Krótkie zawody w miejskim parku. Brzmi niewinnie? Oj, to dałeś się zmylić. Szybki Mózg to naprawdę mocna walka!
Jest jak zawsze: jak zawsze wychodzę z domu za późno, jak zwykle, nie sprawdzam miejsca bazy zawodów i jak zawsze na start wpadam prawie spóźniona. Prawie. - Która minuta? - pada pytanie. - Jedenasta - odpowiadam. Tyle na szczęście zapamiętałam z listy startowej.
"Którą masz minutę?"
O co chodzi? Na pierwszym Szybkim Mózgu, czyli błyskawicznych zawodach w biegu na orientację w Warszawie, też nie wiedziałam. Bardzo szybko jednak koledzy wszystko mi wytłumaczyli. A chodzi o to: zawody rozpoczynają się o 19, ale na linii startu nie stają wszyscy jednocześnie. Dzień wcześniej organizatorzy publikują listy startowe, na których każdy z uczestników ma przypisaną własną minutę, w której rusza (pełna minuta lub połówka). Moja w środę jest 11., czyli rozpoczynam punktualnie o 19:11:00. Tuż przed startem dostaję do ręki mapę z narysowanymi 19 punktami kontrolnymi, które zdobywa się w kolejności od 1 do 19. Potwierdza się je nie perforatorem (jak zazwyczaj jst na długich rajdach), ale elektronicznie w malutkich, porozstawianych w terenie, stacjach.
Błyskawiczna orientacja
Każdy ma już zorientowaną mapę i widzi na niej miejsce startu i swój pierwszy punkt. Lecimy! Każdy w swoją stronę. Zdezorientowali są mieszkańcy okolic parku Morskie Oko na warszawskim Mokotowie. - Co tu się dzieje? - pytają co chwilę biegaczy. - Zawody, zawody są - odpowiadam i pędzę, co sił w nogach do kolejnych punktów. Momentalnie, w kilkanaście minut po okolicy rozbiegają się dziesiątki osób, każdy tnie w inną stronę, przebiegamy przez parkowe trawniki, uliczki, chodniki, otaczamy bloki i skwery. 2., 3., 4. punkt...
I, naprawdę szybko biegnąc, szukamy, wciąż szukamy lampionów. A te pochowane są czasem w naprawdę zmyślny sposób: przy śmietniku, w zaroślach albo na bardzo stromej górce od strony prawie całkiem zamkniętego podwórka. Na szczęście mapy, które dostaliśmy, są bardzo, bardzo dokładne. Zaznaczony jest każdy płotek, każda furtka, krzak czy sadzawka.
W górę i w dół
Kilka razy muszę pokonywać zbocze skarpy - raz w górę, raz w dół. 15., 16. punkt. - Dajesz Kasia, dajesz! - słyszę głos kolegi z długich zawodów na orientację. No to daję. Uciekam mu, ale zaraz potem to on przegania mnie. Wszystko przez to, że chwila, która daję sobie na przemyślenie mapy, jest zbyt długa. Tutaj liczą się sekundy, to naprawdę jest Szybki Mózg!
Jeszcze 17. punkt, 19. jest w niewielkiej uliczce. Przejeżdżałam tam pół godziny wcześniej rowerem, dlatego bez patrzenia na mapę wiem, którą drogą najprościej wrócić do bazy. Tam do odbicia jest jeszcze ostatni punkt z oznaczeniem "finish". - Gdzie Łysek?! - słyszę od innego kolegi, z którym mijam się tuż przed metą. W amoku ledwo słyszę pytanie. Coś tam bełkoczę i lecę dalej. Ostatnie metry, ostatnia prosta i wreszcie koniec!
Dobra zabawa!
Czas: 36 minut - żadna rewelacja. Ale nie podchodzę do tych zawodów za bardzo poważnie. W krótkich dystansach zawsze byłam słabsza: trzeba strasznie szybko myśleć, ogarniać każdy metr wokół siebie, a każdy błąd kosztuje bardzo dużo. Do walki zdecydowanie wolę długie dystanse - tam liczy się wytrzymałość i strategia. Bądźmy jednak uczciwi: czy coś, co nazywa się Szybki Mózg, może słabym ćwiczeniem dla nawigacyjnej głowy? I tak właśnie - treningowo - go traktuję :)
Autor: Katarzyna Karpa