Nie doszło do publicznej projekcji filmu "Tylko nie mów nikomu" pokazującego przypadki przestępstw seksualnych wobec dzieci, jakich dopuścili się duchowni. Organizatorzy, w tym lider Wiosny - Robert Biedroń, zamierzali wyświetlić w poniedziałek wieczorem film na fasadzie budynku przylegającego do Katedry Polowej Wojska Polskiego. Policja zajęła projektor. - Polacy zobaczyli prawdę. Możecie aresztować miliony rzutników, ale prawdy nie aresztujecie - skomentował lider partii Wiosna.
W sobotę w internecie został opublikowany trwający ponad dwie godziny film dokumentalny Tomasza Sekielskiego i jego brata Marka "Tylko nie mów nikomu" przedstawiający przypadki pedofili w polskim Kościele. W ponad dwugodzinnym dokumencie znalazły się między innymi wstrząsające relacje ofiar, które stanęły oko w oko ze swoimi oprawcami. Są także wyznania tych, którzy przyznają się do winy. Kamera towarzyszy skrzywdzonym w podróżach do miejsc, w których - jak opisują w filmie - dochodziło do molestowania.
Film "Tylko nie mów nikomu" obejrzało w ciągu dwóch dni ponad dziesięć milionów osób.
"Tak wygląda cenzura w 2019 roku"
W poniedziałek wieczorem organizatorzy ustawili projektor na stołecznym placu Krasińskich i zamierzali wyświetlić film braci Marka i Tomasza Sekielskich "Tylko nie mów nikomu" na fasadzie budynku przylegającego z prawej strony do Katedry Polowej Wojska Polskiego.
Przed projektorem ustawiło się kilku funkcjonariuszy, uniemożliwiając w ten sposób projekcję. Mimo to przez chwilę na ścianie budynku pojawiło się kilka kolorowych plam, rzucanych przez urządzenie do wyświetlania filmów. Jeden z obecnych na miejscu policjantów poinformował organizatorów, że administrator budynku nie wyraził zgody na projekcję na fasadzie. Podkreślił, że jeżeli dojdzie do projekcji, aparat zostanie zajęty. Biedroń protestował, twierdząc, że nie ma podstawy prawnej do takiej interwencji policji. Według relacji lidera Wiosny jeden z funkcjonariuszy miał powiedzieć, że doszło jedynie do próby projekcji.
Policjant odpowiadał, że w pewnym momencie "wiązka światła poszła". Funkcjonariusze poprosili właściciela sprzętu, aby odłączył projektor. Następnie zabrali urządzenie do oznakowanego samochodu i odjechali. Na to zebrani zareagowali okrzykami: "hańba, hańba" i "cenzura, cenzura".
- Tak wyglądała projekcja filmu, który miał pokazać prawdę o Kościele, a skończyło się aresztowaniem rzutnika - skomentował Biedroń. - Polacy zobaczyli prawdę. Możecie aresztować miliony rzutników, ale prawdy nie aresztujecie - dodał. W ocenie lidera Wiosny uniemożliwienie publicznego pokazu filmu Sekielskich było wyrazem "sojuszu tronu z Kościołem". - Tak wygląda cenzura w 2019 roku - stwierdził. Zapowiedział, że podobne projekcje będzie organizował w całej Polsce.
Zapytany przez dziennikarzy, czy nie mógł zorganizować projekcji w kinie, lider Wiosny odpowiedział: - Chodzi o to, żeby Kościół zobaczył coś, czego [arcybiskup - przyp. red.] Leszek Sławoj Głódź nie chce zobaczyć.
- Oni odwracają głowę od tego - dodał. Należąca do organizatorów wydarzenia radca prawna Anna Tarczyńska oznajmiła, iż wcześniej została poinformowana, że sprzęt zostanie zabrany, jeśli będzie wyświetlany film. Według niej policja miała podać jako podstawę prawną swego działania art. 63a Kodeksu wykroczeń.
- Przeczytałam dokładnie ten przepis - on nie jest w żaden sposób podstawą prawną do takich działań - przekonywała Tarczyńska. - A już przede wszystkim nie można rekwirować tego sprzętu, bo nawet przez moment nie doszło do wyświetlenia filmu - dodała.
