- Przeszło 170 kilometrów to był wyjazd właśnie z rejonu stołecznego do szpitala w Lipnie. Mieliśmy tam transporty pacjentów. To już jest poza teren województwa mazowieckiego – powiedział o najdłuższym wyjeździe Bielski.
"Codziennie mamy wyjazdy po kilkadziesiąt kilometrów"
Na pytanie, czy to już jest sytuacja ekstremalna, odpowiedział: - Wydaje mi się, że można tak to określić. To znaczy mamy teraz sytuację wyjątkową i ekstremalną, bo do tej pory, nawet w trakcie drugiej fali pandemii, która też dosyć znacząco zmieniła sposób funkcjonowania pogotowia, które znaliśmy z poprzednich lat, to teraz mamy sytuację jeszcze poważniejszą.
Jak dodał, nawet w trakcie drugiej fali koronawirusa nie było tak długich i tak licznych wyjazdów karetek. - Ambulans jedzie tam, gdzie ma wskazane przez dyspozytora medycznego dysponującego odpowiednią bazą danych o wolnych łóżkach szpitala. Jeżeli takie wolne łóżko jest właśnie w Lipnie, to tam ten ambulans jest kierowany i po prostu jedzie – wyjaśnił.
Mówił też, że "powoli staje się to normą". - Codziennie mamy wyjazdy po kilkadziesiąt kilometrów do szpitali na terenie województwa mazowieckiego: Siedlce, rejon Gostynina, Sierpca, Ostrołęka czy Nowe Miasto nad Pilicą – wymienił.
Dwa razy więcej wyjazdów niż w ubiegłym roku
Porównał też obecną liczbę wyjazdów karetek do marca ubiegłego roku. - Mamy tych wyjazdów niemalże dwa razy więcej, z czego około jednej trzeciej to są wyjazdy właśnie dedykowane pacjentom chorym na COVID-19 w tych stanach wymagających pilnej interwencji ratownictwa medycznego. A one siłą rzeczy trwają też dłużej, bo są związane z odpowiednim zabezpieczeniem zarówno pacjenta, jak i później transportu do odpowiedniej jednostki leczniczej – zaznaczył Bielski.
Czy zdarza się, że brakuje karetki do potrzebującego? Bielski wyjaśnił, że pogotowie dysponuje ograniczoną liczbą ambulansów i wielokrotnie apelowało o powiększenie liczby zespołów.
- Aktualnie zabezpiecza się liczbę zespołów ratownictwa medycznego względem populacji - najczęściej wskazywanej podczas zameldowania. A wiemy, że w takich aglomeracjach jak Warszawa jest dużo osób przebywających, które nie korzystają z ochrony zdrowia, które nie są zameldowane. Stąd można powiedzieć, że pięć procent wszystkich ambulansów w Polsce to są ambulanse w rejonie operacyjnym, który obsługujemy, ale już ilość wyjazdów to osiem procent. Są szczególnie obciążone te zespoły – ocenił.
Dodał, że jest problem związany z transportami do dalszych jednostek, które powodują, że rzeczywiście zespół zaangażowany z jednym pacjentem transportującym go 100 kilometrów dalej, przez dłuższy czas jest jednak poza typowym miejscem operacyjnym.
- Na bieżąco jest to koordynowane, niemniej mamy tylu tych pacjentów i w tak ciężkim stanie, że chyba nie można było przewidzieć też i przygotować się na to w stu procentach – przyznał.
750 wyjazdów karetek dziennie
Wyliczył też, ile jest średnio w ciągu dnia wyjazdów karetek: - Konkretnie jest to około 750 wyjazdów do stanu nagłego zagrożenia życia, z czego właśnie tych wyjazdów covidowych, czyli do pacjentów wymagających interwencji zespołów ratownictwa chorych na COVID-19 - około 250.
Jak zaznaczył Bielski, pogotowie korzysta także z pomocy Lotniczego Pogotowia Ratunkowego. - W tej chwili wszystkie ręce są na pokładzie i można powiedzieć, że nawet kilkakrotnie dziennie w rejonie operacyjnym korzystamy ze wsparcia. LPR realizuje zadania ratownictwa. Jest to wysoce wyspecjalizowana służba – ocenił. Dodał, że oprócz tego pogotowie wspomagają także jednostki państwowej i ochotniczej straży pożarnej z terenu Warszawy.
Bielski podkreślił też, że warto dzwonić na pogotowie i prosić o pomoc, jeśli źle się czujemy. - Nie ma innego wyboru. Niejednokrotnie jest to jedyna droga do uratowania własnego życia i zdrowia. Czasami zwlekanie z takim wzywaniem pomocy może skutkować nieodwracalnymi szkodami na własnym zdrowiu – zaznaczył.
Autorka/Autor: katke/ran
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Artur Węgrzynowicz / tvnwarszawa.pl