Chemicy z PSP analizują jakość powietrza w związku z pożarem, który przed czwartą nad ranem wybuchł w centrum handlowym przy ulicy Marywilskiej na warszawskiej Białołęce. Są też w Łomiankach, gdzie wiatr przywiał chmurę dymu. Uspokajają, że choć odnotowali lekkie przekroczenie norm, ale nie jest to niebezpieczne dla życia i zdrowia mieszkańców.
- Strażacy monitorują okolice miejsca pożaru. Są też w Łomiankach z mobilnym laboratorium skażeń chemicznych - powiedział przed kamerą TVN24 starszy brygadier Karol Kierzkowski, rzecznik Komendanta Głównego PSP.
Wyjaśnił, że strażacy sprawdzili kierunek wiatru i okazało się, że chmura dymu rozprzestrzeniła się w stronę Łomianek i Nowego Dworu Mazowieckiego, a częściowo dotarła też do powiatu pruszkowskiego.
Strażacy o lekkich przekroczeniach norm
- Mamy lekkie przekroczenia norm, ale nie jest to niebezpieczne dla życia i zdrowia mieszkańców – stwierdził st. bryg. Kierzkowski.
Dodał, że strażacy są też w kontakcie ze służbami zarządzania kryzysowego wojewody mazowieckiego oraz z Rządowym Centrum Bezpieczeństwa.
ZOBACZ TEŻ: Tak wygląda wnętrze spalonego centrum handlowego
- Będziemy sprawdzali odczyty ze stacji monitorujących jakość powietrza w Warszawie i okolicznych miejscowościach – zaznaczył.
GIOŚ: nie ma istotnego podwyższenia poziomu stężeń
Z komunikatu Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wynika, że stacje monitoringu jakości powietrza nie wykazały istotnego podwyższenia stężeń pyłu zwieszonego PM10 i PM2,5, dwutlenku siarki i dwutlenku azotu.
Jedynie na stacji w Warszawie przy ul. Tołstoja (stacja należąca do Urzędu m. st. Warszawa) znajdującej się w dzielnicy Bielany, ok 6,5 km na południowy zachód od pożaru, odnotowano wartości ok. dwukrotnie wyższe niż na okolicznych stacjach w tym okresie.
"O godz. 06:00 stężenie pyłu zawieszonego PM10 wyniosło 55,8 µg/m3, pyłu zawieszonego PM2,5 48,1 µg/m3, jednak był to chwilowy wzrost. Obecnie (dane z godz. 09:00) wyniki na tej stacji są niskie i wynoszą: pył zawieszony PM10 17,9 µg/m3, pył zawieszony PM2,5 10,6 µg/m3.
GIOŚ skierował na miejsce specjalny mobilny samochód (tzw. "chmurę"), którego zadaniem jest bieżące monitorowanie rozprzestrzeniania zanieczyszczeń powietrza wokół miejsca pożaru.
Zadziałały czujki
Cała hala Marywilskiej 44 spłonęła. Jak wcześniej już informowali strażacy, pożar rozprzestrzenił się błyskawicznie z powodu nagromadzonych w środku materiałów łatwopalnych, przede wszystkim tekstyliów.
Pierwsze zastępy straży pojawiły się na miejscu 11 minut po otrzymaniu sygnału o żywiole. Wówczas ogień objął już dwie trzecie powierzchni hali.
Z informacji przekazanych przez komendanta głównego PSP nadbrygadiera Mariusza Feltynowskiego wynika, że straż pożarną powiadomił o wybuchu pożaru automatyczny system monitorowania zainstalowany w hali.
Nikt nie dzwonił na numer alarmowy
- Tak szybkie rozprzestrzenienie się ognia jest sytuacją nietypową. Nie wiemy jeszcze, co było przyczyną pożaru. Ustalać to będą biegli. Być może nie zadział system odcinający poszczególne strefy w hali, co miało zapobiec rozprzestrzenieniu się ognia – zaznaczał komendant.
Dodał, że zanim straż została zaalarmowana, nikt nie zadzwonił na numer alarmowy. Zdaniem przedstawicieli PSP możliwe jest, że świadkowie obserwowali pożar, sądząc, że ktoś już powiadomił służby.
Źródło: TVN24, PAP