- W miniony piątek Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w Warszawie wszczęła śledztwo w sprawie pożaru budynku przy ulicy Powstańców 62 w Ząbkach, do którego doszło w czwartek, 3 lipca.
- Mieszkańcy opowiadali reporterom "Uwagi!" o tym, jak wyglądały pierwsze chwile po tym, jak na dachu budynku pojawił się ogień.
- Część z nich martwi się o to, że dach nie został zabezpieczony, a ulewy, które przechodzą właśnie nad regionem, mogą spowodować jeszcze większe zniszczenia budynków.
- Prokuratura odpowiada, że śledczy nie mogli ingerować w stan techniczny obiektu, bo mogłoby to wpłynąć na zacieranie śladów. Informuje też, że wkrótce zakończą się oględziny.
Właściciele mieszkań w budynku w Ząbkach, który został wyłączony z użytkowania po pożarze, twierdzą, że dach nie został odpowiednio zabezpieczony przed deszczem. Napisali do nas na Kontakt24.
"Choć mieszkańcy słyszą zapewnienia o udzielanej pomocy, a na miejscu pracują inspektor nadzoru budowlanego, policja i prokurator, to do chwili obecnej nikt nie podjął realnych działań mających na celu choćby prowizoryczne zabezpieczenie zniszczonego dachu. Tymczasem sytuacja jest bardzo pilna - RCB wydało alert pogodowy, a w najbliższych dniach zapowiadane są intensywne opady deszczu" - zauważył jeden z mieszkańców.
Jego zdaniem zagrożone są mieszkania, które nie uległy spaleniu ani nie zostały zalane pianą gaśniczą - głównie te zlokalizowane na parterze, pierwszym i drugim piętrze. "Szacunkowo chodzi o ok. 150 lokali, które przetrwały pożar, ale teraz mogą zostać doszczętnie zniszczone w wyniku zalania - tylko dlatego, że nie zabezpieczono dachu przed opadami" - wskazał. I dodał: "Co więcej, brak zabezpieczenia może wpłynąć również na skuteczność działań wyjaśniających przyczyny pożaru - deszcz i wilgoć mogą zatrzeć lub uszkodzić materiał dowodowy, co znacznie utrudni lub uniemożliwi rzetelne zakończenie postępowania".
"Rozumiemy wagę prowadzonego dochodzenia, ale jednocześnie jesteśmy przekonani, że możliwe jest szybkie i bezpieczne rozwiązanie, które umożliwi tymczasowe zabezpieczenie dachu plandekami, bez ingerencji w czynności służb. W imieniu mieszkańców apeluję o nagłośnienie sprawy – czas działa na niekorzyść wszystkich, którzy i tak już wiele stracili" - napisał w imieniu wszystkich mieszkańców.
Śledczy kończą oględziny
O zweryfikowanie tych informacji poprosiliśmy prokuraturę.
- W pierwszej kolejności musieliśmy zrobić oględziny. Zabezpieczenie dachu spowodowałoby zmianę w stanie tego budynku, co wpłynęłoby na materiał dowodowy - mówi prokurator Karolina Staros, rzeczniczka Prokuratury Okręgowej Warszawa Praga w Warszawie. Jak zaznacza, w pierwszej kolejności śledczym zależało na wyjaśnieniu przyczyn pożaru, a wpływanie na stan techniczny mogłoby wpłynąć na zacieranie śladów. Takie materiały mogłyby wówczas stać się nieprzydatne dla pracujących na miejscu biegłych. - Te oględziny trwają i prawdopodobnie zakończą się dzisiaj. Prokurator będzie następnie zwalniał budynek ze swojej dyspozycji i przekazywał go zarządcy, do którego należą działania i czynności mające na celu zabezpieczenie go - dodaje prokurator.
Rzeczniczka wskazała też, że działania śledczych były prowadzone tak szybko, jak to tylko możliwe. - W pracę zaangażowanych było kilku prokuratorów, Komenda Stołeczna Policji i w bardzo dużej mierze biegli, wyjątkowo czterech, a nie jeden. Zadecydował o tym ogrom zniszczeń - podkreśla.
Prokurator poinformowała też, że biegli nie wysnuwają jeszcze żadnych wniosków. Będzie to możliwe dopiero po zakończeniu oględzin i zebraniu materiału dowodowego.
Pierwsze chwile pożaru
Mieszkańcy opowiadali reporterom "Uwagi!" TVN o tym, jak wyglądały pierwsze chwile, gdy 3 lipca około godziny 20, ogień zajął najwyższe kondygnacje bloku na jednym z osiedli w Ząbkach. Pożar rozprzestrzeniał się błyskawicznie.
- Gotując zupę, poczułam nieprzyjemny zapach. Przez okno zobaczyłam ognisko na dachu - opowiada jedna z rozmówczyń "Uwagi". I dodaje: - Panowała wielka panika, ludzie biegali. Uciekali z dziećmi na rękach, podobnie osoby starsze, a w bloku mieszkają też osoby z niepełnosprawnościami. To były sekundy, jak ten dym rozprzestrzeniał się po całej płaszczyźnie dachu.
