Hanna Gronkiewicz-Waltz zeznawała zdalnie w sprawie o ochronę dóbr osobistych, którą wytoczył były wiceprezydent stolicy Jacek Wojciechowicz Janowi Śpiewakowi. - Nigdy nie miałam takiej intencji, żeby przyklejać do niego aferę reprywatyzacyjną. Dymisja wynikała z tego, że nie wykonał on i podlegli mu pracownicy przewidzianych inwestycji w 2016 roku – tłumaczyła była prezydent Warszawy.
Proces odbywa się przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Przesłuchanie Hanny Gronkiewcz-Waltz odbyło się zdalnie. Jako świadek odpowiadała na pytania w sprawie dotyczącej odwołania jej zastępcy Jacka Wojciechowicza w 2016 roku.
Działacz ruchów miejskich Jan Śpiewak w poście na portalu społecznościowym Facebooku, napisał, że były wiceprezydent stracił pracę z powodu udziału w aferze reprywatyzacyjnej. Wojciechowicz wytoczył mu sprawę o ochronę dóbr osobistych i domaga się od niego kilkunastu tysięcy złotych zadośćuczynienia.
Gronkiewicz-Waltz: dymisja nie miała związku z aferą reprywatyzacyjną
Przed sądem Gronkiewicz-Waltz opowiadała, że Wojciechowicz w czasie pełnienia funkcji wiceprezydenta odpowiadał za inwestycje w Warszawie. - Pracował dla rozwoju Warszawy. Był odpowiedzialny za wszystkie inwestycje prowadzone w Warszawie. Zarówno bezpośrednio, będąc wiceprezydentem, jak i pośrednio, kiedy te inwestycje prowadziły spółki takie jak Metro, Tramwaje Warszawskie czy autobusy. Również nadzorował budowy, te wszystkie jednostki związane z budowaniem, z nowymi inwestycjami – wymieniała.
Zapytana o okoliczności rozwiązania stosunku pracy odpowiedziała: - Nie wykonał on i jemu podlegli pracownicy przewidzianych budżetem inwestycji. To było w połowie roku. Inwestycje, które powinny być wykonane co najmniej w kilkunastu procentach, co roku były wykonane w około 20. Jeśli chodzi o wtedy – były poniżej 10 procent – wskazała.
Pytana z kolei o to, czy przyczyną dymisji był udział w aferze reprywatyzacyjnej, stwierdziła, że nie było żadnego związku. - Nie było żadnego związku, na dowód czego mogę jeszcze biuro rozwoju zostało przeze mnie zdezorganizowane tak, że zostało zlikwidowane, czyli odpowiedzialne za inwestycje. Został również odwołany z tego stanowiska ówczesny dyrektor Jerzy Kulik. To była restrukturyzacja inwestycji ze względu na zły wynik – podkreślała.
Dodała, że nigdy w wypowiedziach publicznych nie mówiła, że Wojciechowicz został zwolniony ze względu na udział w aferze reprywatyzacyjnej: - Pierwsza konferencja, taka emocjonalna. Wyraźnie zaznaczyłam, że to nie ma związku z aferą reprywatyzacyjną.
- Było wykonanie poniżej formy. Kiedy zatelefonowałam do Kulika w czerwcu, było 5 procent, później przez cały rok poniżej 10 procent. Wyniki były dla mnie niezadawalające. Radni też się dopytywali, czemu są takie niskie – mówiła dalej.
Wskazała też, że decyzję o dymisji Wojciechowicza podjęła już w czerwcu, ale oficjalnie poinformowała o tym po sezonie urlopowym w sierpniu. - Zaproponowałam mu funkcję prezesa Tramwajów Warszawskich, ale nie przyjął – powiedziała.
- Nigdy nie miałam takiej intencji, żeby przyklejać do niego aferę. Zmieniłam kierownictwo i wcieliłam je do funduszy europejskich – wskazała była prezydent.
Przedstawiła też tweety Jana Śpiewaka zapowiadające wtorkową rozprawę. - To wprowadzanie w błąd, że sprawa dotyczy afery reprywatyzacyjnej – mówiła przed sądem.
Wojciechowicz: stwierdzenia Śpiewaka poniżające
Głos zabrał też Wojciechowicz. Pytany, jaki powód swojej dymisji usłyszał, powiedział: - Pani prezydent jednoznacznie powiedziała, że chodzi o wykonanie inwestycji. To był jedyny powód, który mi przedstawiono. Inne nie są mi wiadome.
Pytany przez sąd, w jaki sposób publikacje Śpiewaka wpłynęły na jego życie, opowiadał: - Są to stwierdzenia, które są według mnie przynajmniej poniżające w opinii publicznej, pozbawiające mnie autorytetu czy dobrej czci. Na pewno to nie ułatwia, bo Pan Śpiewak nie tylko użył takiego sformułowania, ale potem tym sformułowaniem szelmował w różnych innych swoich wypowiedziach. Jeżeli nie wprost, jak to zostało określone w tej konkretnej wypowiedzi, to w bardzo zbliżony sposób. Przykładem może być to, że kiedy zostało ogłoszone, że być może będę kandydować z lewicy w Warszawie do Sejmu, to w licznych tweetach itd. pan Śpiewak w dalszym ciągu za wszelką cenę starał się łączyć moją osobę z aferą reprywatyzacyjną – wskazał.
