"Mieli tylko siekierkę. Nie dało się go pociąć, bo szło echo"

Proces gangu - zdjęcie ilustracyjne
Proces gangu - zdjęcie ilustracyjne
Źródło: tvnwarszawa.pl
Oskarżony w procesie gangu obcinaczy palców opowiedział śledczym o tym, jak zginęła jedna z ofiar. "Mieli tylko siekierkę i nie dało się go pociąć, bo szło echo od uderzeń. Bali się, że ktoś usłyszy. Kupili brzeszczoty, czyli piłki do metalu. I już kończą, zaraz się go pozbędą" - wyjaśniał.

Te wyjaśniania złożył w śledztwie dotyczącym gangu obcinaczy palców człowiek uważany przez policję za jednego z przywódców tej grupy - 49-letni Grzegorz K. ps. Ojciec. Mówił o tym 22 kwietnia 2016 r. podczas przesłuchania w prokuraturze. W czwartek sąd odczytywał te wyjaśnienia w rozpoczętym kilka tygodni temu procesie o serię brutalnych porwań i zabójstw Grzegorz K. jest jednym z 14 oskarżonych.

Mieszkanie do przyprowadzania panienek

Na razie przed sądem nie mówi wiele, ale potwierdza niemal wszystko to, co opowiadał w śledztwie. A mówił dużo, bo liczy na nadzwyczajne złagodzenie kary, czyli tzw. status "małego świadka koronnego". Podczas blisko 20 przesłuchań opowiadał prokuratorowi i policjantom m.in. o kulisach zabójstwa Hindusa Harisha Hitange. Zaprowadził śledczych do mieszkania na Ursynowie, w którym przestępcy mieli przetrzymywać ofiarę porwania, a następnie brutalnie zabić.

- Mieszkanie, było przy ulicy Jeżewskiego. Ja wynająłem to mieszkanie na lewe nazwisko na prośbę Z. (Piotra Z. ps. Skoti, innego członka gangu - red.). Potrzebował go do ukrywania nielegalnych rzeczy i przyprowadzania panienek - wyjaśnił Grzegorz K.

Później opowiedział o dwóch swoich wizytach w tym mieszkaniu, w połowie 2004 roku.

- W mieszkaniu byli M. i K. (Janusz M. ps. Janek vel Fasola i Andrzej K. ps. Koniu vel Kobyła). Po wejściu zobaczyłem, że stoi tak na boku wielki kosz. Wiklinowy, taki, jakiego używa się do bielizny. Miał 70 cm wysokości i szerokości oraz jakieś 120 cm długości. W trakcie rozmowy zorientowałem się, że nie są sami. Z. dowiedział się, że oni mają kogoś w łazience. "Co tam, świnię ukrywacie?" Mówiąc "świnia" miał na myśli jakąś panienkę. Z. wszedł do łazienki i zaraz mnie zawołał. Zobaczyłem człowieka, o śniadej twarzy dobrze opalonego. Nie był to Murzyn, ale nie był biały. Siedział po prawej stronie na podłodze, w miejscu przeznaczonym na pralkę. Pamiętam, że miał obcięte dwa palce. Mały i ten obok, nie wiem, jak go nazwać. To był człowiek drobnej postury, nie była to wielka osoba, był w jakichś spodniach i sweterku, bliżej nie umiem ich opisać. Siedział na jakimś kocu, na podłodze – relacjonował Grzegorz K.

Zobacz, co te bydlaki zrobiły

Opowiadał, że "Skoti" miał pretensje do "Janka" i "Konia"”, że go nie uprzedzili, że chcą kogoś trzymać w tym mieszkaniu. Gdy pożyczali klucz, to mieli tylko "pobalować" dwa dni.

- Na pytanie, jak go tu wnieśli, odpowiedzieli, że w tym koszu. Z garażu podziemnego do windy i z windy do mieszkania – opowiadał dalej Grzegorz K. Pamiętał, że "Skoti" bardzo się zdenerwował i kazał im się wynosić.

Po kilku dniach "Ojciec" jeszcze raz pojechał ze "Skotim" na Ursynów.