Przywołany artykuł Kodeksu wykroczeń mówi, że "Kto umieszcza w miejscu publicznym do tego nieprzeznaczonym ogłoszenie, plakat, afisz, apel, ulotkę, napis lub rysunek albo wystawia je na widok publiczny w innym miejscu bez zgody zarządzającego tym miejscem, podlega karze ograniczenia wolności albo grzywny".
"Sławoj Leszek Głódź odwrócił głowę od problemu"
Wcześniej podczas wystąpienia dla mediów Biedroń wyjaśnił, że miejsce, w którym miał być zorganizowany publiczny pokaz filmu, jest symboliczne. - To Katedra Wojska Polskiego, w której przez wiele lat pełnił swoją posługę Sławoj Leszek Głódź, który znalazł się na niechlubnej liście opracowanej przez Fundację "Nie lękajcie się", obrazującej przypadki księży, hierarchów kościelnych ukrywających przypadki pedofilii w polskim Kościele katolickim - mówił polityk. Metropolita gdański Sławoj Leszek Głódź w niedzielę przed mszą świętą, w której uczestniczył, został zapytany przez "Fakty" TVN o to, czy widział film. - Wczoraj miałem inne zajęcia, nie oglądam byle czego - odpowiedział metropolita gdański. Nie udzielił także odpowiedzi na pytanie, czy wiedział o czynach pedofilskich księdza Franciszka Cybuli. - Proszę mnie tutaj nie atakować i nie prowokować, bo ja taki naiwny nie jestem - odparł.
- Sławoj Leszek Głódź odwrócił głowę od problemu, który był przez długi czas, niestety, zamiatany pod dywan - komentował Biedroń. - Przyszedł najwyższy czas, żeby zrobić coś, co Kościół katolicki robił przez wiele lat. Kościół katolicki (...) spowiadał nas z naszych grzechów. Dzisiaj naszedł czas, żebyśmy to my, jako społeczeństwo, wyspowiadali kościół z jego grzechów. Dlatego dziś zorganizowaliśmy prelekcję filmu braci Sekielskich "Tylko nie mów nikomu", żeby pokazać obłudę i hipokryzję Kościoła - dodał lider Wiosny.
Biedroń na zmianę z posłanką z Koła Poselskiego Teraz! Joanną Scheuring-Wielgus odczytali nazwiska hierarchów, którzy - jak to określili - "ukrywali i przenosili księży - sprawców pedofilii". - Kazimierz Nycz, Sławoj Leszek Głódź, Marian Gołębiewski, Jan Tyrawa, Henryk Gulbinowicz, Józef Górzyński, Wojciech Ziemba, Edmund Piszcz, Henryk Hoser, Marek Jędraszewski, Juliusz Paetz, Józef Michalik, Andrzej Dziuba, Jacek Jezierski, Jan Wątroba, Zygmunt Kamiński, Stanisław Stefanek, Marian Przykucki, Stanisław Wielgus, Andrzej Suski, Andrzej Czaja - wymieniali.
- Domagamy się, aby pan [minister spraw wewnętrznych i administracji Joachim - przyp. red.] Brudziński o szóstej rano wszedł do wszystkich diecezji, do których należą ci biskupi i zaczął ich przesłuchiwać - powiedziała Scheuring-Wielgus.
Policja: interwencja wynikała z braku zgody na projekcję
"Interwencja dotycząca zabezpieczenia rzutnika miała miejsce podczas spontanicznego zgromadzenia. Wynikała z braku zgody ze strony administratora na projekcje filmu na jego budynku. Podkreślam, że w każdym miejscu, jeżeli zarządca bądź administrator wyda zgodę, można film odtworzyć" - napisał rzecznik prasowy komendanta stołecznego policji komisarz Sylwester Marczak w piśmie przesłanym TVN24 w poniedziałkowy wieczór.
"Tu tej zgody nie było. Organizatora oraz osoby obsługujące projektor poinformowano o braku zgody ze strony administratora obiektu na możliwości projekcji filmu na ścianie budynku. Niestety, osoby te nie reagowały" - czytamy w komunikacie.
PAP, tmw, now