- Nie ułatwiało mi to pracy, ani nawet osobistych kontaktów – dodał.
Zapytany też o kwotę, jakiej domaga się w związku ze sprawą od Śpiewaka, odpowiedział, że ten powinien "odczuć karę". - Nasza przestrzeń publiczna jest przesycona kłamstwami. Nie ma miejsca na kłamstwa w przestrzeni medialnej, przestrzeni publicznej – mówił.
Wojciechowicz dodał, że nie zgadzał się z umotywowaniem jego zwolnienia, ale "prezydent miała prawo podjąć taką decyzję".
Śpiewak o aferze reprywatyzacyjnej
Aktywista Jan Śpiewak pytany o to, czy kojarzy posty, które są przedmiotem sprawy i skąd miał wiedzę powodach zwolnienia Wojciechowicza, odpowiedział: - To były źródła wszelakie. To były interpelacje radnych, to były artykuły prasowe, to była analiza wydawanych pozwoleń na budowę, warunki zabudowy oraz tego jak plany miejscowe wyglądały - wyliczył.
Jego zdaniem afera reprywatyzacyjna "nie jest jedynie aferą związaną z nielegalnym przyjmowaniem gruntu przez grupy przestępcze". - Nie byłoby afery reprywatyzacyjnej, gdyby nie możliwość też dalszej komercjalizacji i zabudowy tych działek, które były przejmowane w sposób nielegalny. Mój post odnosił się do reprywatyzacji zdaje się z 2014 roku. Już w 2014 roku mówiliśmy o tym, jak bardzo urząd miasta w postaci nie tylko Jacka Wojciechowicza - tam była mowa też o burmistrzu śródmieścia - jak bardzo szli na rękę jednemu z głównych oskarżonych w aferze reprywatyzacyjnej przy budowaniu nieruchomości w centrum Warszawy – wskazał Śpiewak.
Według niego chodziło o biurowiec na placu Zamkowym, ogród Jordanowski na ulicy Szarej, gimnazjum na ulicy Twardej, boisko na ulicy Foksal oraz teren na placu Defilad. - Co nie znalazło się w poście, to ogromny udział prezydenta Wojciechowicza w sprawie ogródków działkowych na Waszyngtona, gdzie również kwestia planowania przestrzennego, wydawania pozwoleń na budowę, które Jacek Wojciechowicz miał pod sobą, były absolutnie kluczowe, żeby mogło dojść do przejęcia tych nieruchomości. Dla mnie jest jasne, że afera reprywatyzacyjna nie miała miejsca, gdyby nie działalność nadzorowanych przez Jacka Wojciechowicza fragmentów instytucji urzędu miasta - ocenił przed sądem.
Aktywista nie zmienia zdania
Śpiewak pytany o to, czy w dalszym ciągu uważa, że Wojciechowicz został zdymisjonowany przez udział w aferze reprywatyzacyjnej, odpowiedział twierdząco. - Został zwolniony za udział w aferze reprywatyzacyjnej. Czuję się jak w procesie Kafki – przyznał.
Krzysztof Nowiński, pełnomocnik Śpiewaka podkreślał z kolei, że wpis pozwanego "to nie wypowiedź o prezydencie, tylko o inwestycjach". - "Zwolniony za udział w aferze reprywatyzacyjnej" – tym sformułowaniem pan Wojciechowicz poczuł się pokrzywdzony. Bo jeśli czuje się obrażony, to powinien pozwać kilkanaście osób w tym siebie samego – przekonywał pełnomocnik.
Jego zdaniem Wojciechowicz wielokrotnie wypowiadał się w mediach, gdzie - jak wskazał - mówił wprost, że jest "kozłem ofiarnym, że zarzuca się odpowiedzialność za aferę reprywatyzacyjną". - Przed postem (Śpiewaka – red.) ukazały się artykuły, gdzie napisano, że wiceprezydenci zostali zwolnieni za udział w aferze reprywatyzacyjnej – wskazywał dalej pełnomocnik.
I dodał: - Jan Śpiewak o aferze reprywatyzacyjnej mówił od lat i mówił to w interesie społecznym. Za tego typu rzeczy był mocno chwalony. Intencją Śpiewaka nie jest robienie psikusa czy obrażenie pana Wojciechowicza, tylko zwrócenie uwagi na to, jak wyglądała afera reprywatyzacyjna – podkreślał Nowiński.
Zdaniem pełnomocnika, Wojciechowicz pretensje "powinien mieć do Gronkiewicz-Waltz i polityków PO". - Nie tylko Wojciechowicz uważał, że został zwolniony w związku aferą reprywatyzacyjną, ale też media. Wytypowano mnie. Wiedział, że nie udowodni tego Grzegorzowi Schetynie, Sławomirowi Neumannowi. To działanie cyniczne, wkraczające poza normy debaty publicznej, to rodzaj zemsty. Uważa, że złamałem mu karierę, ale to nie ja – mówił z kolei aktywista Jan Śpiewak.
Sąd odroczył ogłoszenie orzeczenia w tej sprawie na 1 czerwca i zapowiedział, że odbędzie się również w formie zdalnej.
Źródło: tvnwarszawa.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24