"Dziś J. Śpiewak przegrał ze mną proces o ochronę dóbr osobistych. Sąd nakazał mu publiczne przeprosiny oraz wpłatę 10 tys. na wskazane przeze mnie hospicjum dla dzieci. Śpiewak z właściwą sobie gracją, oszczędnie gospodarując prawdą, zaś hojnie kłamstwem, przypisał mi udział w aferze reprywatyzacyjnej. Mimo skierowanego do niego żądania o sprostowanie, wciąż powielał swoje kłamliwe oskarżenia" - poinformował we wtorek na Facebooku Jacek Wojciechowicz.
Wyrok sądu pierwszej instancji skomentował również skazany. "Kolejny skandaliczny wyrok, w którym polskie sądy występują przeciwko wolności słowa. Zostałem skazany za jedno zdanie w poście, które sam wiceprezydent de facto publicznie wypowiedział. Sąd w uzasadnieniu zarzucał nam, że nie udowodniliśmy związków Jacka Wojciechowicza z aferą reprywatyzacyjną podczas, gdy wcześniej odmówił nam możliwości przeprowadzenia w tej sprawie dowodów" - napisał Jan Śpiewak.
Konflikt dotyczył wpisu aktywisty na Facebooku. Napisał on, że były wiceprezydent stracił pracę z powodu udziału w aferze reprywatyzacyjnej. Wojciechowicz wytoczył Śpiewakowi sprawę o ochronę dóbr osobistych i domagał się kilkunastu tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Uzasadnienie wyroku sądu
Jak podkreślono w uzasadnieniu wyroku, aktywista przedstawił Wojciechowicza jako osobę niegodną zaufania, a jego słowa nie mogą być uznane za działanie "w uzasadnionym interesie społecznym". Sąd postanowił uwzględnić wytoczone przeciwko Śpiewakowi powództwo w przeważającym zakresie. Aktywista musi usunąć sporną część wpisu, opublikować przeprosiny, które mają być widoczne przez 30 dni oraz wpłacić 10 tysięcy złotych na Fundację Warszawskie Hospicjum dla Dzieci.
Jak wskazano, sporne fragmenty wpisu "negowały walory etyczne i moralne powoda", a także "przedstawiały go jako osobę niekompetentną, niegodną zaufania, narażały go na utratę zaufania w środowisku publicznym i prywatnym". - Niewątpliwie zatem zamieszczone informacje naruszały jego dobre imię, cześć i godność - uznał sąd.
Sędzia dodała jednocześnie, że wypowiedź, o której mowa, miała charakter wypowiedzi o faktach. - Jan Śpiewak w swoich postach nie wskazywał, że ich treść stanowi jego zdanie czy opinię na ten temat - powiedziała sędzia.
Podkreśliła przy tym, że oczywistym jest, iż sposób reprywatyzacji nieruchomości warszawskich i związane z nim nieprawidłowości to problem "istotny społecznie i budzący od dłuższego czasu zainteresowanie". - Jednakże upublicznianie informacji niezgodnie z prawdą, że dana osoba została zdymisjonowana z tego względu, że brała udział w aferze reprywatyzacyjnej, nie może być uznane za działanie w uzasadnionym interesie społecznym - uznał sąd.
Sprawa toczyła się od 2019 roku. Wyrok jest nieprawomocny.
Zeznania byłej prezydent Warszawy
Podczas rozprawy, która odbyła się 18 maja, przed sądem zeznawała była prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Zapytana o okoliczności rozwiązania stosunku pracy z Wojciechowiczem odpowiedziała: - Nie wykonał on i jemu podlegli pracownicy przewidzianych budżetem inwestycji. To było w połowie roku. Inwestycje, które powinny być wykonane co najmniej w kilkunastu procentach, co roku były wykonane w około 20. Jeśli chodzi o wtedy – były poniżej 10 procent – wskazała.
Pytana z kolei o to, czy przyczyną dymisji był udział w aferze reprywatyzacyjnej, stwierdziła, że nie było żadnego związku.
- Nie było żadnego związku, na dowód czego mogę jeszcze powiedzieć, że Biuro Rozwoju zostało przeze mnie zreorganizowane tak, że zostało zlikwidowane (...). Został również odwołany z tego stanowiska ówczesny dyrektor Jerzy Kulik. To była restrukturyzacja inwestycji ze względu na zły wynik – podkreślała. Dodała, że nigdy w wypowiedziach publicznych nie mówiła, że Wojciechowicz został zwolniony ze względu na udział w aferze reprywatyzacyjnej: - Pierwsza konferencja, taka emocjonalna. Wyraźnie zaznaczyłam, że to nie ma związku z aferą reprywatyzacyjną - mówiła przed sądem Gronkiewicz-Waltz.
Autorka/Autor: dg/b
Źródło: tvnwarszawa.pl, PAP