w nich między innymi wytycznych, w jaki sposób mają być egzekwowane. - Pojawiają się pytania do rządu: jak moglibyśmy interpretować dokładnie rozporządzenie? W jaki sposób zapewnić odstępy, o których mówi rząd, na przykład w metrze czy tramwajach, które mają dwa wagony? Kto dokładnie ma tego pilnować? - pytał.
Z kolei rzeczniczka ratusza zwraca uwagę na to, że miasto miało bardzo mało czasu na przygotowanie się do wejścia w życie nowych restrykcji. - Tekst rozporządzenia został opublikowany we wtorek o godzinie 21. A same zmiany miały wejść w życie już o północy 25 marca. Samorządy miały zaledwie trzy godziny na przygotowanie i wdrożenie zmian zgodnych z rozporządzeniem ministra zdrowia. Na polecenie prezydenta pracownicy Zarządu Transportu Miejskiego przygotowali wytyczne, które w pierwszej kolejności skupiały się na informacji pasażerskiej – wyjaśnia Gałecka.
Oznacza to, że przy wejściach do pojazdów pojawiły się kartki z informacjami, jaka jest maksymalna liczba osób, które mogą wejść do środka. W tramwajach, autobusach, metrze i na przystankach miały też pojawić się plakaty przypominające o konieczności zachowania odstępu między pasażerami.
W środę pojawił się pomysł, by co drugie siedzenie w komunikacji miejskiej zasłaniać folią. - Pracownicy Warszawskiego Transportu Publicznego przygotowali już nakładki na miejsca siedzące. W rozporządzeniu nie ma jednak wytycznych, by wprowadzać takie rozwiązania. To inicjatywa samorządu – zastrzega Gałecka. Nie wiadomo jeszcze, czy nakładki zostaną wkrótce wykorzystane.
Dodaje, że w czwartek w rejonie warszawskich przystanków pracuje też 40 pracowników Warszawskiego Transportu Publicznego, którzy liczą pasażerów. – Ale nie robią tego w celach porządkowych. Ich zadaniem jest zbierane informacji, które wykorzystujemy przy modyfikacjach rozkładu jazdy. Nasi pracownicy są niemal wszędzie. Tam, gdzie widzimy potrzebę dołożenia taboru, dokładamy maksymalną dostępną liczbę. Tam, gdzie liczba pasażerów jest znikoma, wprowadzane są korekty. To dzieje się po to, by dostosować sytuację w komunikacji miejskiej do wytycznych rozporządzenia ministra zdrowia – podsumowuje.
Autorka/Autor: kk/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: Mateusz Szmelter / tvnwarszawa.pl