Mieszkańcy bloku w pośpiechu opuszczali swoje mieszkania, na miejscu pojawiały się kolejne jednostki straży pożarnej. Strażacy gasili szalejący ogień oraz pomagali w ewakuacji.
- Zerwał się straszny wiatr. Tak wiał, że strażacy nie nadążali z laniem wody. Dym był tak ogromny, że w pewnym momencie nie było widać naszego osiedla – opowiada świadek pożaru.
"Straciliśmy dobytek, na który pracowaliśmy pół życia"
Ogień w ciągu kilkudziesięciu minut zniszczył dach oraz górne kondygnacje budynku. Mieszkania na niższych piętrach zostały zalane wodą podczas wielogodzinnej akcji gaśniczej. W pożarze ucierpiało ponad 200 rodzin.
- Jak przyjechaliśmy na osiedle, to już się paliło. Mogliśmy wejść do domu, zabrać najpotrzebniejsze rzeczy. Zabrałam dokumenty, trochę ubrań. Mieliśmy zabrać też kota, ale nam uciekł - opowiada pani Wioletta. I dodaje: - Ludzie byli załamani, chodziło o dorobek ich życia.
- Byłem za granicą w pracy, a moja żona sama w domu. Kolega zadzwonił, że się pali i ona zdążyła uciec. Zabrała tylko psa, klucze do samochodu i wybiegła - opowiada pan Arkadiusz. - Straciliśmy dobytek, na który pracowaliśmy pół życia. Teraz zostaliśmy bez niczego.
Miasto zorganizowało pomoc dla pogorzelców. Tuż po pożarze poszkodowani mogli liczyć na schronienie oraz wsparcie w pobliskiej szkole.
- Byłam w pracy, a jak dojechałam na miejsce, to już cały blok się palił - opowiada pani Iwona. - Sąsiadka mówiła, że wróciła z zakupów, wzięła dziecko pod pachę i uciekła z trzylatkiem bez butów czy czegokolwiek.
Dwa dni po pożarze służby pozwoliły poszkodowanym z najniższych kondygnacji wejść do mieszkań, aby zabrać najpotrzebniejsze rzeczy.
- Ja nie mogę tam wejść, bo moje mieszkanie jest spalone, mieszkaliśmy na ostatniej kondygnacji - mówi pani Iwona. - Rzeczy, które straciliśmy, to tylko rzeczy, ale najtrudniej nam się pogodzić z utratą pamiątek rodzinnych.
Zobacz cały materiał "Uwagi!" TVN
Co doprowadziło do pożaru w Ząbkach?
Co doprowadziło do tak szybkiego rozprzestrzenienia się ognia? - Jeśli w przestrzeni podkalenicowej byłyby przegrody, które stanowiłby oddzielenie przeciwpożarowe, pożar powinien, przynajmniej teoretycznie, ograniczyć się w obrębie określonej strefy do przybycia straży pożarnej. Z dokumentacji, która jest w internecie, wynika, że tych zabezpieczeń nie było lub były mało skuteczne - mówi Tadeusz Jopek, biegły sądowy z zakresu pożarnictwa.
Budynek wybudowany na planie litery U, składa się z trzech przylegających do siebie segmentów. Jak wskazuje ekspert, jeśli do pożaru doszłoby w wyniku zwarcia instalacji elektrycznej lub samozapłonu gazu, a w budynku byłyby ściany przeciwogniowe, pożar nie opanowałby kolejnych części poddasza.
- Nie wiadomo, jakie środki zabezpieczające zostały użyte do impregnacji tego dachu. Może były to środki, które wymagały powtórzenia. Teraz w przepisach wprowadzono obowiązek stosowania przez deweloperów czujników dymu - dodaje Tadeusz Jopek.
Sprawę bada prokuratura
Czy administrator budynku prawidłowo konserwował dach? Czy przestrzegał zasad bezpieczeństwa przeciwpożarowego? Odpowiadając na nasze pytania, twierdzi, że tak. O szczegóły zapyta prokurator.
- Postępowanie wszczęte jest w sprawie sprowadzenia zagrożenia dla życia i zdrowia wielu osób, a także mienia w wielkich rozmiarach. Badamy wszystkie możliwe wątki: awarię, działanie celowe czy też działanie nieumyślne – mówi Karolina Staros z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. - Cały czas trwają przesłuchania pokrzywdzonych i świadków. Do wczoraj przesłuchano 150 osób. Przesłuchujemy również świadków naocznych. Gromadzone są też dokumenty dotyczące zabezpieczeń i stanu technicznego budynku - dodaje.
Autorka/Autor: Dorota Pawlak, wg, katke,gp
Źródło: "Uwaga!" TVN, Kontakt24, tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: "Uwaga!" TVN