- Pytałem Z., czy już się wynieśli. Powiedział, że czyszczą mieszkanie, że się wynoszą - mówił K. podczas przesłuchania. - Gdy weszliśmy, zobaczyłem M. i K. Mieli podwinięte rękawy i zakrwawione ręce. Na podłodze w pokoju stała taka ruska torba, duża, gospodarcza. Z. myślał, że oni sprzątają to mieszkanie. Usłyszałem, że jeszcze nie zdążyli go zabrać. Z. otworzył łazienkę i zobaczył, że w wannie leży poćwiartowany ten człowiek. Był w szoku. Zawołał mnie, żebym zobaczył, co te bydlaki zrobiły z jego mieszkania. Stanąłem w progu łazienki. Widziałem, że ten człowiek miał już odcięte nogi i ręce. Leżał w wannie. Z. powiedział (do "Janka" i "Konia" – red.), że przecież wczoraj już mu mówili, że posprzątali. Na co tamci odpowiedzieli, że nie zdążyli. Bo wczoraj mieli tylko siekierkę i nie dało się go pociąć, bo szło echo od uderzeń. Bali się, że ktoś usłyszy. I dopiero kupili brzeszczoty, czyli piłki do metalu. I już kończą i zaraz się go pozbędą. I żeby się nie denerwować. Z rozmowy Z. z nimi wynikało, że nie zachowują się normalnie, jakby byli naćpani.

Grzegorz K. relacjonował też jeszcze rozmowę "Skotiego" z "Jankiem" i "Koniem": - Z. mówił, że mieszkanie będzie we krwi, że zostawią po sobie ślady. Że jak będą ciąć, to będą rozbryzgi. Na co oni powiedzieli, że poderżnęli mu gardło, żeby wyleciała wszystka krew do wanny i spuścili wszystko do kanalizacji. I dopiero potem zaczęli go ciąć. Nie wiem, który z nich mówił o podcięciu gardła. Na pytanie co z nim zrobią, powiedzieli, że mają cmentarz za basztą. Mówili o jakichś starych i niemieckich grobach, do których nikt nie zaglądał.

Pokornie błagała

Harish Hitange, Hindus od kilku lat mieszkający i pracujący w Polsce został porwany dokładnie 13 lat temu, 20 kwietnia 2004 r. Najprawdopodobniej przez pomyłkę, bo był kierowcą zamożnego biznesmena. Bandyci od jego bliskich żądali najpierw 2 mln euro. Po negocjacjach zgodzili się na 800 tys. dolarów. Przez trzy miesiące wymienili z członkami rodziny uprowadzonego aż 375 sms-ów. Żona mężczyzny w mediach "pokornie błagała" o jego uwolnienie. Na próżno. Okup nie został przekazany, a Harish Hitange nie odnalazł się do dziś.

Wszystko wskazuje na to, że nie żyje.

Kilku z oskarżonych w procesie gangu obcinaczy palców ma zarzut udziału w porwaniu Hindusa, ale tylko porwania. - Nikomu nie przedstawiliśmy do tej pory zarzutu zabójstwa – mówi w rozmowie z tvnwarszawa.pl prokurator Krzysztof Kuciński, autor aktu oskarżenia w tej sprawie.

Czy to oznacza, że opowieść Grzegorza K. o jego wizycie w ursynowskim mieszkaniu prokurator uznał za niewiarygodną?

- To nie tak - odpowiada oskarżyciel. - Śledztwo w tej sprawie wciąż trwa. Pewne okoliczności wciąż są weryfikowane. Nie jest tak, że przeszliśmy do porządku dziennego nad wyjaśnieniami Grzegorza K. - zapewnia.

To musi być po złości

Janusz M. ps. Janek vel Fasola oraz Andrzej K. ps. Koniu vel Kobyła to członkowie ursynowskiego odłamu gangu mokotowskiego, którzy poszli na współpracę z prokuraturą. To między innymi dzięki ich wyjaśnieniom śledczym udało się znaleźć nowe dowody przestępczej działalności tzw. gangu obcinaczy palców, ale też współpracującej z nim grupy Rafał B. ps. Bukaciak.

Janusz M. powiedział prokuraturze, że brał jedynie udział w przewożeniu porwanego Hindusa do domu pod Warszawą. - To był dom wolnostojący, z przybudówką albo garażem, w którym był kanał, do którego (Hindus - red.) został wrzucony i czymś przykryty, żeby nie było go widać – mówił "Janek" podczas przesłuchania. Dopiero później, jak relacjonował, dowiedział się, że Hindus nie żyje. Ale kto go zabił i gdzie, tego mu nie powiedziano. – A ja nie pytałem – wyjaśnił.

A co sądzi o wyjaśnieniach Grzegorza K.? - Nie wiem, dlaczego mnie pomawia. To musi być po złości, nie mam innego wytłumaczenia - stwierdził.

Obcinacze palców

Źródło: TVN24
Ruszył proces gangu obcinaczy palców
Ruszył proces gangu obcinaczy palców
Teraz oglądasz
CBŚ zatrzymało podejrzanych o porwania
CBŚ zatrzymało podejrzanych o porwania
Teraz oglądasz

Obcinacze palców

Piotr Machajski

Czytaj także: