- Podmiotowe postępowanie sądowe, zainicjowane aktem oskarżenia przeciwko Piotrowi P. skierowanym przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie, pozostaje w toku. Na rozprawie sądowej przesłuchano już wszystkich świadków wskazanych w akcie oskarżenia. Sąd okręgowy wysłuchał również biegłych wydających liczne opinie w sprawie. Do przesłuchania zostali biegli psychiatrzy i psycholog opiniujący w sprawie, co ma nastąpić 24 stycznia - powiedział nam Szymon Banna, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Rzecznik przekazał również, że oskarżony odpowiada przed sądem z wolnej stopy. - Obecnie wobec Piotra P., oskarżonego między innymi o podwójne zabójstwo własnych dzieci, stosowane są środki zapobiegawcze w postaci: dozoru policji połączonego z zakazem kontaktowania się z pokrzywdzoną, poręczenia majątkowego w kwocie 200 tysięcy złotych oraz zakazu opuszczania kraju - powiedział.
Poinformował, że o uchylenie tymczasowego aresztu zawnioskowała obrona. - Albowiem pierwotnie, w toku postępowania przygotowawczego oraz na początku postępowania sądowego, wobec oskarżonego stosowane było tymczasowe aresztowanie. Prokuratura Okręgowa w Warszawie z uwagi na surową karę grożącą oskarżonemu, dożywotnie pozbawienie wolności, oraz przede wszystkim konieczność prawidłowego zabezpieczenia postępowania sądowego, sprzeciwiała się zmianie tego środka na łagodniejszy - zapewnił.
"Motywacja zasługująca na szczególne potępienie"
Przypomnijmy, prokuratura oskarżyła P. o zabójstwo trzymiesięcznej córeczki (w 2016 roku) i pięciomiesięcznego synka (w 2017 roku) z motywacji zasługującej na szczególne potępienie - chodziło o frustrację związaną z byciem ojcem niechcianego dziecka. Z aktu oskarżenia wynikało, że dzieci miały wywoływać u niego "dyskomfort psychiczny", a także stanowić "źródło frustracji" oraz zbędny balast "destabilizujący życie" i "ograniczający możliwości zaspokajania własnych potrzeb życiowych, w tym seksualnych".
Rodzice zmarłych dzieci poznali się na studiach, w 2014 roku. Kilka miesięcy później kobieta zaszła w pierwszą ciążę. Dziewczynka urodziła się na początku 2016 roku. Po czterech miesiącach niemowlę trafiło do szpitala, gdzie zdiagnozowano zachłystowe zapalenie płuc. Po trzech tygodniach wróciła do domu.
Dzień później jej matka poszła do sklepu, a córkę zostawiła pod opieką ojca. Kiedy wróciła, mąż powiedział, że dziewczynka śpi. Gdy kobieta weszła do sypialni, dziecko nie dawało oznak życia.
Niedługo po śmierci dziewczynki na świat przyszedł syn pary. Był kwiecień 2017 roku. Trzy miesiące później chłopiec trafił do szpitala. Po powrocie do domu zmarł.
Oskarżony, jak podawała prokuratura, niosąc dziecko na rękach, udał się do salonu, by położyć je do łóżeczka. Po chwili zawołał żonę i oświadczył, że upuścił syna na podłogę. Wezwano pogotowie. Chłopiec zmarł w trakcie badań. Policję powiadomił lekarz dyżurny, bo jego zdaniem obrażenia, których doznał chłopczyk, nie mogły być spowodowane tym, że ojciec go upuścił. Wówczas służby wróciły też do śmierci jego siostry. Ich zdaniem, za jej śmierć również odpowiada ojciec. W tym przypadku ustalono, że podejrzany upozorował zachłyśnięcie się dziecka, wprowadzając do jego górnych dróg oddechowych nadtrawioną treść pokarmową.
P. nie przyznaje się do zarzutów, podkreślając, że są one dla niego "bolesne, krzywdzące i nieprawdziwe".
Proces w tej sprawie, toczący się z wyłączeniem jawności, ruszył ponownie w grudniu 2020 roku (pierwszy proces rozpoczął się latem 2020 roku). Doszło do tego ze względu na zasadę niezmienności składu sędziowskiego - poprzednio do sprawy wyznaczono sędziego Igora Tuleyę, który został zawieszony w czynnościach.
Autorka/Autor: kz/PKoz
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: KSP