Polskie wojsko nie jest szykowane na wyzwania przyszłości, budowana dużym kosztem Obrona Terytorialna ma wątpliwą wartość, a na wysokie stanowiska mianuje się oficerów bez odpowiedniego doświadczenia - to najważniejsze ostrzeżenia na temat stanu polskiego wojska, które sformułował we wtorkowej "Kropce nad i" generał Mirosław Różański. To on odpowiadał za przygotowanie armii do ewentualnej wojny.
Gość Moniki Olejnik oficjalnie jest już generałem w stanie spoczynku, bo we wtorek pożegnał się ze służbą, po ponad 30 latach. Wniosek o przejście do cywila złożył sam. Jak powiedział, zrobił to świadomie, choć nie przyszło mu to łatwo. Ostatnio pełnił stanowisko szefa Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych (DGRSZ), którego najważniejszym zadaniem jest przygotowywanie wojska na wojnę. Oznacza to nadzór nad szkoleniem, zakupami uzbrojenia i wieloma innymi sprawami, które można zrobić w czasie pokoju, aby być przygotowanym w godzinie próby.
Nie patrzymy w przyszłość
Z racji na swoje doświadczenie, gen. Różański jest jedną z tych osób, które mają największe kwalifikacje, aby mówić o stanie sił zbrojnych i ich przygotowaniu na ewentualną wojnę. Z jego słów wynika, że nie jest pod tym względem najlepiej. Widać to choćby po sposobie, w jaki uzasadnia swoje odejście. Jak przypomniał w TVN24, kiedy w 2015 roku obejmował stanowisko szefa DGRSZ obiecał, że przygotuje siły zbrojne do działań, "które mogą być, a nie były". - Oceniłem, że tej misji nie wypełnię - stwierdził. Według generała, będąca wynikiem tej oceny decyzja o odejściu nie była ucieczką przed odpowiedzialnością, ale jedynym honorowym krokiem, jaki mógł w takiej sytuacji podjąć. Zwłaszcza że, według niego, minister Antoni Macierewicz nie miał do niego zaufania i podejmował sprzeczne z jego radami decyzje.
Funkcjonuje powiedzenie, że "generałowie zawsze szykują się do minionej wojny". Zyskało ono popularność w okresie I wojny światowej, kiedy okazało się, że osoby odpowiedzialne za kształt wojska przegapiły gwałtowne zmiany technologiczne ostatnich dekad i w efekcie miliony żołnierzy zginęły w bezsensownych rzeziach, atakując falami pozycje karabinów maszynowych.
Od tego czasu to powiedzenie służy jako memento dopingujące do uniknięcia podobnych tragicznych zaniedbań. To o tyle trudne, że wojsko z natury rzeczy jest instytucją konserwatywną, opartą na hierarchii i posłuszeństwie. Kiedy więc generał odpowiedzialny za przygotowanie sił zbrojnych do przyszłych konfliktów odchodzi i mówi, że nie był w stanie wypełnić swojej misji, sytuację można uznać za szczególnie niepokojącą.
Odpływ doświadczonych ludzi
Gość "Kropki nad i" nie sprecyzował, co konkretnie w polskim wojsku sprawiło, że nie był w stanie doprowadzić go do stanu, jaki uznałby za odpowiedni. Mówił natomiast o swym wrażeniu, iż minister Antoni Macierewicz mu "nie ufa" i nie bierze pod uwagę jego zdania. Kierownictwo resortu miało podejmować działania, których gen. Różański "nie mógł do końca zaakceptować". Krytykował zwłaszcza kwestię polityki personalnej. Ostatni rok upłynął pod znakiem dużych roszad w kierownictwie wojska. Jak przyznało ministerstwo, w Sztabie Generalnym wymieniono 90 procent osób na stanowiskach dowódczych. Według gen. Różańskiego, "powinni dowodzić najbardziej doświadczeni", a teraz - co podkreślał - tak nie jest. Dodał, że wielu doświadczonych oficerów "już nie jest w armii", bo część odeszła, a innym stworzono takie warunki, by opuścili służbę, przenosząc ich do rezerwy i nie podając powodów. - Ten stan rzeczy będzie skutkował negatywnie za 3-5 lat. To jest wyrwa. (…) Doświadczenia nie zdobywa się w ciągu kilkunastu dni, w ciągu trzech miesięcy. Są potrzebne lata - mówił generał. Według ministerstwa, roszady na najwyższych stanowiskach nie szkodzą wojsku, bo to "normalna rotacja kadr". Co więcej, oficerowie "dobrani przez PO" mają być - przekonuje MON - wymieniani na takich z większym "doświadczeniem bojowym" w Afganistanie i Iraku.
Złe priorytety
Generał Różański wyraził też swoje wątpliwości co do Obrony Terytorialnej (OT), która jest oczkiem w głowie obecnego kierownictwa MON. Ma to być formacja ochotnicza, licząca docelowo 50 tysięcy ludzi, którzy będą w czasie pokoju prowadzić normalne cywilne życie, przerywane weekendowymi szkoleniami i raz w roku wyjazdem na poligon. Ich zadaniem ma być wspieranie regularnego zawodowego wojska i wykonywanie zadań pomocniczych w czasie wojny. - Mam pewne wątpliwości. Żołnierz, który 24 dni w roku spędzi na poligonach, ma być wartością dodaną? Ja się z tym nie do końca zgadzam. Mogę się mylić, ale tak uważam - stwierdził gen. Różański. Zauważył, że tworzenie takich oddziałów może zaszkodzić regularnemu wojsku. - Mam obawy, czy uda się sformować OT bez szkody dla wojsk operacyjnych - stwierdził gen. Różański. Obawy biorą się stąd, że wielu doświadczonych żołnierzy zawodowych jest przesuwanych do oddziałów OT, aby pomóc w ich formowaniu i szkoleniu. Dodatkowo na ten cel są przeznaczane znaczne środki. Do końca 2019 roku ma to być niemal sześć miliardów złotych, które bardzo by się przydały w procesie modernizacji regularnego wojska w znacznej mierze nadal tkwiącego w PRL. MON odpiera te zarzuty i twierdzi, że budowa OT nie zaszkodzi reszcie wojska. Przekonuje, że dodatkową wartością jest to, iż osoby ochotniczo wstępujące do nowej formacji mają silną motywację patriotyczną. Budowanie nowego etosu wojska jest natomiast dla Macierewicza bardzo ważne.
Według gen. Różańskiego, nieprawdą jest jednak, że OT jest czymś nowym. - Nie zgadzam się z tą narracją - stwierdził. Przypomniał, że Polska już ma takie siły w postaci przeszkolonych żołnierzy rezerwy. Przyznał, że przez wiele lat była to fikcja, bo nie powoływano ich na żadne ćwiczenia, ale podkreślił, że za jego dowództwa w 2015 roku zarządzono wznowienie ćwiczeń. Generał dodał, że "nie pasuje" mu bezpośrednie podporządkowanie nowo budowanej OT ministrowi obrony. - To wojskowi powinni dowodzić, a nie minister. On kieruje - stwierdził były wojskowy.
Autor: Maciej Kucharczyk//rzw / Źródło: tvn24.pl