Justyna Wydrzyńska, działaczka Aborcji bez granic i aktywistka Aborcyjnego Dream Teamu, jest oskarżona o pomoc w dokonaniu aborcji. W jaki sposób? Wysłała innej kobiecie tabletki, dzięki którym mogłaby przerwać ciążę. W "Kobiecym Punkcie Widzenia" aktywistka powiedziała Małgorzacie Mielcarek, że nie żałuje tamtej decyzji.
Proces ruszył 8 kwietnia, ale rozprawę odroczono do 14 lipca. Dziś, zgodnie z planem, przed sądem mieli się stawić świadkowie: kobieta, której pomagała Wydrzyńska oraz jej mąż. Ze względu na ich nieobecność rozprawa została znów odroczona, tym razem do 14 października.
OGLĄDAJ TVN24 NA ŻYWO W TVN24 GO>>>
Ordo Iuris jest uczestnikiem postępowania
Przed sądem nie zabrakło za to zwolenników Wydrzyńskiej, którzy pojawili się, by okazać jej wsparcie. Tuż po opuszczeniu sali sądowej aktywistka wraz ze swoim adwokatem wzięła udział w briefingu. Dziennikarze dopytywali między innymi o to, dlaczego w postępowaniu bierze udział Ordo Iuris.
- Jako organizacja społeczna Ordo Iuris zostało dopuszczone jako uczestnik tego postępowania. Tę kwestię rozstrzygnięto jeszcze na poprzedniej rozprawie. My wtedy sprzeciwialiśmy się temu. Wykazywaliśmy, że nie ma przesłanek, aby akurat w tym postępowaniu Ordo Iuris uczestniczyło, ale sąd podjął decyzję zgodną z tym wnioskiem. Jest to specyficzny uczestnik, który może zabierać głos. Natomiast nie ma prawa zadawania pytań świadkom czy składania wniosków odwoławczych - mówił Jerzy Podgórski, adwokat, który reprezentuje Justynę Wydrzyńską.
Podgórski podkreślił, że ma nadzieję, iż świadkowie stawią się już w kolejnym terminie i będzie można przeprowadzić czynności, które są niezbędne do zakończenia postępowania dowodowego.
Czytaj też: Ordo Iuris: Kim są?
"Przyjdź i pokaż, że masz odwagę kontynuować dzieło, które zacząłeś"
Głos zabrały również aktywistki z Aborcji Bez Granic. Kolejną rozprawę, którą odroczono, nazwały "maskaradą". - To nie jest sprawa o Ordo Iuris, to nie jest nawet sprawa o Justynie. To jest sprawa o przemocy domowej, to on (mąż kobiety, której Wydrzyńska miała pomóc w aborcji - przyp. red.) powinien siedzieć na ławie oskarżonych. To on powinien się tłumaczyć z tego, że kontrolował swoją partnerkę, że chciał ją zmusić do urodzenia dziecka. A nagle okazuje się, że jak trzeba wyjść do ludzi, to po prostu znika. Przyjdź i pokaż, że masz odwagę kontynuować dzieło, które zacząłeś - powiedziała jedna z aktywistek.
Jak poinformowały zwolenniczki Justyny Wydrzyńskiej, wyrazy poparcia dla oskarżonej płyną z różnych części świata. - Wstawił się rząd Belgii, Francji, dziś na rozprawie byli ambasadorowie Holandii, Belgi, Stanów Zjednoczonych i Kanady - wyliczały.
Na koniec briefingu aktywistki z Aborcji Bez Granic przypomniały, że cały czas działają tak jak dotychczas i że kobiety, które potrzebują ich wsparcia, mogą na nie liczyć.
Pierwszy taki proces w Polsce
O tym, że Justyna Wydrzyńska miała pomóc innej kobiecie w dokonaniu aborcji, zrobiło się się głośno wiosną br. Ania - kobieta, która prosiła aktywistkę o pomoc - miała być zmuszana do donoszenia ciąży przez swojego męża. To właśnie on wezwał policję, gdy znalazł pigułki.
- Ja sama wiem, co to znaczy przemocowa relacja małżeńska - mówi Wydrzyńska, która od lat informuje kobiety o tym, w jaki sposób mogą legalnie przerwać ciążę. Samo informowanie jest w Polsce zgodne z prawem. Podanie tabletek - już nie. W świetle Kodeksu karnego "każdy, kto udziela kobiecie ciężarnej pomocy w przerwaniu ciąży lub ją do tego nakłania, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3".
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autorka/Autor: aa/r
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24