27-latek z Wołomina wypożyczył w Warszawie samochód na zlecenie 44-latka, który do rozbiórki auta na części zaangażował dwóch braci. Mężczyźni byli przekonani, że ułożyli plan doskonały. Nie przypuszczali, że policjanci tak szybko powiążą fakty i cała sprawa wyjdzie na jaw - przekazał rzecznik mokotowskiej policji Robert Koniuszy.
Jak podał Koniuszy, 27-latek z Wołomina pracował w Warszawie jako kierowca. 3 października około godziny 15 wypożyczył w jednej z mokotowskich wypożyczalni toyotę CH-R z napędem hybrydowym. - Mężczyzna twierdził, że chce sobie pojeździć. Samochód został wynajęty na dwa dni. Pojeździł nim po Warszawie, a następnie udał się do swojej miejscowości. Kiedy zbliżał się dzień oddania samochodu, przedłużył czas jego wypożyczenia na kolejną dobę, a później jeszcze o kolejną. W rezultacie miał go zwrócić 7 października około 20 - podał policjant.
Wypożyczone auto policja znalazła pod Warszawą
Dodał, że tego samego dnia na skrzynkę mailową wypożyczalni przyszło powiadomienie z systemu GPS o krytycznym stanie akumulatora, kilka sekund później pojawił się komunikat, że praca rejestratora jest zasilana przez baterię, co wskazywało, że akumulator został odłączony. Po około 30 minutach przyszła kolejna wiadomość, że auto jest holowane bez załączonej stacyjki. System wskazywał, że samochód znajduje się na jednej z ulic w Ostrowi Mazowieckiej. - Pracownica wykonała zatem telefon do wynajmującego, który oświadczył, że jest w pracy. Samochód pozostawił w Wołominie w pobliżu miejsca zamieszkania i kiedy rano wyjeżdżał, pojazd jeszcze tam stał. Kobieta poleciła mu zgłosić się na policję celem zgłoszenia kradzieży samochodu. 27-latek stawił się w Komendzie Rejonowej Policji na warszawskim Mokotowie późnym wieczorem około 23, gdzie złożył obszerne zawiadomienie, podając wszystkie szczegóły - opisał dalej Koniuszy. W tym czasie pracownik wypożyczalni skontaktował się z policjantami z Ostrowi Mazowieckiej, zgłaszając, że GPS wskazuje, że skradziona toyota znajduje się na terenie jednej z tamtejszych posesji. - Funkcjonariusze pojechali na miejsce i w przydomowym garażu odnaleźli nadwozie po zdemontowanym już samochodzie. Wstępnie ustalono, że sprawca prawdopodobnie użył urządzenia do zagłuszania sygnału nawigacji satelitarnej, zainstalowanej w aucie, próbując uniemożliwić jego lokalizację. Jak się okazało, nieudolnie - przekazał policjant.
Miał zdemontować samochód. Nie wiedział, że jest kradziony
Ostrowscy funkcjonariusze zabezpieczyli część skradzionego pojazdu, przeprowadzili jego oględziny i zatrzymali 55-latka do wyjaśnienia. Jak wskazał Koniuszy, został on zwolniony następnego dnia, w związku z tym, że nie było dowodów wskazujących na jego udział w przestępstwie. - Mężczyzna miał zostać poproszony o przysługę w demontażu samochodu przez swojego kuzyna. Nie miał jednak wiedzy, że samochód pochodzi z przestępstwa - podał dalej. Kiedy mokotowscy operacyjni zaczęli analizować zebrane w tej sprawie informacje w postaci zeznań i własnych ustaleń, okazało się, że mają do czynienia z zawiadomieniem o niepopełnionym przestępstwie przez 27-latka, jego fałszywymi zeznaniami, oszustwem i autentyczną kradzieżą, której dopuścił się 32-latek ze swoim 28-letnim bratem. - Kradzież umożliwił im wynajmujący toyotę z wypożyczalni, parkując ją w ustalonym miejscu i udostępniając kluczyki do auta jednemu z braci. Wszystko to było zrobione na zlecenie 44-letniego mężczyzny - opisał Koniuszy.
I dodał: - 27-latek wypożyczył samochód na zlecenie 44-latka, który w kradzież i rozbiórkę samochodu na części zaangażował dwóch braci. Mężczyźni byli przekonani, że ułożyli plan doskonały. Nie przypuszczali, że policjanci tak szybko powiążą fakty i cała sprawa wyjdzie na jaw.
Miał na tym zarobić tysiąc złotych
W trakcie prowadzonego postępowania pod nadzorem mokotowskiej prokuratury funkcjonariusze zatrzymywali podejrzanych, układając wszystko w jedną całość. Rzecznik mokotowskiej policji poinformował, że jako pierwszy został zatrzymany i aresztowany mężczyzna wynajmujący pojazd. - Stało się to kilka godzin po fałszywym zawiadomieniu o przestępstwie. Miał na tym zarobić 1000 złotych, ale w rezultacie się nie doczekał. Dzień później dołączył do niego młodszy z braci. W kolejnych dwóch dniach operacyjni zatrzymali 32-latka. Zlecający przestępstwo zauważył, że jego misterny plan się posypał i wszyscy zostali zatrzymani. Postanowił się ukryć. Zmieniał miejsca i kamuflował się do 28 października. Policjanci operacyjnie ustalili dokładnie, gdzie i o której godzinie będzie przebywał i zatrzymali go - zrelacjonował akcję policjant.
Mężczyźni po kolei byli dowożeni do prokuratury, gdzie stawiano im zarzuty. - Zarówno policjanci, jak i prokurator wnioskowali o zastosowanie wobec wszystkich środków zapobiegawczych w postaci tymczasowych aresztów. Mokotowski sąd nie miał wątpliwości, że wnioski są zasadne i każdego z nich aresztował na trzy miesiące. Teraz mężczyźni staną przed sądem. W zależności od rodzaju przestępstwa, jakie popełnili, grozi im od pięciu do ośmiu lat więzienia - podsumował Koniuszy.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: KSP