Osiemnaście domków wypoczynkowych oraz kąpielisko, leżące u podnóża Gór Stołowych. Dyrektor centrum kultury, sportu i turystyki w dolnośląskim Radkowie podpisał umowę na dzierżawę tego obiektu z własną żoną.
Radków to niewielkie dolnośląskie miasteczko, położone tuż przy granicy z Czechami. Przez miejscowość przepływa potok, na którym zbudowano zaporę i utworzono zalew. Tak powstało kąpielisko, przy którym ustawiono domki kempingowe.
Ostatnio zalew i kąpielisko stały się w mieście obiektem rozmów.
Uwagi mieszkańców budzi przetarg na zarządzanie należącym do Gminnego Centrum Kultury, Sportu i Rekreacji ośrodkiem wypoczynkowym nad zalewem. Wygrała bowiem małżonka dyrektora centrum kultury, który go ogłosił.
Jej firma zaoferowała najlepszą cenę i zwyciężyła w licytacji. Oprócz niej startowały dwie firmy. Oferta kobiety była o ok. 1500 zł wyższa niż kolejna.
Firma żony dyrektora za dzierżawę ośrodka zapłaci rocznie ok. 26 tysięcy zł. Tymczasem wynajęcie jednego domku dla turysty na dobę kosztuje nawet 240 zł.
Nie był w komisji, ale podpisał umowę
Dyrektor jest zdziwiony wątpliwościami dotyczącymi konkursu. Reporterka TVN24 zapytała go, jak to możliwe, że mąż dzierżawi żonie mienie gminy.
- Owszem, wykonałem to, co zleciła mi komisja, która ofertę wybrała w ramach otwartego konkursu ofert – mówi Tomasz Pawłowski, dyrektor Gminnego Centrum Kultury Sportu i Turystyki w Radkowie.
Tłumaczy, że to nie on wybierał firmę, która będzie zarządzała obiektem. Zajmowała się tym komisja. Kto wchodził w jej skład?
- Jak w każdej komisji przetargowej: główny księgowy, kierownik działu technicznego, kierownik działu realizacji… - wylicza dyrektor.
Osoby te w pracy podlegają właśnie jemu.
- Będąc w komisji przetargowej, nie podlegają pod pracodawcę – stwierdza Pawłowski.
Dyrektor nie wchodził w skład komisji, ale już umowę podpisywał osobiście.
Gmina kontroluje
Burmistrz Radkowa, któremu dyrektor Pawłowski podlega, komentuje:
- Faktem jest, że nie miałem wglądu do dokumentacji i nie wiedziałem dokładnie, kiedy umowa została podpisana. To już rola pana dyrektora i po co ja mu na ręce będę patrzył, skoro mam do człowieka zaufanie – mówi Jan Bednarczyk.
- Uważam, że to jest, delikatnie mówiąc, pójście o jeden krok za daleko - dodaje.
Sprawę bada teraz urząd gminy w Radkowie.
"Jakby podpisał sam ze sobą"
Problem zauważa też ekspert.
- To jest trochę tak, jakby dyrektor umowę podpisywał sam ze sobą – zauważa mecenas Krzysztof Budnik, wrocławski prawnik. – A jeżeli mąż podpisuje z własną żoną umowę na zarządzanie mieniem publicznym, to rodzi podejrzenie o brak zachowania transparentności i zasad równości – dodaje.
Okazuje się, że wątpliwości może być więcej. Podczas przetargu pod uwagę nie było bowiem brane doświadczenie w zarządzaniu tego typu obiektami. Zaś firma żony dyrektora powstała miesiąc wcześniej, niż ogłoszono przetarg.
- Moja żona kupiła firmę na dwa tygodnie przed konkursem. Tyle mogę powiedzieć - ucina dyrektor.
Z kobietą nie udało się reporterce TVN24 skontaktować. Inne firmy, które startowały w przetargu, nie chciały się wypowiadać w tej sprawie.
Autor: drud//kv, mz / Źródło: TVN24 Wrocław, TTV
Źródło zdjęcia głównego: TVN24