Na krajowej "50" w Grębiszewie doszło w poniedziałek przed południem do czołowego zderzenia toyoty i ciężarówki przewożącej kruszywo. Osobówką podróżowała rodzina z powiatu otwockiego: 34-letnia matka, 5-letnia dziewczynka, 9-letni chłopiec, kierował 39-letni ojciec. Wypadek przeżyła wyłącznie kobieta, którą w stanie krytycznym przewieziono do szpitala. Zginął również 55-letni kierowca tira, mieszkaniec powiatu białostockiego.
- Cały czas mówimy o wstępnych ustaleniach. One wskazują na to, że kierujący samochodem osobowym zjechał w pewnym momencie na przeciwległy pas ruchu, wtedy doszło do zderzenia z samochodem ciężarowym. Wiele wskazuje na to, że kierujący samochodem ciężarowym robił wszystko, żeby tego zdarzenia uniknąć. Niestety nie udało się - poinformował w poniedziałek nadkomisarz Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji.
OGLĄDAJ TVN24 W INTERNECIE W TVN24 GO
"Akcja była bardzo wymagająca"
Jak relacjonowali strażacy, wszyscy uczestnicy wypadku byli uwięzieni w pojazdach. - Strażacy przystąpili od razu do wykonania dostępu do osób poszkodowanych przy użyciu narzędzi hydraulicznych. Niestety oznaki życia dawała tylko pasażerka samochodu osobowego. W pozostałych czterech przypadkach, po ewakuacji, lekarz stwierdził zgon - opisywał w rozmowie z redakcją "Faktów" TVN starszy kapitan Kamil Płochocki ze straży pożarnej w Mińsku Mazowieckim.
Jak przekazał, w kulminacyjnym momencie akcji ratowniczej w działaniach uczestniczyło osiem zastępów straży pożarnej. - Przy tego typu zdarzeniach działania ratownicze strażaków są wystawiane na ciężką próbę. Zdarzenia z udziałem dzieci cechują się dużym poziomem stresu - wyjaśnił.
- Akcja była bardzo wymagająca również ze względu na stan karoserii pojazdów, które uległy dewastacji. Kabina ciągnika siodłowego uległa całkowitemu zgnieceniu. Znajdowała się w rowie, przysypana kruszywem. Jeżeli chodzi o samochód osobowy, to w wyniku uderzenia silnik znajdował się w miejscu, gdzie powinien być kierowca - mówił. Wyjaśnił, że to oznacza, że długość pojazdu została skrócona do około trzech czwartych.
Dodał też, że w tej okolicy nie było wcześniej podobnych tragedii. - Byliśmy zdziwieni, że do zderzenia doszło w takim miejscu. To prosty odcinek drogi. Warunki pogodowe były idealne, świeciło słońce - zaznaczył.
Również rzecznik stołecznej policji przyznał, że poniedziałkowy wypadek był wydarzeniem, "obok którego ciężko przejść obojętnie". - Zawsze kiedy pracujemy na miejscu wypadków, zabójstw lub innych zdarzeń, najbardziej dotykają nas te, w których giną dzieci. Trzeba pamiętać o tym, że dzieci przy każdym zdarzeniu mają najmniej wpływu na to, co się wydarzyło. Dlatego powinniśmy pamiętać o tym, kogo wozimy i co jest dla nas priorytetem: świetne wakacje czy bezpieczna podróż - mówił Marczak.
Użyli skanera 3D
Prokuratura Rejonowa w Mińsku Mazowieckim wszczęła śledztwo w kierunku artykułu 177 paragraf 2 Kodeksu karnego, który dotyczy spowodowania wypadku komunikacyjnego ze skutkiem śmiertelnym. Jak poinformował prokurator rejonowy Marek Sęktas, trwają przesłuchania świadków. Dotychczas dzięki pomocy Żandarmerii Wojskowej w Mińsku Mazowieckim dokonano oględzin samochodów przy użyciu specjalnego skanera 3D. Prokurator wyjaśnił, że "urządzenie to umożliwia dokładne pomiary wszystkich parametrów oraz ich zobrazowanie w sposób plastyczny".
Zlecone zostały również bardziej szczegółowe oględziny ciągnika siodłowego i toyoty. Ich celem ma być między innymi ustalenie ewentualnych wcześniejszych uszkodzeń, które mogły doprowadzić do wypadku.
Sęktas przekazał, że sekcje zwłok ofiar wypadku będą przeprowadzone w ciągu dwóch najbliższych dni.
- Jeżeli ktoś by posiadał nagranie wypadku, to proszę, aby skontaktował się z prokuraturą. Z pewnością przyczyniłoby się do obiektywnego wyjaśnienia przyczyn tego zdarzenia - powiedział.
Autorka/Autor: kk/b
Źródło: tvnwarszawa.pl / PAP
Źródło zdjęcia głównego: TVN24